-
Postów
1 907 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Reputacja
374 WybraniecKontakt
-
ICQ:
0
-
GG:
7029511
Informacje o profilu
-
Płeć:
mężczyzna
-
Skąd:
Edynburg
-
PSN ID:
KenMarinaris
Ostatnie wizyty
7 655 wyświetleń profilu
-
Słaba ocena? Czy ja wiem. Wg mnie gra na lepszą nie zasługuje. Pewnie skierowana do nieco młodszego odbiorcy Zagraj, może tobie bardzie przypadnie do gustu.
-
Sakura Wars Ech, Sakura Wars na PS4. Od razu mowię bez bicia, ze w żadną sakurę wcześniej nie grałem, a seria to dość stara, bo początkami sięgająca do 1996r. W tej nanowszej odsłonie jest całkiem sporo odniesień do poprzednich części właśnie, których zwyczajnie nie rozumiem. Gra też wybitnie nie dla nielubiących japońszczyzny. Mamy tu młodzieńców w randze kapitanów okrętów, dziewuszki ze szczytnymi ideami i marzeniami, które nie wiadomo z czego sie utrzymują, paru wariatów i sporo więcej tego typu kwiatków. Są i demony, demonice, roboty jak na jap. tytuł przystało. Ale po kolei. Wcielamy się w rolę młodzieńca, który został wybrany na kapitana żeńskiej drużyny wojowniczek i artystek. Wojowniczki walczą z agresją demonów z zaświatów, które coraz to śmielej nawiedzają Tokio. Dziewuchy prowadzą również sporej wielkości teatr, gdzie już jako aktorki, zarabiają niby na utrzymanie siebie i całego zespołu. Nie jest jednak dobrze, teatr słabo stoi, przedstawienia zamiast zachwycać, złoszczą publikę. Kamiyama zatem, nasz nowowybrany kapitan, ma za zadanie wszystko naprawić. Gra to mix kilku gatunków. Pierwsze co przychodzi na myśl to visual novel. Gadki z panienkami są na porządku dziennym. To czy odpowiemy zgodnie z tym jak oczekuje od nas partnerka wpłynie na jej relacje z nią. Panienki można podrywać, gadać im miłe rzeczy, ale też szybko studzić ich zapały i po chamsku urywać rozmowę. Można każdą z nich uwieść i uzyskać zakończenie charakterystyczne niej. Jest też minigra karciana, coś na kształt pokera, gdzie spasowanie odpowiednich kart dostajemy punkty i mozliwośc zakończenia rundy bądź podjęcia ryzyka i gry dalej. Aha, jest jeszcze oczywiście walka mechami. Trochę słaba, bo nie czuć mocy tych stalowych zbroi. Każda dziewczynka ma mecha ze specjalnym atakiem (mech ninja, mech z młotem, mech z karabinem, etc.) i dość często, choc nie zawsze, można wybrać przed walką kto tobie, Kamiyamie będzie towarzyszył w następnej potyczce. Przegrać raczej trudno, bo pocieszni przeciwnicy nie grzeszą inteligencją. Plus za design bossów. I tak sobie przechodzimy od etapu do etapu [koniec każdego etapu poprzedza krótka zajawka, reklama tego, co wydarzy się w kolejnym. Dobry patent], goniąc fabułę i próbując zażegnać zbiżającą się zagładę Tokio. Dochodzą jeszcze znajdźki i symulator walk na kompie, gdzie każdą z zaliczonych potyczek możemy rozegrać jeszcze raz, tym razem inną panienką i w ten sposób śrubować nasze rankingi. Gra średnia, na raz. Swoja kopię odsprzedałem za tyle, za ile kupiłem. Można próbować, ale tylko jeśli lubisz japonskie klimaty i nie masz nic lepszego do ogrania. Gra na 6.5/10, trofea 4/10 tylko dlatego, że trzeba zagrać kilkadziesiąt misji na symulatorze i dostać ranking S.
-
Atelier Yumia: The Alchemist of Memories & the Envisioned Land
Ken Marinaris opublikował(a) temat w Kącik RPG
Ukazał się trailer zapowiedzianej już przed paroma dniami nowej gry od Gust. Atelier Yumia będzie zapewne początkiem nowej subserii nazwanej po prostu"Envisioned". Fani narzekają na odejście od tradycyjnego turowego systemu walki znanego z poprzednich części na rzecz prostego mashowania przycisków (coś ala Final Fantasy). Zobaczymy też ile elementów samej alchemii pozostanie, bo na razie gra traktuje ten aspekt po macoszemu chyba. Premiera w marcu (po raz pierwszy też na Xa).-
- 1
-
Nowa gra i nowa bohaterka z serii Atelier zapowiedziane, więc postanowiłem nadrobić trochę braki i zaopatrzyłem się w Atelier Ayesha (jeszcze na poczciwą Trójkę, £23.50) i Atelier Lydie & Suelle w wersji limitowanej (tu już na PS4 za £49.50). Obie z eBaya.
