-
Postów
5 973 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
5
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez Rudiok
-
No nie no, jak ktoś poleca Maxa to wiadomo, że to prowo.
-
Całe 10 minut komunikacją miejską z Sopotu, wysiłek faktycznie nie do pokonania przez gracza
-
Popierdalam sobie Aloyką i cieszę oczy pięknymi widokami i klimacikiem. Przeplatam wątki główne z pobocznymi, bo zawartości dodatkowej jest od groma i to jakieś ulepszenie broni więc trzeba zebrać części, to trochę na arenie powalczyć, to coś przynieść, to jakiś Kocioł odwiedzić. Co mi się podoba: - gierka jest przepiękna, - główny wątek póki co dostarcza, - szybka podróż po mapie to teraz pikuś, bo ognisk jest od groma, - dużo możliwości przemieszczania się na maszynach, - świetny design nowych maszyn, - nowe bronie. Co trochę bieduje: - za duży wybór - broni jest ogrom, dodatków do nich jeszcze więcej, do tego dochodzą pułapki, jedzenie, eliksiry, zamiast bawić się grą to człowiek siedzi i rozkminia co tu użyć do czego, a nie można inaczej, bo zwykła broń bez ulepszeń i zwojów to może co najwyżej dziki ubijać, - za duże drzewka umiejętności - ciężko się na początku połapać co jest co i do czego najlepiej tego użyć, - żywioły - o ile kwas, mróz czy porażenie jeszcze jako tako dają radę to pozostałe są niemal bezużyteczne, - walka w zwarciu - trzy kombosy na krzyż. Odpowiednio sobie dawkuję więc nie ma efektu znużenia, ale jeśli ogrywałbym ją krótko po części pierwszej to chyba byłby już przesyt. Jeśli faktycznie planują 3. i wrzucą tam jeszcze więcej przeszkadzajek to znowu zamiast się bawić będzie czas spędzony na siedzeniu w menu.
-
To już niech się kopsnie na tajskie do Gdyni do Lolo Thai Jolo i wszyscy będą happy. Sopotu aż tak dobrze nie znam, ale nigdy się nie zawiodłem na Barze Przystań i ich rybce. A przy ostatniej wizycie zaszliśmy do Tapas de Rucola i jak sama nazwa wskazuje dają bardzo dobre tapas z oryginalnymi produktami, ale też robią mocne fusion.
-
This. Klimat i akcję nowe Doomy mają nieziemską, ale po pewnym czasie robi się właśnie kopiuj-wklej, killroom, spokój, killroom, spokój, killroom, spokój. Jakby tak faktycznie łazili po całej mapie, zaskakiwali, albo nawet się nie kończyli wrogowie. Tylko niestety wydaje mi się, że młode pokolenia by po pierwszej mapie oddawały swoje gry i robiły dramę na Tiktokach, bo za trudne.
-
Problem (w sumie to nie problem) z Gdańskiem jest taki, że sporo lokali rotuje i pojawia się dużo fajnych konceptów, które albo krótko trwają, albo za jakiś czas zamieniają się w coś innego. A i tak w Gdyni jest lepsze jedzonko wg mnie. Myślę, że dobrym pomysłem będzie wybranie się na Słony Spichlerz, masz tam przegląd różnych kuchni, więc można popróbować różnych smaków. Polecam buksy z Sexy Bull. Jako alternatywa jest też Montownia Foodhall, ale to już trochę dalej od centrum, ale na Sumo Ramen zawsze warto. Jak coś słodkiego to Eklerownia, najlepsze eklerki poza Paryżem. I na lody do Paulo Gelaterii albo do Fabbrica. Do Monsieur Armand na makaroniki, też Paryż zazdrości. Dobry tajski jest Ryż, ale to już niemal poza miastem. Drinki - Green Club. Buksy - w centrum Holy Burger albo Rednek, trochę dalej SHMartel. Sushi - Hokkaido - i sushi i ramen i świetny japoński klimacik. Albo Gyozilla (mają jeden lokal z ramenem i jeden z sushi, ale sushi obłędne). Z azjatyckich fajnie jest w Neon, świetne bao, i ogólnie dobra kuchnia fusion. Coś innego - Azima - tatarska cukiernia z pyszną kawą i słodkościami, które ciężko gdzie indziej dostać.
