Birdman - od razu trzeba zaznaczyć, że to nie film dla każdego. Jest wręcz wybitnie teatralny, czułem się jak na dobrym spektaklu. Dodatkowo konstrukcja całego filmu jako jedno długie ujęcie (w które wpleciono jednak kilka przeskoków czasowych) i jedno miejsce akcji jeszcze mocniej to uwydatniają. Jakimś wielkim fanem reżysera nie jestem, ale fakt, że w Holywood udało mu się zrobić wybitnie europejski film opowiadający z przekąsem o amerykańskim szeroko pojętym przemyśle filmowym zasługuje na uznanie. Film jest też dość szybki, przez brak cięć, płynne przejścia kamery, operatora będącego w centrum wydarzeń i podążającego za bohaterami ciągle jesteśmy w sercu akcji. W historię mamy wplecioną i lekką satyrę na "fabrykę snów", kilka przytyków do producentów, blockbusterów, ogólne zmagania z niemocą "twórczą", problemy z zaszufladkowaniem, ale też i życiowe rozterki z kobietami czy też relacje ojciec/córka, nawet można się doszukać elementów z Makbeta. Co natomiast stanowi przede wszystkim o sile tego filmu to aktorstwo na pierwszorzędnym poziomie. Reżyser wycisnął chyba z aktorów wszelkie soki. Popisy Nortona, Stone i oczywiście Kaetona ogląda się z zapartym tchem (aczkolwiek najbardziej chyba zasłużył na oklaski Norton). Ale każdy, naprawdę każdy aktor dał z siebie 110% normy. Filmu jako historii raczej na długo nie zapamiętam, ale jako wybitny spektakl aktorski to coś co warto doświadczyć samemu. Krakowskim targiem 7/10.
PS Motyw z muzyką i perkusją - to trzeba zobaczyć