-
Postów
18 126 -
Dołączył
-
Wygrane w rankingu
63
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez _Red_
-
Polecicie jakieś ćwiczenia do poruszenia objętości przedramion, ewentualnie skorygujecie poniższy trening? Kiedyś oglądałem wywiady z Richem Pianą (nie, nie jest to jakiś mój idol) i zapadło mi jedno: "ręce mi nie rosły, więc zacząłem je ćwiczyć nie raz, ale dwa razy w tygodniu, do upadłego". Czy coś w tym stylu. No to zwiększyłem treningi na przedramię do dwóch razy w tygodniu, staram się je łączyć z bicepsem - wtedy ręce opadają. Biceps: - uginanie rąk ze sztangą 4 serie (12, 10, 8, 8) - uginanie rąk z hantlami (uchwyt młotkowy) 4 serie (12, 10, 8, 8) - uginanie rąk na maszynie 4 serie (12, 10, 8, 8) Przedramię: - uginanie nadgarstków ze sztangą podchwytem - 4 serie do palenia mięśni (czyli po ok 20 na serię) - uginanie nadgarstków z hantlami nachwytem - 4 serie do palenia (jw.) - uginanie ramion za sztangą trzymaną nachwytem - 4 serie (12, 10, 8, 8) Brakuje mi cholernie na służbowej siłce krążka na sznurku, żebym mógł nawijać ciężar. Pamiętam, że to powodowało srogi ogień w łapach. Na razie efekty są takie, że dość zauważalnie wzrosła mi siła rąk (czuję to po swobodzie dokładania większych obciążeń podczas tych samych ćwiczeń), optycznie też objętość i użylenie przynajmniej podczas treningu. Wydaje mi się, że wizualnie nieco definicja się poprawia, ale centymetry jakoś znacznie nie idą (niestety, ale zważam na kalorie, bo łatwo mnie podlewa w siedzącej pracy, więc nie mam za bardzo na czym gwałtownie rosnąć). U znajomych największe "kaczuchy" w przedramionach widoczne są u wspinaczy. Chude klaty, a łapy jak u popeya.
-
Little Big Planet 2. Poki co 1h czekam na instalke wszystkich aktualizacji...
-
No, odkad zyje to etykieta chyba sie nie zmieniala.
-
Uwielbiam cukinię. Też przed chwilą przyrządziłem pokrojoną w plastry i obtoczoną w panierce. Ale wzbogaciłem smażonymi pieczarkami oraz panierowanym camembertem President z dodatkiem chili. Rewelacja, chociaż krótko siedzi w żołądku - w końcu cukinia to prawie sama woda. Pół godziny minęło i już zjadłbym coś jeszcze a limit kcal wyczerpany ;<
-
No właśnie - Poznań. Majonez mojego dzieciństwa i zawsze łyżką opierdzielam jak odwiedzam rodzinne strony. U smoka wawelskiego takiego nie kupisz nigdzie:/
-
Oldschoolowy mullet jeszcze znosiłem w poprzednich częściach, ale teraz ten wąs:/... i nasz dziadek ciągle kaszle, strzyka mu w plecach. Dobrze, że nie mamy w czasie walki przestojów na insulinę, zmianę pieluchy i drzemkę. Dobrze, że szybko dostajemy facecamo.
-
Wiem, że to MGS (grałem we wszystkie główne części: MGS1-4) i w ogóle, ale im dalej w las, tym mniej gry:/. Po robocie dziś kontynuowałem od zapisu z aktu 3, pokonałem tamtejszego bossa i chyba już ponad 2,5h oglądam cutscenki (pomiędzy nimi były ze dwa save'y dla tych co wymiękają ). Chciałbym w nich chociaż cokolwiek wcisnąć, zasypiam jak oglądam kilka godzin TV bezczynnie. Na razie w Akt 3 grało mi się najsłabiej - śledzenie członka ruchu oporu do siedziby to jakiś żart programistyczny. Gość chodził jak przygłup po losowej ścieżce i nie kumał nawet, że oczyszczam mu drogę niczym anioł stróż (bez tego stałby w nieskończoność za każdym rogiem) i szedł w najlepsze, gdy wrogowie padali od moich strzałek usypiających. Dwa razy mnie jednak skubany dostrzegł: raz jak ukryłem się w beczce, to zaczął się gapić i mi ją zdjął (no po cholerę beczka go interesowała? Spadaj do tej swojej bazy a nie zajmujesz się głupotami). Drugi raz leżałem na glebie z 99% camo, to jakoś wyhaczył mnie, podszedł, popatrzył i finalnie ot tak sprzedał mi buta, po czym spyerdolił w niebyt -_-. Czułem się jak w jakimś polowaniu na trolla, a nie śledzeniu rebelianta. Będzie w kolejnych aktach trochę ciekawiej pod kątem zawartości gry w grze? W poprzednich chapterach trochę więcej musiałem kombinować i pełzać między wrogami.
