Skończone, przesiedziałem w ciszy dobre kilka minut na napisach końcowych. Mocny i emocjalny rollercoaster oraz historia, która zostaje w pamięci.
Graficznie - jakościowo majstersztyk, dbałość o detale na najwyższym poziomie. Jedyne do czego można się doczepić to monotonia lokacji. Całe Seattle to jedna szaro-bura, skąpana w deszczu metropolia a w oczy bije ciągle zgniła zieleń, metal i beton. Dobrze, że jest kilka etapów flashbackowych i w miarę odmienna Santa Barbara.
Gameplay - jeden ze słabszych elementów wg mnie. Trochę na jedno kopyto wszystko - nowa lokacja, kilroom, zbieranie znajdziek, powtórz. Strzelanie strzelaniu nierówne, bo taki pistolet Ellie to one-shot one-kill, a z kolei Abby strzela kapiszonami. Są etapy wyróżniające się jak Ellie w podziemiach metra, Abby pod ostrzałem snajpera czy też w podziemiach szpitala, ale jako całość walki są jedynie przerywnikiem do opowiadanej historii.
Fabularnie - odważnie, dojrzale, dotykając trudnego tematu zemsty, nienawiści i empatii, ale bez przechylania szali w żadną stronę.
Wątki LGBT - nic a nic mi nie przeszkadzały bo były podane normalnie, bez krzykliwości i wycierania nimi twarzy gracza. Zresztą Lev okazał się jedną z lepszych i ciekawszych postaci w grze. Jeśli ktoś tylko dlatego oceniał grę na 1/10 to współczuję.
Muzyka - pierdolone GOTY. Ta gitara, te uderzenia strun i muzyka wręcz przepełniona bólem. Główny motyw muzyczny normalnie aż ściska w gardle. Zajebista robota.
Podsumowując - odważne widowisko, oparte na złożonych emocjach. Z trudnymi decyzjami i rozwiązaniami fabularnymi, które po prostu trzeba zaakceptować jako wizję twórców. Trudno mi nawet porównać do części pierwszej bo jednak obie gry mają zupełnie inną konstrukcję i inne tematy przewodnie.
Grze daleko do ideału świetnie spinającego fabułę z gameplayem, ale za warstwę fabularną, prowadzenie historii, poruszane tematy i odwagę w łamaniu konwenansów należy się jej mocny szacun.