-
No niestety czasem człowiek zostaje przymuszony wbrew swojej woli albo w imię utrzymywania dobrych stosunków z przedstawicielkami płci przeciwnej. Mimo wszystko myślałem, że chociaż Cameron Diaz powracająca do filmów po jakichś 10 latach da z siebie coś więcej niż te 7% swoich możliwości. Bo z całą resztą się w pełni zgadzam. Ostatnio oglądałem np. Twierdzę i o matulu, czemu dziś nie ma takich filmów Czym się teraz młodzież jara jak nie zielonymi kulkami?
-
Kult Maczka w Polszy jest bardzo mocny. Nie spotkałem się z takim nawet w krajach ościennych, Francja stoi Quickiem, Niemcy Burger Kingiem, Pepiki swoimi mniejszymi sieciówkami, u Madziarów w Maku to głównie turyści, na Bałkanach to tylko w dużych miastach. A u nas? Nasrane co kilka kilometrów czasem, po dwa lokale po dwóch stronach drogi. Dla wielu rodzin z okolicznych wiosek wyjazd do Maczka to element bycia cool i niedzielnego wyjazdu, a młodzież po prostu tam grzeje dupę, bo lokalizacje są (mówię o miastach) jakoś lepiej dobrane niż u konkurencji. No i zgadzam się, że jakkolwiek chujowe by to żarcie nie było to jeszcze nie zdarzyło się mieć po nim kurczakowej sraki jak czasem po KFC.
-
Back in Action / Powrót do akcji - "Chodź misiek, obejrzymy to nowe na Netflixie, fajni aktorzy, lubię Cameron Diaz". Po raz kolejny oglądam w służbie forumka, żebyście wy nie musieli 2.5/10 bo jednak trochę widoczków ładnych jest i faktycznie Cameron ładnie się trzyma. Japierdole jakie to jest gówno. Jeśli to jest kierunek, w którym zmierzają filmy dla mas to niebezpiecznie szybko zmierzamy w stronę Idiokracji. Co z tego, że są fajni aktorzy jak grają tu jak dublerzy w Klanie i tylko odbębniają swoje role z myślą o czeku od Netflixa. Historia jest głupia jak but i naciągana jak ryj Kim Kardashian. Całość prowadzona jest jak teledysk dla debili, łącznie z tłumaczeniem co jest co i dlaczego, a każdy przedmiot, który ma się później w fabule przydać jest dokładnie opisywany i wyróżniany zbliżeniem żeby widzowie nie musieli myśleć tylko mieli wszystko podane na tacy. Brakuje jeszcze Tiktokowych napisów i strzałek podpisujących kto jest kto i o co chodzi. Sceny, które mają mieć jakiś emocjonujący przebieg są grane jak w teatrze telewizji. Nie ma żadnej motywacji do oglądania a cała idea i oś fabularna ginie gdzieś już na początku. To zlepek różnych scen i chęci pokazania różnych ujęć z różnych ładnych miejscówek. W niektórych scenach niemal widać niemy krzyk aktorów "Co ja tu robię? Czemu się tak kurwię dla pieniędzy?". Koński chuj w dupę Netflixa, że robi nadzieję na choćby przeciętny film, sypie kasą na aktorów, zdjęcia i scenografię, a scenarzystów bierze z łapanki z jakiegoś liceum filmowego, choć nawet na zaliczenie semestru ten film by miał problem dostać 3 na szynach.
