-
Postów
18 099 -
Dołączył
-
Wygrane w rankingu
63
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez _Red_
-
W dużej ilości pobudza. Nie wiem czy już pisałem wcześniej, ale miałem (nie)przyjemność spróbować hamerykańskiego specyfiku energetycznego za dolara. Dwa łyki były, ale po wypiciu dwóch buteleczek trzepało mi serce jak porąbane, skupić się na robocie nie mogłem.
-
Co do MOMu - kiedyś uwielbiałem świńskie (dosłownie i w przenośni) mielonki tyrolskie na kanapki. Odkąd żyję w uświadomieniu, że jedzenie ma znaczenie, gównianego przemiału nie tykam. Wręcz mnie obrzydza jak widzę kotleciki z indyka po 1,49zł za 7 sztuk z reala czy coś w tym guście. Kiedyś takie lubiłem na obiad
-
Wszystko co zawiera kminek.
-
Kurde, chciałbym po paru dniach choroby tracić wagę. Zwykle jak się nie ruszam i nie spalam zbyt wielu kalorii, a jem standardowo, to po tygodniu L4 mam 3kg więcej.
-
Wszystko osobno smażyłem, razem zrobiłaby się breja. Smażony camembert nigdy mi się chyba nie znudzi, szczególnie w połączeniu z dość bądź co bądź mdłymi warzywami jak np. cukinia (ale dobrymi). Jak potem przebije się go widelcem i wnętrze wypływa na warzywa, to można dojść.
-
Ale jakie to pyszne razem... nadal bede sie upieral przy smaku jajka na miekko z wyrazistym majo typu Pegaz czy Kielecki.
-
No niestety ta burgerownia chyba tez sie zwinela, a szkoda. Menu jak w Moa (strona www dziala w najlepsze) i taniej duzo. Zjadlem kebaba w Efes w zastepstwie.
-
Jadl ktos? http://www.goody-tarnow.pl/ Odpowiednik Moa Burgera 200g wolowiny po 13,90zl z frytkami. Mysle by wstapic jak bede kolo rynku. edit: lol nie ma lokalu
-
Pewnie chodzi o kcal przy wycince. W końcu dobry majo ma coś koło 70-80% tłuszczu. Jeśli o to chodzi to chyba wolałbym już zjeść tę małą łyżeczkę majonezu do jajek (kosztem np. pieczywa), a nie męczyć jakieś wynalazki typu "majo light", smakujące breją. Jaja na sucho (lub z samą solą) jakoś mi nie wchodzą. Jajka + majo = Win! PS. chociaż w innym temacie faktycznie coś wspominałeś o alergiach, więc może to ma związek.
-
W Krakowie nie widziałem, za to pierwszy raz jadłem w ostatnie święta właśnie w PŃu - też z białą wiejską, mlask.
-
Dzieki wszystkim za odzew. Jakie partie sugerujesz do laczenia w superserie?
-
W Almie teraz jest promo na multum rodzajów milk (jak np. ta z Daim powyżej, albo z Oreo) po 2,99 zł. Tyle smaków, tyle kalorii. Nie wiadomo od czego zacząć. Dziś obgryzłem napowietrzoną bąboladę, a jeszcze chyba co najmniej z 10 smaków czeka w kolejce.
-
Polecicie jakieś ćwiczenia do poruszenia objętości przedramion, ewentualnie skorygujecie poniższy trening? Kiedyś oglądałem wywiady z Richem Pianą (nie, nie jest to jakiś mój idol) i zapadło mi jedno: "ręce mi nie rosły, więc zacząłem je ćwiczyć nie raz, ale dwa razy w tygodniu, do upadłego". Czy coś w tym stylu. No to zwiększyłem treningi na przedramię do dwóch razy w tygodniu, staram się je łączyć z bicepsem - wtedy ręce opadają. Biceps: - uginanie rąk ze sztangą 4 serie (12, 10, 8, 8) - uginanie rąk z hantlami (uchwyt młotkowy) 4 serie (12, 10, 8, 8) - uginanie rąk na maszynie 4 serie (12, 10, 8, 8) Przedramię: - uginanie nadgarstków ze sztangą podchwytem - 4 serie do palenia mięśni (czyli po ok 20 na serię) - uginanie nadgarstków z hantlami nachwytem - 4 serie do palenia (jw.) - uginanie ramion za sztangą trzymaną nachwytem - 4 serie (12, 10, 8, 8) Brakuje mi cholernie na służbowej siłce krążka na sznurku, żebym mógł nawijać ciężar. Pamiętam, że to powodowało srogi ogień w łapach. Na razie efekty są takie, że dość zauważalnie wzrosła mi siła rąk (czuję to po swobodzie dokładania większych obciążeń podczas tych samych ćwiczeń), optycznie też objętość i użylenie przynajmniej podczas treningu. Wydaje mi się, że wizualnie nieco definicja się poprawia, ale centymetry jakoś znacznie nie idą (niestety, ale zważam na kalorie, bo łatwo mnie podlewa w siedzącej pracy, więc nie mam za bardzo na czym gwałtownie rosnąć). U znajomych największe "kaczuchy" w przedramionach widoczne są u wspinaczy. Chude klaty, a łapy jak u popeya.
-
Little Big Planet 2. Poki co 1h czekam na instalke wszystkich aktualizacji...
-
No, odkad zyje to etykieta chyba sie nie zmieniala.
