Ostatnia walka z bossem przegięta, pad wyślizgiwał mi się już ze spoconych łap. Scenka z (w zasadzie nie spojler, a smaczek)
i wszystko podlane jrockowym rzępoleniem trąci tak bardzo anime, że aż się zaśmiałem. Nie szukałem tu MGSa, chociaż klimat pozostał (codec, alarmy, caution, Patriots). Jako slasher gra idealna. To co mi jedynie przeszkadzało, to zbytnia sterylność otoczenia, sztuczne jak w teatrze. Coś tam można pociąć na kawałki, ale oprócz tego wokół tylko oteksturowane bryły i przeciwnicy. Mam nadzieję, że w grach na next genach pociągnięty będzie motyw siekania/rozwalania obiektów na plasterki - najlepiej jakby nie znikały po chwili.