-
Da się, jeśli nie zraża cię niski framarate i monotonia walki z tymi samymi wrogami po raz kolejny. Gra nadrabia historią i postaciami. W gruncie rzeczy smutna ta historia naszej Zero Z kolei wyzwania (coś ala krótkie misje coraz to pojawiające się w miarę przechodzenia gry) mają coś co sprawia, że chce się je przechodzić, a są dość trudne. Dobra gra, tyle i aż tyle.
-
Sakura Wars, japońszczyzna, ale w mairę OK. Ma parę fajnych patentów.
-
Drakengard 3 Zacznijmy od początku. Gra z 2013 roku na PS3, w Japonii znana pod tytułem Drag-On Dragoon 3. Nawet jak na poczciwą PS3 grafika jest słaba, podobnie jak reszta technikaliów. Niewidzialne ściany, sporadyczne zwolnienia animacji, długie loadingi. Bardziej podrasowane PS2 niż porządne tytuły z PS3. Muzyka za to, wraz z flagowym utworem The silence is mine, wręcz przeciwnie. Uderza i wpada w ucho.Tu próbka. Dodane do moich ulubionych na Spotify. Rozgrywka też jakaś porywająca nie jest. Wraz ze smokiem Michailem , jako główna bohaterka nazwana po prostu Zero, lejecie hordy wrogów, krocząc od bossa do bossa. Nie to jednak stanowi siłę tej gry, jej pierdyknięcie. Ale po kolei. Zero chce już na dzień dobry zabić swoich 5 "sióstr". Znajduje smoka, który będzie jej towarzyszył i pomagal w tej wyprawie. Siostry nazwane zwyczajnie One, Two, Three, Four i Five mieszkają sobie w różnych krainach i wcale nie chcą konfrontacji z Zero, nic do nie nie mają. Nawet smok się dziwi po jaką cholerę je zabijać skoro są fajne i nie szkodzą. Głucha jednak na jego argumenty Zero brutalnie rozprawia się z każdą z nich (niektórych Fatality nie powstydziłby się sam MK). Każda z sióstr ma swojego pomagiera (i kochanka, o czym później), który po śmierci swojej pani chętnie bądź pod przymusem, przyłacza się do Zero w dalszej wędrówce. Ci pomagierzy to niezłe zboki: fetyszyści, masochiści, kalecy zprzerośniętymi narządami itp. Z nimi nasza Zero też będzie się oddawać nocnym igraszkom, ale nigdy nie pozwoli im zapomnieć kto tu rządzi w tej ekipie. Aha, w tzw. międzyczasie, Zero posiądzie moc władania 4 rodzajami broni, którymi będzie mogła swobodnie przełączać w walce. Tych broni będzie w końcu cała masa, a każdą z nich będzie można/trzeba ulepszyć do levelu 4 przy założeniu, że ma się dużo kasy w grze i specjalnych kamieni, które darmowe też nie są. I za to jest chyba najbatdziej czasochłonne trofeum w grze, za upgradowanie każdej cholernej broni do levelu 4. Po ukończeniu gry okazuje się, że to jednak nie koniec, a na pewno nie taki, na jaki liczyła tajemnicza panienka w okularach. Zaczynamy więc nie tyle nową grę, ale nową historię, by się dowiedzieć co się stanie, gdy w pewnym momencie postąpimy inaczej. Jest to fajne, bo pokazuje inny zgoła bieg wydarzeń. Pojawiają sie inni bossowie, inne miejscówki, inne zakończenia w końcu. Tajemnicza postać będzie nas tak testować 4 razy, aż w końcu uzyska satysfakcjonujące ją zakończenie historii. Nie chcę spoilerować o kwiatku w oku Zero, a ma on bardzo duże znaczenie w grze. Co ciekawe, sama gra nie kwapi się bardzo, by tę kwestię dogłebnie wyjaśnic, ale wiki gry, jeśli sięgniesz trochę głębiej, już wszystko prostuje. Gra zdecydowanie dla dorosłych. Wspomniani chociażby uczniowie naszych panienek, jak i panienki mają niepohamowane libido. Jeden nawet wykorzystuje swoją panią, choć ta w ogóle niewiele wie co się wokół niej dzieje:( Nasza Zero fakuje ostro i ma cięty język. Krew leje się litrami. Sami przeciwnicy też są ciekawi: zołnierze, trole, latające karły, psy, minotaury, jeźdżcy, czarownicy i duchy. Jest ich sporo i wszyscy do odstrzału. Walka z ostatnim bossem obrosła legendą. Jest to po prostu ala gra muzyczna, gdzie naciskamy guzik w odpowiednim czasie. Ale łatwo nie jest, od razu zaznaczam. Jeden błąd i do widzenia. Do obejrzenia na YT. Niektóre sekwencje są bardzo szybkie i nawet po pozornie skończonej "walce" dalej trzeba naciskać przyciski pada. Trofea na 7/10, Gra 7/10 Są też do kupnienia DLC na amerykańskim storze, ale 6 dolców za jedno to chyba lekka przesada. Wezmę za pól ceny, bo mogą być ciekawe przypuszczam. Okładka bardzo klimatyczna za to. Brawa dla grafika!
