Mr. Blue ma rację co do fabuły. Dla mnie tu się nie ma do czego przyczepić - wątek Indian był poruszony w sposób adekwatny do settingu - no sorry, o ile pamiętam gra toczy się w 1911 czyli 20 lat po Wounded Knee. To jest umierający Dziki Zachód, pokazany moim zdaniem doskonale. Mnie średnio się za to podobało rozwinięcie wątku w Meksyku - trochę rozlazłe.
Nie ukrywam, że dla mnie RDR to gra na dychę, ale żeby nie zostać posądzonym o fanbojstwo - zgadzam się co do tego, że misje są monotonne. Zresztą parę postów pisałem o tym, co mi się w grze nie podoba, ale jeden był bardzo długi i chyba nikt go nie przeczytał. Z pewnością na polu różnorodność misji TBOGT wygrywa z RDR o całą długość. No ale twórcy mieli też dużo większe możliwości - helikoptery, łodzie, skoki ze spadochronem. RDR to głównie strzelanie eksploatowane do granic możliwości, z nowinek klimatyczne ujeżdżanie koni albo (gameplayowo nudne) poganianie bydła.