Byłem, zobaczyłem i się zawiodłem.
Na plus trzeba zaliczyć fakt, że inba nakręcona katolickimi spierydolinami zakazującymi emisji i wzywającymi do bojkotu spowodowała pełne sale i obecność ludzi, których rzadko się w kinie widuje (65+) - kabza będzie nabita w jeden weekend czuję.
Generalnie to typowy Smarzowski gdzieś na pograniczu Drogówki i Wołynia, z trzęsącą się kamerą, rwaniem ujęć, przeskakiwaniem miejsc akcji, retrospekcjami i tymi samymi aktorami. Film miał wzbudzać kontrowersje, a jedynie lekko skrobie wieczko puszki pandory z napisem "grzechy Kościoła" i nie przynosi na koniec tak naprawdę żadnych refleksji, poza tym, że co byśmy nie robili to i tak księża są górą. Aktorsko poprawnie, acz bez szału, mnie się najbardziej podobał Więckiewicz, ale szujowaty Braciak też wart wspomnienia, na mordę Jakubika już trochę mi się znudziło patrzeć. Zaskoczył mnie też niemal całkowity brak muzyki.
Film zawodzi jako całość, bo stoi w rozkroku - ani nie jest kontrowersyjny, ani nie burzy żadnych mostów, ani nie powoduje jakichś większych refleksji. Ot, opisuje rzeczywistość taką jaką znamy, albo spodziewamy się, że jest za zamkniętymi drzwiami zachrystii. I tyle, nic zbytnio poza tym. Niby jest pod koniec trochę odkupienia win, ale spłycenie większości problemów dotykających bohaterów jako efekt złego dzieciństwa jest wręcz prostackie.
Na koniec seansu większość sali miała takie miny
Jak już koniecznie oceniać to 5/10.