Na początku byłem zachwycony gameplayem, ale po jakiejś połowie gra robi się absurdalna. W kółko robimy te same czynności w ramach misji fabularnych, w tych samych lokacjach, z tymi samymi przeciwnikami. Czasem posłuchamy kaset i zobaczymy scenkę. Fulton, escape, get to the choppa. Odblokowywanie nowych misji to jakiś dramat - raz wskoczy nowa misja, innym razem nie i trzeba polatać trochę między bazą a mapą, albo zrobić przypadkowy side-ops, by w końcu Ocelot zatriggerował jakąś nową kwestię popychającą fabułę. Uczucie tzw. "play progression" to jakaś parodia. Wszystkie MGSy pchały fabułę do przodu, a tutaj jest gorzej niż w Saints Row, gdzie trzeba było na siłę robić poboczne zabawy, by odblokować main questy (tam przynajmniej było powiedziane, że "zrob 3x jakiś "tank mayhem" żeby ruszyć dalej". Utknąłem po misji 43 i czekam na odblokowanie 45. Za nic w świecie nie mogę tego przeskoczyć dalej:
Chyba skończę to na YT bo już nie mam siły.
Tutaj po prostu nie wiadomo gdzie co i jak, no coś nie tak jak na grę fabularną. 10/10 kurwa xDD Ta gra powinna się zamknąć w 15 gęstych godzinach pełnych wydarzeń i fabuły, a tak biegam po pustych mapach już ponad 60h i zastanawiam się dlaczego zdejmuję kolejne posterunki i robię wrogów w balona (dosłownie) - zmarnowane tyle czasu, które można było przeznaczyć chociaż na pójście srać. To powinno się nazywać jakiś Peace Walker 2 czy tam ile (nie wiem, nie grałem w nie), a nie pełnoprawny MGSV z wykastrowaną osią fabularną i randomowym progresem, z wplecionymi z dupy misjami głównymi typu "total stealth", "substistence" gdzie robimy to samo co wcześniej, tylko na hardzie no nie mogę xDD 8/10 za mechanikę gry, 3/10 za prowadzenie historii i wrażenie, że każdą misję projektował inny student 3 roku szkoły gier i multimediów, a potem Hideo Kojima zlepił to w całość dodając nagrania z kaset (i swoją sygnaturkę przed/po/w trakcie każdej misji).