Baaaardzo udane kino s-f. Razem z Interstellar świetny przykład dojrzałego, przemyślanego kina mocno angażującego widza. Czuć w filmie echa Drzewa życia Mallicka i Kontaktu.
Po świetnym Prisoners i średnim Sicario reżyser znów jest w formie. Od samego początku łapie nas w swoją opowieść, bawi się niemal widzem i droczy specjalnie nie pokazując tego co w innych filmach by było od razu wprost (relacje tv, zbliżenia na statek, dużo strzałów i wybuchów - tego tu nie ma, a jak jest to w minimalistycznej formie). Klimat budowany jest stopniowo i tak dobrze, że pierwsze spotkanie z obcymi przeżywamy jakbyśmy tam naprawdę byli. Obsada nie jest duża, ale cały film dźwiga Amy Adams. Jak nie dostanie Oscara za tą rolę to Akademia okaże się bandą leśnych dziadków. Jest tak naturalna, tak przekonująca, tak zespolona z rolą, że w emocjonujących scenach czuć ciary. Jej kolega Renner mógłby być równie dobrze meblościanką, tak niewiele wnosi, ale hajs się musi zgadzać.
W ogóle podoba mi się w filmie ta nieoczywistość, akcja dzieje się w deszczowe dni, ludzie mają ludzkie reakcje (sen), nie ma niepotrzebnych dramatów na siłę, nie ma ciągłej akcji i strzelania, czarni przeżywają - wszystko na opak w stosunku do tego, co czego nas Hollywood przyzwyczaiło.
Zdjęcia są oszczędne, efekty CGI bardzo dobre, muzyka niepokojąca. Cały koncept na film bardzo mi się podobał i z chęcią zobaczę jeszcze raz wyłapując smaczki.
8.5/10