-
Że też wcześniej nie robiłem smażonej cukinii pokrojonej w talarki (jedynie z mieszanek Hortex). Dziś kupiłem świeżą długą sztukę cukinii, pochlastałem w krążki, przyprawiłem, usmażyłem na oliwie z oliwek - jakie to dobre. Do tego kawałek steku z rostbefu. Morda mi się ośliniła w trakcie spożycia.
-
Rzadko się zdarza, żebym miał tyle wolnego czasu. No i rzadko kiedy chce mi się tyle siedzieć przy konsoli. 8-9 h nonstoper - heh, kiedyś tyle potrafiłem poświęcać na jeden quest w Fallout 3. Aha, od razu po dwójce, zabrałem się za U3. Ponownie klimat mnie masakruje po prostu. Wycieczka po ruinach zamku w lesie gdzieś we Francji - po prostu chodzę z otwartą gębą i oglądam miejscówkę, zamiast posuwać fabułę do przodu. Ja nie chcę już innych gier:( Jak skończy się trylogia, to będę czuł się prawie jak po zakończeniu The Shield - inne seriale nie miały racji bytu przez kilka tygodni. Jak po tym odpalę MGS4 to puszczę pawia
-
Zaraz po ukończeniu jedynki, wczoraj wziąłem się za U2. Gra wymiotła, tyle mogę powiedzieć. Widoki (szczękopad), zróżnicowane tekstury (czasem mam wrażenie, że konsola ma dodatkowy ukryty RAM gdzieś...), znacznie lepiej wyważony gameplay (przeciwnicy już nie są jasnowidzami i można ich wziąć z flanki stealth killem w trakcie batalii), rewelacyjne skrypty (strzelanina w zapadającym się hotelu goty </niespoiler>). Poza tym fabuła typowa tombraiderowoindianajonsowa, ale przyjemna, a postacie całkiem interesujące - wszystko łyka się niczym dobry 10-godzinny film. Dawno mi się nie zdarzyło, bym grę przeszedł za jednym posiedzeniem jedynie z krótką przerwą na klopa i kanapki O_o Tak mi minęła sobota.
-
Liczę, że masz rację Biorę się za dwójkę teraz - już klimatyczny śnieżny początek daje radę. Lubię skrypty, jeśli chodzi o akcję i konieczność szybkiego reagowania np. na zapadające się elementy. Gorzej, jeśli w grę wchodzi spawnowanie się przeciwników w durnych miejscach. Kurczę, PS3 pod koniec żywota tej generacji to był dobry powiew świeżości - tyle ex'ów jeszcze do ogrania:)
-
1x? Czyli wkladasz 100g suchego makaronu i wyciagasz 100g juz miekkiego? To jakis hydrofobowy makaron.
-
No moze troche przesadzilem, ale 70g suchego makaronu zwykle daje ok 170g gotowego. Nie gotuje super krotko, bo za aldente nie przepadam.
-
Proste, 100g przygotowanego fileta ma wiecej bialka, niz 100g surowego, bo po odparowaniu wody skladniki maja wieksze zageszczenie. Tak jak wspomnial dziku, licz zawsze wage przed obrobka. Podobnie sprawa ma sie z ryzem, makaronem, ktore pecznieja prawie trzykrotnie. Czasem biore pod uwage w bilansie wage po obrobce (z lenistwa), ale w FatSecret wybieram pozycje np. "pieczony losos" a nie surowy.
-
Tfu, mialem pisac ze do Auchan Bronowice mam daleko. Zmeczenie. Zreszta tu i tu mam daleko;)
-
Tanio:) Tylko do bonarki mam daleko:(
-
Jak ono wygląda? W sensie, to surowa plastelina do rozwałkowania samemu, czy taka gotowa płaska i sztywna bułka? Jaka gramatura i cena?
-
Na psn chyba za 39zl widzialem. Taniej niz uzywki na allegro (no ale pudełkowa wersje zawsze mozna odsprzedac:). Czy ta gra jest jakos specjalnie trudna? Demo mi sprawialo problemy - ledwie poczatek gry i juz boss w lesie.
-
93cm O_o Dziwne, bo wydaje się, że masz wąski brzuch. Ja mam wałek oponkowy chwytliwy palcami, a zjechałem i tak już do 88cm (z 97 - fatass). Obecnie mam wzmożony trening na biceps + triceps + przedramiona, gdyż muszę je zmotywować do większych wzrostów. Jakoś opornie idą te partie, a klata np. pęcznieje łatwo mimo średnich wyciskanych ciężarów.
-
Batman i mechanika walki Saints Row? Predzej Sleeping Dogs.
