Wind River - jeden z lepszych filmów jakie widziałem w tym roku. Ukryty diament, który mógłbym przegapić gdyby nie forumek
Nie ma co spolierować, bo historia jest w miarę prosta - ot znaleziona martwa indiańska dziewczyna jest początkiem śledztwa w sprawie jej domniemanego morderstwa. Jest umęczony Renner, nawet nie bardzo drażniąca Olsen i kilka ciekawych drugoplanówek.
To czym się wyróżnia film jest niepowtarzalny klimat, na co składa się genialne wręcz przedstawienie zimowego Wyoming, gdzie aż czuć zimno i niedostępność (podobny zabieg mieliśmy w przedstawieniu Teksasu w "Hell or high water" tego samego scenarzysty, a tu dodatkowo reżysera, i widać że idzie mu to świetnie), spokojne prowadzenie akcji podsycane przez niepokojącą muzykę Nicka Cave'a, aż po mocną kulminację wątku głównego, która powoduje mocniejsze łapanie się fotela. Akcja dość wolno się rozwija, nie wszystko jest od razu wystawiane na tacy, więc miłośnicy lekkich i prostych historii nie mają tu czego szukać.
Film posępny, miejscami wręcz smutny, ale wywołujący emocje, a nie tylko cieszący oko wizualiami i maskujący wszystko inne nachalnym CGI.
Sheridan z każdym kolejnym filmem radzi sobie coraz lepiej jako scenarzysta, a tu jako reżyser zaliczył bardzo dojrzały duży debiut. Warto dać szansę, 9/10.
PS Ten kto zamiast tego filmu wprowadził u nas do kin "Pierwszy śnieg" powinien zostać powieszony za jądra na -20 stopniowym mrozie.