-
Spec Ops: The Line Tytuł z 2012 r., o którym się słyszało, ale jakoś nigdy nie miało okazji zagrać. Wreszczie po latach odpaliłem Spec Opsa na PS3 i wysokie noty, jakie gra zebrała przed laty, wydają się uzasadnione. Musisz pamietać, że to tylko PS3 i postęp jest nieubłagany. Animacje nie są plynne jak dzisiaj, kolory też jakieś wyprane, podobnie jak niewidzialne ściany to tu, to tam. Historia za to jest bardzo dobra i daje do myślenia, kwestia priorytetów i wyborów znowu odgrywa pierwszoplanową rolę. Jako kapitan 3-osobowego oddziału Delta trafiasz do zniszczonego i odciętego od świata Dubaju. [Jakże to na czasie.] Początkowy cel misji zmienia się wraz z rozwojem wypadków, a decyzje, które podejmiesz, zaważą na losach setek ludzi. Gra to strzelanka, w której przechodzisz z jednego kill roomu do kolejnego, całość przeplatana wstawkami i warstwą fabularną. Pojawia się i CIA, i zaginiony batalion 33, i lokalni wojownicy, a pośrodku tego ty, kapitan Walker i twoi dwaj wierni towarzysze Lugo i Adams. Wszystko utrzymane w tempie, nie ma mowy o nudzie. Do dyspozycji oddane ci zostaje spory arsenał broni, granaty, wieżyczki strzelnicze, a poźniej też działko na helikopterze i granatnik Gra oflagowana jako 18+, bo sama tematyka jak i niektóre obrazy nie są z pewnością dla dzieci. Tak, to tylko gra, ale na wyobraźnię działa. Na liście trofeów nie ma żadnego online, choć sama gra wspierała ten tryb od początku, chwała twórcom za to. Najtrudniejsze będzie pewnie przejście gry na poziomie Fubar, coś ala Very Hard, odblokowujący się po przejściu gry na poziomie dostępnym jako najwyższy na początku. Łatwo nie jest, ale na pewno łatwiej niż w takim CoD: World at War. Jak już to ogarniesz, to dalej już z górki. Reszta za zastrzelenie tylu a tylu wrogów z takiej a takiej broni, zebranie inteli porozrzucanych po całej grze itp. Jeśli dalej posiadasz PS3, polecam wypróbować. Gra na 7+/10, trofea 7/10. Co ciekawe cena gry systematycznie rośnie. Ja kupiłem za 7 funtów z wysyłką jakies pól roku temu. Obecnie najtańszy egzeplarz na eBayu to 21 funtów...
