Julia - z początku sztampowa historyjka o podstarzałej, puszczalskiej alkoholiczce która traci kontrolę nad życiem. Po ok. 30 minutach zamienia się w kino pędzące z szybkością wiatru, za sprawą porwania dla okupu przez tytułową Julie. Akcja, akcja i jeszcze raz akcja to co 5 min. temu wydawało się pewne po chwili zostaje odwrócone do góry nogami, wymieszane i nabiera nowy kierunek. Za cholerę nie umiałbym streścić tego filmu, seria wpadek w jakie popada Julia i porwany przez nią chłopiec jest nie do opisania. Z początku niby pewna przepustka do lepszego życia zamienia się w jedno wielkie bagno. Film trzyma w napięciu do samych napisów końcowych. Oczywiście duża w tym rola Tildy Swinton która spisała się fenomenalnie. 8/10
Candy - candy or Candy? Przez cały film nasuwa się to pytanie i w sumie nawet na końcu nie dostajemy jasnej odpowiedzi. Powiem krótko gdyby tak była pokazywana "miłość" w filmach to chyba bym tylko oglądał filmy miłosne a przynajmniej w większości. Świetny film, świetna kreacja Ledgera, mocne sceny, praktycznie film przez cały czas chwyta za gardło. No dobra od czasu do czasu są luźne sceny z Casperem gdzie można złapać oddech i ułożyć myśli. Jedno małe ale oglądać taki film na polsacie to zbrodnia. Jak można wczuć się w rolę bohaterów kiedy co 30 minut leci reklama gówniarza który chce srać u Tomka , rzesz kur... Na szczęście Bóg stworzył internet. 9/10
Zombieland - zasada numer jeden. Jeżeli film tytułuje się na komedio-horror z wyrzynką zombie w roli głównej. To po pierwsze ma być śmiesznie, po drugie ma być strasznie (ok to można pominąć), po trzecie eksterminacja zdechlaków ma występować hurtowo. A w Zombieland w zasadzie zabrakło wszystkich trzech składników. Plus za epizod z Billem Murrayem i duży plus dla Harrelsona. Koniec końców nie było aż tak źle. 6/10
Ukryty wymiar - bez ściemniania, obejrzałem go dopiero wczoraj pierwszy raz. Science fiction kompletny, w sumie nie wiem czemu nie stawia się go obok klasyków The Thing i Alien. Może aktorsko było średnio ale na pewno nic nie raziło. Kosmiczny klimat, strach, a przede wszystkim 13- nasto letnie efekty nadal dawały radę. Śmiało mogę powiedzieć, że dorównują niektórym współczesnym gniotom. "Statek widmo" w kosmosie to były moje pierwsze skojarzenia po seansie, tyle że Ghost Ship wyszedł później. A i jeszcze jedno; Dead Space czerpie garściami z Ukrytego wymiaru, ba mogę powiedzieć, że jakieś 60-70% DS-a stanowi właśnie Ukryty Wymiar. Na pewno film trafi do mej kolekcji. 8+/10