Uzasadnie tylko moje zrozumienie "epickości". Nie tylko narracja i historia, ale tez "epic cinematic battles", w którym wspinamy się na tytana w rytm wojennej muzyki, wyrywamy mu oczy, potem odcinamy kończyny itp.
Tutaj trochę jak typowe kliszowe adventure TPP - kamera za plecami, skrzynia, dialog, przenieś drabine (a nie, to był TLOU - tu rzuć toporkiem w kołowrotek by spadła winda).
Nie czuję tu tego rozmachu, no ale może faktycznie w drugiej połowie coś ruszy bo na razie jest na jedno kopyto wszystko i osobiście mnie nuży. No ale rozumiem konwencję, mam jednak chyba prawo do opinii.