Standard w serii - najmocniejsi przeciwnicy od początku gry, 2-3 ciosy równoznaczne są ze zgonem, naprawdę spora ilość nicponi na ekranie... oczywiście, że wymaga więcej skilla, jeśli nie opanujesz w 100% SoBa nawet nie masz co zaczynać MN, nie wspominając o UN gdzie ninjasy w beretach pozwalają na zrobienie jedynie pojedynczego wykończenia (a nie muszę wspominać, że występują oni w w większości walk?). O kręceniu SoBów kosą jak na niższych poziomach można zapomnieć ponieważ prócz komandosów przeciwnicy bardzo niechętnie je robią i często trzeba kombinować po jakim ciosie Ryu chcą nas złapać. No i brak apteczek - ginięcie na 2-3 ciosy w moim przypadku było głównie ze względu przez to, że grałem tylko z jednym upgradem życia, ALE gdyby nie to, że zostawiłem sobie te 4 "apteczki" na ostatnią walkę to nie przeszedłbym nigdy tej gry bo poziom hardcore'u sięga tam zenitu. Nie przejdzie się tego trybu kręcąc tylko 360 kosą jak wcześniej myślałem... Ceny ulepszeń też są ekstremalne gdzie na ulepszenie jednej broni trzeba wydać ponad 1.1mln karmy, a leczenie przy pomocy medytacji to jest przydatne do Hard'a. Przeje.banie. Ogólnie rzecz biorąc, pierwsze 4 dni dla Ryu to jest mordęga (2 chapter zapamiętasz na długo, po 4 jest już łatwiej, do 8 dnia), zacinanie się na walkach będzie standardem. To nie NG1 że na MN jedynie pierwszy chapter, Alma czy ze 2-3 challenge na MN były "nie do przejścia". Tutaj każdy ToV jest męczarnią, kombinacje 3 pająków z magami w ciasnej jak ci.pa u dziewicy lokacjach to norma i nawet powtarzanie walk od checkpointów ustawionych zazwyczaj 1-2 miejscówkach wcześniej nie polepszają sprawy. NG i 2 przeszedłem na MN i mogę z czystym sumieniem napisać, że przy RE męczyłem się najbardziej ze wszystkich części i jest to najtrudniejsza gra z jaką mi przyszło się spotkać, Contra i inne pegazusowe hity wymiękają. Aaaa i bym zapomniał - fantastycznie zwalone jest obliteration technique, którego często nie można "założyć" z niewiadomo jakiej przyczyny = zgon.