-
Atelier Lulua: The Scion of Arland Ech, czas leci przez palce, nostalgia nie odpuszcza. Pierwszą część ograłem w 2011 r., kolejne w następnych latach. Szalona Rorona, jej uczennice i całe Arlandowe towarzystwo zapadło w pamięci. 13 lat minęlo i oto ostatnia czwarta część zagościła u mnie, zwieńczenie wieloletniej przygody z serią. Nie musisz w ogóle grać w poprzednie 3 części, ale jak to bywa, postaci tu się pojawiające będą tylko dla ciebie tłem, bez przeszłości, nie budzące większych emocji. Nie zrozumiesz wielu odniesień i niuansów (np. dlaczego Mimi nienawidzi trufli). Jeśli jednak dalej chcesz przeżyć historię młodej córki Rorony Luluy, pisanej w postaci pamiętnika tejże, nie krępuj się, będzie kolorowo, słodko, zabawnie. Pomijając samą fabułę, ostatnia odsłona subserii Arland zyskała sporo po przesiadce na nową konsolę. Świat jest większy, loadingi szybkie (nawet na zwykłym HDD), a towarzysze wypraw zawsze coś gadają w tle. Pojawiają się niemalże wszystkie postaci z poprzednich części (Sterk, Rorona, Totori,Mimi, Lionela, Meruru, Cornelia i sporo więcej), ale nie wybaczę braku Astrid, choć wspomniana jest kilka razy. Wiele zagadek, niedomówien z poprzednich odsłon zostało wyjaśnionych, to dobrze. Fajnie się patrzy na zmiany jakie zaszły w ciagu kilkunastu lat. Co by tu jeszcze napisać? Aha, sama alchemia stała się bardziej skomplikowana niż z poprzednio. Oprócz jakości składników, doszły 4 żywioły charakteryzujące każdą substancję, jak i różnorakie suplementy wpływające na jakość i "charakterystykę żywiołow" nowotworzonych przedmiotów. Wiem, brzmi może skomplikowanie, ale w gruncie rzeczy sprawdza się w praniu. Nie ma też dodawania w nieskończonośc traitów do alchemii. 3 max, choć chciałoby się więcej Walki z bosami nie są też już tak wymagające jak niegdyś. Odpowiednio dopakowana drużyna kładzie na łopatki każdego. Trofea wpadają szybko i jest to chyba najłatwiejsza z 4 części subserii. Nie trzeba już wachlowac sejwami, by uzyskać kolejne zakończenia. 1 sejw końcowy, prościzna. Polecam, choć gra tania nie jest jak na paroletnią produkcję. Ale, zawsze możesz później odsprzedać płytę nie tracąc kasy na różnicy cen. Moja kopia Luluy zostaje u mnie, w zbiorach. Żegnaj Arlandzie [Gra 7.5/10, trofea 4/10]
-
Starczy juz tej nudy, nie wiem komu by się chciało to dalej oglądać.
-
Ja obejrzałem 2 odcinki i chyba dam se spokój. Wieje nudą i czuć, że budżet to raczej nie ten sam co w Grze o Tron. Takie kino klasy B. Szkoda, oczekiwania miałem wysokie po ocenach na IMDB, ale to pewnie nie pierszwy, nie ostatni raz.
-
Smutna prawda jest taka, że ebay a allegro to dwa różne światy dla graczy/kolekcjonerów gier. eBay ma gry, których allegro nigdy nie widziało na oczy. Najgorsze to, że aby kupic np. z eBay GB do Polski (ale i innych krajów) trzeba korzystać z ich programu transakcji międzynarodowej, gdzie taka przesyłka za grę to lekko 10-15 funtów. Kiedyś kupiłem Front Mission 4 z US (z 15 lat temu) i koszt przesyłki był jakieś 5 dolców i gra chyba też coś koło tego. Teraz już nawet nie patrzę na Stany, bo koszt wysyłki mnie od razu nokautuje.
-
-
Atelier Totori: The Adventurer of Arland U mnie żadne nowe fajnale, Rubicony czy inne Baldury. Wracam do słodkiej Totori po 10 latach przerwy. Odpalam zatem leciwą już PS3-kę i znowu zanurzam się w ten cukierkowy świat. O samej serii "Atelier", a w szczególności o subserii Arland, pisałem jakiś rok temu, gdy komentowałem platynę w Atelier Meruru. Nie będę się więc powtarzał. Tutaj kierujemy poczynaniami dziewczynki o imieniu Totori (zdrobniale), króra idąc w ślady zaginionej matki, postanawia zostać poszukiwaczem przygód. Wspierana grupą starych i nowych przyjaciół, a także zasłużonej już dla alchemii nauczycielki Rorony, rusza w szeroki świat. Znowu będzie alchemia, to jest łaczenie różnorakich składników w celu stworzenia czegoś nowego, znowu mnóstwo potworów, dialogów i specyficznego humoru. Ostrzegam jak zwykle, to nie jest gra dla nietrawiących jap. anime. To nie jest też gra dla niecierpliwych czy tych, którzy nie chcą czytać tych wszystkich dialogów. Ponad połowa gry to czytanie właśnie. Trofea są czasochłonne, bo prawie na pewno będziesz musiał przejśc dość długą grę dwukrotnie, by zobaczyć wszystkie zakończenia. Poza tym trzeba rozsądnie zarządzać czasem w grze i baczyć, by nie pominąc jakiegoś wydarzenia dla naszej postaci, w gruncie czego nie zobaczymy jej zakończenia po kolejnych 10 czy 15 godzinach rozgrywki. Ba, trzeba nawet sięgnąć po trophy guide, bo niektóre zakończenia wymagają ściśle określonego postępowania. Polecam serię, choć zarówno nośniki fizyczne jak i wersje cyfrowe kosztują sporo i nawet po tylu latach, nie bardzo tanieją. Osobiście nie mogę sie doczekac kiedy zagram w Atelier Luluę, zwieńczenie serii Atelier i ostatnią jej część.
-
O dobre. Cena podobna jak u Chińczyka ,ale robi też na wymiar, co w ogóle się nie zdarza.