Tycie chyba rozbija się raczej o to czy spożywasz więcej kcal niż spalasz, a nie ile danej substancji na kg/masy ciała zjesz. Chociaż czytając niektórych głodomorów z działu Klub Smakosza, zaczynam wątpić w sprawiedliwość natury. Kwestia taka, by te składniki odpowiednio dobierać, a nie zjeść 4000 kcal dziennie z samych pączków. Dla eksperymentu (i sprawdzenia reakcji organizmu) uciąłem węgle jeszcze bardziej, zwiększyłem za to ilość paliwa z tłuszczu i np. smażę na smalcu. Białka ok 150-160g dziennie. Zwolennicy diety optymalnej wspominają, że tłuszcz + białko równa się zdrowie i szczupła sylwetka, a wszelkie węgle (mąki, ziarna, płatki, a nawet w nadmiarze owoce) to plaga cywilizacyjna, której powinno się unikać. Któryś dietetyk się wypowie o swojej teorii w tym temacie?