Pamiętam jakie wrażenie zrobił na mnie pierwszy Avatar w 3D, ale ta część to jest mózgorozpierdalacz w tej dziedzinie. Serio, w 3D ustawili poprzeczkę tak wysoko, że chyba ją jedynie kolejną częścią przesuną. Już od pierwszych scen micha się cieszy widząc tę głębię a jak schodzimy do wody to już jest wizualny orgazm. Technicznie to jest jebany majstersztyk i dopieszczenie każdego detalu robi kolosalne wrażenie. Wodny świat został tak fenomenalnie oddany, że naprawdę można się poczuć jakby się tam było. Podwodna Pandora jest przepiękna i podróż w ten świat to czysta przyjemność.
Historia? Lekkie meh. Cała oś fabularna mocno naciągana i szyta bardzo grubymi nićmi, w ogóle nie czułem ważności ani logiki motywów filmowych adwersarzy. Ale już sposób prowadzenia, granie na emocjach, relacje międzyludzkie i rodzinne - tutaj trzeba oddać twórcom, że się spisali na medal.
Jedyny zarzut od strony technicznej to dziwny i skaczący framerate. Nie wiem czy to kwestia heliosowego projektora czy coś nie pykło, bo część scen wyglądała filmowo w 24-30 klatkach a część w jakichś 50, i to czasem następujących zaraz po sobie. Burzyło to nieco immersję i czułem się chwilami jakbym oglądał cutscenki z Uncharted 6.
Cameron, życzę ci sukcesu kasowego, bo nie mogę się doczekać co wymyślisz w kolejnej odsłonie.
Do takich filmów chodzi się do kina.
I powinien być obowiązek oglądania tego w 3D.