W tej generacji o dziwo kończę większość tytułów nawet tych najgorszych (Resistance 2, Halo 3, mw2, mgs4, RE5) czasami paradoksalnie po kilka razy (co-op, osiągnięcia).
Jedynie:
Street Fighter IV - kupiłem, zagrałem dosłownie 2-3 walki i biegłem w cholerę wymienić to.
Ninja Blade - bleeeeeeee to samo z 10 minut wytrzymałem.
Ze starszych gier, poprzednich generacji:
Final Fantasy XII - pograłem kilka godzin i "zasypiałem" podczas grania. Szybko wróciłem do X.
Zone of Enders - kupiłem dla dema MGS2, ZoE odpaliłem - zwymiotowałem i więcej nie włączałem.
Killzone (jedynka) - od połowy gry kumpel przechodził. Nie dość, że nie lubiłem fps-ów to ten nudził do bólu.
Burnout: Dominator - jedyny Burnout którego nie skończyłem.
NFS: Most Wanted - brak wyścigów nocnych, litości. Zero klimatu...
Więcej grzechów nie pamiętam.