-
To nie lata '00 że każdy oglądał to samo i można było sobie pogadać z każdym albo wbić na jakieś tematyczne forum i rozkminiać. Teraz masz reddity, fejsbunie i tonę seriali, a do tego wszędzie latają spoilery. Przy obecnym tempie życia faktycznie nieraz trzeba sobie przypomnieć co się oglądało te 2 miesiące wcześniej. A tak po 2 odcinki dziennie trzymasz zainteresowanie, nie męczysz się ale też i nie czekasz.
-
Jestem Tim - genialny dokument o Aviciim, chłopaku-geniuszu muzycznym, który na stałe zapisał się w historii muzyki swoimi utworami i kolaboracjami. Świetna podróż przez jego życie, mnóstwo materiałów video z różnych lat, zza kulis, historia powstawania największych hitów i dużo samego Tima. Jeden z lepiej zrealizowanych dokumentów biograficznych jakie widziałem, z poszanowaniem dla artysty, bez tanich festyniarskich zagrywek, bez moralizowania i spłycania różnych ważnych tematów, z odpowiednim hołdem tak, że na końcu można uronić łzę. 9/10
-
Nooo, ciareczki. Apetyt zaostrzony odpowiednio. Bullseye <3
-
Pachinko, Morning Show, Kulawe Konie, Masters of the Air, Black Bird, Lessons in Chemistry, Bad Sisters. Każdy znajdzie coś dla siebie. Warto po 1-2 odcinki zobaczyć i ocenić czy siadło.
-
Wpadło na nowe konto na PS5
-
Wpadło kolejne 3 miesiące za to można coś nadrobić w oczekiwaniu na Severance. Kulawe Konie mimo, że 4. sezon pełen głupotek i scenariusz jest miejscami dziurawy jak sweter Ferdka Kiepskiego to nadal się dobrze ogląda, Oldman wciąż błyszczy, ale w tym sezonie więcej jest czasu dla innych aktorów i wyszło to na plus. Piąty sezon już czeka na premierę, a ponoć kończą kręcić szósty. Z fartem. 7/10 Siostry na zabój - na początku oglądałem jako widz z kąta pokoju, ale na tyle się wciągnąłem, że wszedł cały 1 sezon w dwa dni. Klimatyczny thriller o 5 siostrach uwikłanych w zagadkę tajemniczej śmierci szwagra jednej z nich, trochę czarnego humoru, bardzo dobrze rozpisane i zagrane role kobiece i świetny klimat Irlandii. Jedyne co to bym skrócił tak o 2-3 odcinki bo w środku robi się trochę leniwie, ale ostatni epizod wiele wynagradza. 8/10 Fly Me to the Moon - Scarlett J. i Channing T. w filmie o kulisach szału kosmicznego w okresie przed startem Apollo 11. Klimat lat '60, trochę humoru, sporo materiałów oryginalnych i śliczni ludzie robiący wielkie rzeczy. Taka trochę bajeczka, ale dla fanów wypraw na księżyc oczko wyżej. 6/10
-
Nie no spoko, ale Dexter już dwa razy schodził z planszy i dwa razy to zjebali. Dexter-drwal wiadomo, że jest najniższej jak się da, bo to był policzek mokrą szmatą moczoną w kocich szczynach, ale końcówka New Blood też wcale nie była jakaś rewelacyjna. I teraz głupie tłumaczenie tego jak przeżył ("Somehow, Dexter returned") żeby potem zakończyć na niskim pierdzie. Ale i tak obejrzę, Dexter zawsze w serduszku
-
Z ciekawości - czy on ma regulowaną wysokość podstawy? A jeśli nie to jaki jest odstęp między krawędzią ekranu a podłożem?
-
Dissowaliście Bezosa to teraz macie. Mi płatność przechodzi bez problemu. A co do kontentu to bawię się dobrze oglądając "Beast Games", czyli Squid Game w wersji ugrzecznionej, ale mechanizmy rywalizacji, podpierdalania się, tworzenia układów i oszustw są obecne tak samo Ile hajsu na to poszło to aż głowa mała a to dopiero początek.
