Zelda Wind Waker HD - srogi zawód jakby nie patrzec. Z początku zafascynowany rozległym światem, przyjemną atmosferą, przygrywającym w tle miodnym soundtrackiem i pływaniem po wodach swoją łódeczką... niestety, gdzieś po 10h gra zaczyna byc niesamowicie nudna, każda podróż miedzy wyspami 2x2 którę nie maja w sumie za wiele do zaoferowania to rzyg, dwa pierwsze dungeony bajka, a dalej co sie stało? Nie wspomnę o ostatnich dwóch gdzie po prostu już miałem ochotę przebiec przez nie i nie zwracać uwagi na nic. Gameplay'owo wiadomo bardzo dobrze, zagadki tez swietne - pare razy sie zacialem bo rozwiazanie było tak proste ze nie moglem wpasc na to. Wszystko byłoby dobrze gdyby nie monotonnia pływania po morzu, ona zabijała powoli lecz skutecznie ochote do gry. Całe szczescie w polowie gry zdobywa sie szybszy zagiel a potem teleportację bo chyba nie zmęczyłbym tej pozycji. Za dużo pływania, za słabe dunegony, gra jest dobra, ale pies z okemi wpieprza rzodkiewkę i toczy bekę z tej gry. Mam jeszcze do przejscia TP HD, ale na razie pas.
I nie, nie wydaje mi się zeby nawet te 13 lat temu mi się podobało to żmudne zeglowanie.