-
Uwielbiam cukinię. Też przed chwilą przyrządziłem pokrojoną w plastry i obtoczoną w panierce. Ale wzbogaciłem smażonymi pieczarkami oraz panierowanym camembertem President z dodatkiem chili. Rewelacja, chociaż krótko siedzi w żołądku - w końcu cukinia to prawie sama woda. Pół godziny minęło i już zjadłbym coś jeszcze a limit kcal wyczerpany ;<
-
No właśnie - Poznań. Majonez mojego dzieciństwa i zawsze łyżką opierdzielam jak odwiedzam rodzinne strony. U smoka wawelskiego takiego nie kupisz nigdzie:/
-
Oldschoolowy mullet jeszcze znosiłem w poprzednich częściach, ale teraz ten wąs:/... i nasz dziadek ciągle kaszle, strzyka mu w plecach. Dobrze, że nie mamy w czasie walki przestojów na insulinę, zmianę pieluchy i drzemkę. Dobrze, że szybko dostajemy facecamo.
-
Wiem, że to MGS (grałem we wszystkie główne części: MGS1-4) i w ogóle, ale im dalej w las, tym mniej gry:/. Po robocie dziś kontynuowałem od zapisu z aktu 3, pokonałem tamtejszego bossa i chyba już ponad 2,5h oglądam cutscenki (pomiędzy nimi były ze dwa save'y dla tych co wymiękają ). Chciałbym w nich chociaż cokolwiek wcisnąć, zasypiam jak oglądam kilka godzin TV bezczynnie. Na razie w Akt 3 grało mi się najsłabiej - śledzenie członka ruchu oporu do siedziby to jakiś żart programistyczny. Gość chodził jak przygłup po losowej ścieżce i nie kumał nawet, że oczyszczam mu drogę niczym anioł stróż (bez tego stałby w nieskończoność za każdym rogiem) i szedł w najlepsze, gdy wrogowie padali od moich strzałek usypiających. Dwa razy mnie jednak skubany dostrzegł: raz jak ukryłem się w beczce, to zaczął się gapić i mi ją zdjął (no po cholerę beczka go interesowała? Spadaj do tej swojej bazy a nie zajmujesz się głupotami). Drugi raz leżałem na glebie z 99% camo, to jakoś wyhaczył mnie, podszedł, popatrzył i finalnie ot tak sprzedał mi buta, po czym spyerdolił w niebyt -_-. Czułem się jak w jakimś polowaniu na trolla, a nie śledzeniu rebelianta. Będzie w kolejnych aktach trochę ciekawiej pod kątem zawartości gry w grze? W poprzednich chapterach trochę więcej musiałem kombinować i pełzać między wrogami.
-
Że też wcześniej nie robiłem smażonej cukinii pokrojonej w talarki (jedynie z mieszanek Hortex). Dziś kupiłem świeżą długą sztukę cukinii, pochlastałem w krążki, przyprawiłem, usmażyłem na oliwie z oliwek - jakie to dobre. Do tego kawałek steku z rostbefu. Morda mi się ośliniła w trakcie spożycia.
-
Rzadko się zdarza, żebym miał tyle wolnego czasu. No i rzadko kiedy chce mi się tyle siedzieć przy konsoli. 8-9 h nonstoper - heh, kiedyś tyle potrafiłem poświęcać na jeden quest w Fallout 3. Aha, od razu po dwójce, zabrałem się za U3. Ponownie klimat mnie masakruje po prostu. Wycieczka po ruinach zamku w lesie gdzieś we Francji - po prostu chodzę z otwartą gębą i oglądam miejscówkę, zamiast posuwać fabułę do przodu. Ja nie chcę już innych gier:( Jak skończy się trylogia, to będę czuł się prawie jak po zakończeniu The Shield - inne seriale nie miały racji bytu przez kilka tygodni. Jak po tym odpalę MGS4 to puszczę pawia
-
Zaraz po ukończeniu jedynki, wczoraj wziąłem się za U2. Gra wymiotła, tyle mogę powiedzieć. Widoki (szczękopad), zróżnicowane tekstury (czasem mam wrażenie, że konsola ma dodatkowy ukryty RAM gdzieś...), znacznie lepiej wyważony gameplay (przeciwnicy już nie są jasnowidzami i można ich wziąć z flanki stealth killem w trakcie batalii), rewelacyjne skrypty (strzelanina w zapadającym się hotelu goty </niespoiler>). Poza tym fabuła typowa tombraiderowoindianajonsowa, ale przyjemna, a postacie całkiem interesujące - wszystko łyka się niczym dobry 10-godzinny film. Dawno mi się nie zdarzyło, bym grę przeszedł za jednym posiedzeniem jedynie z krótką przerwą na klopa i kanapki O_o Tak mi minęła sobota.
-
Liczę, że masz rację Biorę się za dwójkę teraz - już klimatyczny śnieżny początek daje radę. Lubię skrypty, jeśli chodzi o akcję i konieczność szybkiego reagowania np. na zapadające się elementy. Gorzej, jeśli w grę wchodzi spawnowanie się przeciwników w durnych miejscach. Kurczę, PS3 pod koniec żywota tej generacji to był dobry powiew świeżości - tyle ex'ów jeszcze do ogrania:)
-
1x? Czyli wkladasz 100g suchego makaronu i wyciagasz 100g juz miekkiego? To jakis hydrofobowy makaron.
-
No moze troche przesadzilem, ale 70g suchego makaronu zwykle daje ok 170g gotowego. Nie gotuje super krotko, bo za aldente nie przepadam.