-
Bardzo fajnie i wiernie zrealizowany. I również potwierdzam, że nawet laikom się świetnie oglądało.
-
Room - zbierałem się do tego filmu już dość długo i nie mogło być lepszej oprawy niż ciemny zimny grudniowy wieczór. Historia jest mocna i widać inspirację Josefem Fritzlem, bo wyjściowy punkt fabuły to zamknięta w komórce pod domem kobieta z dzieckiem, dla którego tytułowy pokój to cały świat, i w którym żyje od urodzenia. Całe spektrum emocji i tego jak to na niego wpływa jest osią filmu i najjaśniejszym jego punktem, a potem jest tylko mocniej. Rola dziecięca zagrana koncertowo i film zręcznie gra na emocjach, ale w żadnym momencie nie przesadza. Zresztą cała obsada, choć niewielka, daje bardzo dobry pokaz kunsztu, i mocno mnie zaskoczyła Brie Larson, której z tej strony nie znałem. 9/10 Przesilenie zimowe - Paul Giamatti jako zrzędliwy nauczyciel w szkole w Nowej Anglii z lat '70 zostaje na przerwę zimową z grupką uczniów. Film jest bardzo ładnie stylizowany na lata '70 również w warstwie wizualnej, bo byłem zaskoczony, że kręcono go cyfrowo a wygląda jak z kliszy. Alexander Payne zręcznie prowadzi całą ekipę i wraca do tego co mu wychodzi dobrze, czyli do filmów o życiu i rozterkach dnia codziennego (nie sposób nie porównać tego filmu do Bezdroży). Bardzo przyjemnie się ogląda, dużo dobrych emocji, trochę życiowych prawd i wszystko podane bez ogłupiania widza, taki feel-good-movie z przesłaniem. 8.5/10
-
Post pod postem, ale odwiedziłem polski Popeyes pod Krakowem (nawet po tygodniu od otwarcia ludzi od groma) i trochę zawód. Już pomijam, że smakowo odbiega od amerykańskiego pierwowzoru, bo przyprawy są zdecydowanie mniej wyczuwalne, to taka lekko ugrzeczniona wersja dostosowana chyba pod europejskie podniebienia. Ale ogólnie nic specjalnego w cenie zdecydowanie wyższej niż fastfoodowy standard. Jedyny mocny plus to faktycznie spore i soczyste kawałki kurczaka w kanapkach, do tego w chrupiącej panierce, ale co z tego jak bułki są nijakie a dodatków jest na tyle mało, że nie mają szans się przebić w smaku. Skrzydełka słabe i tłuste, najbardziej przypominają te co kiedyś w McD dawali. Stripsy bez polotu. Sosy na jedno kopyto - mocno octowe i kwaśne, jedynie NOLA z przyprawami cajun się wybija. Jeśli się będę chciał skusić jeszcze kiedyś na kurczaka z sieciówki to KFC wydaje się lepszą opcją.
-
W Dealz rzucili trochę czarnych Lays/Walkers, no i bardzo fajne cziperki, szczególnie sól i ocet balsamiczny. Dobre dodatki, nieco grubsze niż standardowe, bez wzmacniaczy smaku.
-
Niestety gunwo. Jedyna zaleta to prosty skład bez polepszaczy smaku. W smaku trochę jak świeże dżalapejno, ale ani to ostre ani dobre.
-
Przysięgły nr 2 - cichaczem wszedł na HBO najnowszy film Clinta Eastwooda, o którym nawet nie słyszałem. I dostałem to co chciałem czyli dramat sądowy z fajnie rozpisanymi rolami. Scenariuszowo nie jest to żaden Mount Everest ale nadrabia grą aktorską. A że filmy Clinta lubię to ten zaliczam do tych lepszych wśród jego ostatnich.
-
I tak show skradnie Guy Gardner, mark my words. Ale bardzo pozytywna zapowiedź, jak nie będzie heheszków na siłę to może być dobry reset dla DC.