-
Ostatnio wiele gier kończyłem wręcz z musu, na zasadzie - przejść, zobaczyć ending, sprzedać. W Unczarteda gra się jednak cholernie przyjemnie, oglądając widoki i kolejne cut scenki. Ot generyczny Gears Raider ze wspinaczkami i zagadkami w grobowcach, ale chętnie włączam codziennie na 3-4 chaptery. Z przyjemnością po ukończeniu wezmę się za dwójkę i trójkę. Na początku trochę dała mi po oczach grafa. Dość plastikowe postacie, malowana niebieską farbą woda - ot 2007 rok (mówię o początku gry na statku). Dobrze jednak, ze to było tylko pierwsze złudne wrażenie, bo po godzinie już nie mogłem oczu oderwać (dżungla, ruiny, gra świateł etc.). Nie mogę jednak przeboleć jednej głupoty - przeciwnicy: - celują doskonale z kilometra (no trudno, trzeba się starać i korzystać z covera), - pojawiają się w kompletnie oskryptowanych momentach. Cisza, pusta przestrzeń, ale wystarczy pół kroku w przód by obskoczyli z każdej strony. Szczytem wszystkiego był przeciwnik pojawiający się nagle za filarem, podczas gdy na 100% wcześniej go tam nie było (rzucałem granatami, znając zawczasu jego pozycję). No i skąd przeciwnicy w grobowcach? Nasz dzielny bohater rozwiązuje tonę zagadek, wspina się na sam szczyt, odkrywa tajemne przejścia tylko po to, by w (z trudem) odnalezionej komnacie czekało 10 tubylców do wystrzelania. SKĄD TAM SIĘ WZIĘLI? Z tego wynika, że są lepszymi szperaczami grobów niż Drake. - no i ZAWSZE nas widzą, nawet jak chowamy się za murem. Celują idealnie w miejsce, za którym się chowamy, mimo że niepostrzeżenie przeszliśmy na drugi koniec muru. No i granatami rzucają na 300 metrów tuż pod nasze stopy. Reszta spoko, fajnie się gra:)
-
1) Ciasto robię z: - 370g mąki pszennej typ 500 przesianej przez sito (nie wiem co to daje xD wszystko wyjdzie bardziej puszyste, bez grudek?) - 220ml ciepłej wody (podgrzewam w czajniku) - łyżka oliwy z oliwek - łyżeczka soli - łyżeczka cukru - łyżeczka drożdzy w proszku Zmieszać wszystko razem na masę - ważne by ciasto nie przylepiało się zbytnio do palców. Jeśli tak się dzieje, dosypać mąki i dalej ugniatać kulę, aż zrobi się suche. Odstawić w ciepłe miejsce na ok pół godziny (przykrywam miskę ręcznikiem papierowym i kładę na kaloryfer) Po wyrośnięciu (powinno być ze 2x większe niż na początku - mi miskę rozsadzało) kulkę jeszcze można przyklepać mąką by była sucha. Wymiętosić, pościskać, ułożyć na blachę do pieczenia wysmarowaną tłuszczem po czym równomiernie rozpłaszczać palcami (ja nie wałkuję ciasta wcześniej, bo nie mam wałka ;_. Preferuję cienkie ciasto, więc blachę mam odpowiednio dużą. 2) sos (tutaj pewnie można inaczej do tego podejść, ale ja robię tak): - 180g słoik koncentratu pomidorowego 30% - łyżka oliwy z oliwek - posiekany ząbek czosnku - sól, pieprz, oregano 3) Składniki: - tutaj cokolwiek. Standardowo stosuję podsmażone z cebulą pieczarki, salami pepperoni, szynkę no i ofkors ser (gouda, ale szarpnę się na mozarellę kolejnym razem). Na górę posypać oregano, bazylię. Piekę w gównianym piekarniku gazowym ok 20-25min na dolnym palenisku (ciasto będzie dobrze wypieczone, zero gumy), po czym ostatnie 5 min przełączam na górny płomień, by dogrzały się składniki i roztopił całkowicie ser. Jeśli ciasto nie jest w środku wilgotne i miękkie, lecz wypieczone, a dodatkowo nic się nie przypaliło i pizza łatwo się odkleja od blachy, osiągnęliśmy kulinarne arcydzieło. Wychodzi z tego danie mogące napchać do pełna dwie osoby i waży chyba ponad 1kg, po około 1200kcal na głowę.
-
Trzecia domowa pizza w tym miesiącu zrobiona od podstaw. Ciasto opanowane do perfekcji, już prawie umiem nim zakręcić w powietrzu. Najlepsze jest to, że po ok godzinnej zabawie z przygotowaniami do umycia mam tylko deskę drewnianą, plastikową miskę, kubek i łyżkę. Bardziej bym upieprzył kuchnię po robieniu kotletów schabowych z kapuchom.
-
Zgodze sie, kiedys dagrasso uwielbialem, a ostatnio wplynela bardzo niekorzystnie na moj uklad trawienny... bardzo niekorzystnie..
-
Wlasnie bylem. Zjadlem 5 roznych porcji. Przyznam, ze wole wlasna pizze albo jakas sprawdzona osiedlowke. Nic specjalnego: ciasto gumowate, jakby slabo dopieczone, skladniki bez rewelacji.