Falafel jest dobry, byle nie był oszukany, a potrafią robić np. z dużej ilości bułki tartej.. Najlepszy jest z mieszanki ciecierzycy i bobu, nieraz robię w domu, ale ciężko bób suszony dostać u nas, więc z samej ciecierzycy.
Wbrew pozorom nic trudnego zrobić samemu: cieciorkę moczymy przez 24 godziny, potem mielimy (nie gotujemy!) z cebulą, czosnkiem, kminem, solą, pieprzem, kolendrą, pietruszką, chili, szczyptą kardamonu i cynamonu oraz łyżką sody oczyszczonej. Ważne żeby złapać odpowiednią konsystencję, nie za bardzo żeby się nie zrobiła pasta ani nie za grubo żeby po usmażeniu nie były twarde. Wstawiamy na godzinę do lodówki, wyciągamy, na patelni grzejemy olej, formujemy jedną testową kulkę wielkości moreli i wrzucamy na olej. Powinno się ok 7-10 minut smażyć. Jak nam za szybko się smaży to trzeba zmniejszyć temperaturę. Jak jest za suchy to dolać że dwie łyżki wody, jak za twardy to znaczy że za grubo zielony, jak za miękki i się rozpada to ze dwie łyżki mąki. Serwujemy w picie z sosem czosnkowym, kapustą, pomidorem, czymś ostrym i sosem tahini (pasta tahini rozmieszana z wodą).