-
Postów
5 949 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
5
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez Rudiok
-
Tak. Znany proceder. Ludzie podają nie swoje numery losowo aż wejdzie zniżka na kartę MB. A że w ciul ludzi posiada takie karty to nie jest to nic trudnego. A że dodatkowo dużo osób podaje swoje numery telefonu na głos przy kasie to można sobie zrobić niezłą bazę.
- 2 713 odpowiedzi
-
- biedroid
- tanie rzeczy
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Jestem w połowie pierwszego sezonu From i ciągle czekam aż to się rozkręci. Czy jest na to szansa czy cały serial to oglądanie przydługich scen między randomami z okazjonalnymi potworkami w tle? Miał być spadkobierca duchowy Lost a póki co emocji jak w Złotopolskich.
-
IF / Istoty fantastyczne - sam pomysł ciekawy, bardzo przyjemna młoda aktorka grająca główną rolę, Reynolds trochę na odpierdol, końcówka nawet wzruszająca. Ale gdzieś czegoś zabrakło i miejscami się dłuży. 6/10 Piła X - w końcu zmyte gówno po poprzednich próbach wskrzeszania marki. Co Jigsaw to jednak Jigsaw. Odpowiednio brutalne, odpowiednio cringe'owe, no muszę przyznać, że były ciareczki. Czekam na XI. 8/10 W głowie się nie mieści 2 - świetne rozwinięcie pierwszej części, inteligentny humor, animacja dopieszczona w każdym calu, fajni aktorzy. Czysta przyjemność oglądania. 9/10 King fu panda 4 - po takim okresie czekania na kolejną część spodziewałem się czegoś lepszego. Niby jest pięknie, niby jest dynamicznie, ale żarty trochę na siłę (w kółko wokół jedzenia), główny antagonista niczym nie grzeje, a finał jest miałki niczym walki patocelebrytów. 6/10 Knox goes away - Keaton reżyseruje Keatona, który gra Keatona. No ale nawet mu to wychodzi. Opowieść o zabójcy na zlecenie, który popada w demencję i w tym wszystkim jeszcze pomaga swojemu synowi w uniknięciu więzienia. Całkiem przyjemnie to wyszło. 7/10 Księga luster - Russell Crowe jako podstarzały glina, który powoli traci pamięć i chce jeszcze rozwiązać jedną sprawę z przeszłości, która wraca do niego niespodziewanie. Co do Russela i jego części historii nie mam uwag. Ale całość burzy historia w środku, która nagle robi za retrospekcję. Do tego wchodzi trochę deus ex machiny i z dobrze zapowiadajacego się thrillera robi się nuda. 5.5/10 Will & Harper - dokument o Willu Ferrelu i jego koleżance, która była kiedyś kolegą i pisała mu skecze do SNL a w wielu prawie 60 lat zdecydowała się na coming out i tranzycję płci na kobietę. Wsiadają oni do auta i robią roadtrip wzdłuż USA. Zaskakująco dobrze to wyszło, bez moralizowania, bez woke propagandy, a dużo tu życiowych tematów i trudnych pytań. Do tego trochę ładnej przyrody i klimat road tripu. Jakby tak traktować tego typu tematy to świat byłby w lepszym miejscu. 7.5/10
-
No dobra, było o fast foodach, teraz będzie o amerykańskim jedzeniu dla normalnego człowieka Zdjęcie dla przyciągnięcia uwagi - bohaterem jest Eagle Diner z Colorado, genialna miejscówka z lat '50 z obłędnym jedzeniem. Miła Pani o polskich korzeniach z dziada pradziada namówiła mnie na pork chop, czyli grillowany kawał wieprzowiny (schab z kawałkiem polędwicy) i była to zdecydowanie najlepsza wieprzowina jaką jadłem chyba w życiu. Nie dość, że wręcz rozpływała się w ustach, nie była twarda, można ją było kroić samym widelcem, do tego dymny posmak grilla, no i w końcu normalne jajka oraz dolewana do oporu kawa (choć to bardziej napój o smaku kawy). 10/10 Generalnie cały południowy zachód, w szczególności Teksas, Nowy Meksyk i Arizona to przede wszystkim kuchnia tex-mex i barbecue. Oczywiście są tutaj reprezentanci każdej kuchni, bo i zjemy pizzę i sushi, ale to tak jak pojechać do Włoch i chcieć jeść pierogi. Cenowo najbardziej przystępne są oczywiście tex-mex, gdzie w małych standach czy food truckach spokojnie najemy się za 10 USD łapiąc kilka tacos albo burrito, na dobre śniadanie trzeba przygotować 15-20 USD, na obiado-kolację 20-25, oczywiście mowa o jakimś jednym daniu i napoju i do tego pasuje doliczyć ten ich "dobrowolny_ale_obowiązkowy" napiwek. Ale wielkość porcji sprawia, że spokojnie naje się tym dwie osoby. Najsłabiej wypadają śniadania hotelowe, i to niezależnie czy mówimy o noclegu za 50 czy 150 USD, gwoździem programu są zawsze gofry z syropem a'la klonowy, naleśniki, jajka (niestety najczęściej z proszku), masło orzechowe i dżemy oraz najdziwniejszy wytwór amerykańskiej kuchni czyli biscuits&gravy tzn. bułki polane sosem pieczeniowym jasnym. Jedynie w dwóch miejscach stricte turystycznych gdzie płaciłem blisko 200 USD za nocleg był jakiś bekon albo namiastka kiełbasek. Kuchnia tex-mex jest wszechobecna, tania, pełna smaku i naprawdę ciężko dostać coś na jakimś tragicznym poziomie. Tamtejsze 5/10 w Polsce byłoby 8/10. Króluje prostota, świeżość i ostrość. Do tego margerita albo piwko light na popitkę i dzień jest piękniejszy. Ale tym po co jedzie się do Teksasu jest zdecydowanie BBQ i mostek wołowy (brisket). Każde miasteczko, a nawet wioska, mają swój lokalny przybytek, gdzie wędzą te mięsa jak pojebani, zapach dymu jest wszechobecny, a smak... ten dymny smak jest nie do pobicia. Warto choć raz w życiu wybrać się do kolebki BBQ i spróbować dobrego mostka. Na trasie udało mi się też wpaść do Birdhouse w Arizonie, który został okrzyknięty najlepszym kurczakiem w całym stanie. Czy zasłużenie? Mam mieszane uczucia. Na pewno jest to zupełnie inny kurczak, do jakiego my jesteśmy przyzwyczajeni czyli albo z rożna albo z KFC. Przede wszystkim jest on odpowiednio marynowany w zalewie, przez co jest mega soczysty. Po drugie panierka jest pełna przypraw i lekko pikantna (to akurat na duży plus). Ale największą różnicą jest sposób smażenia - kurczak jest smażony dokładnie tyle ile potrzeba, ani sekundy dłużej. W Polsce jakby ktoś takiego dostał to w 9 na 10 przypadków zwróciłby go do kuchni, że jest niedopieczony. I faktycznie niektórzy ludzie pytali kelnerów czemu ten kurczak jest surowy. Ale nie był - wszystko odchodziło ładnie od kości, ale był to ten punkt, gdzie kilka sekund krócej i jedlibyśmy kurczaka medium-rare. Ciekawe doświadczenie, ale nie wiem czy bym powtórzył, no chyba że dla samych polędwiczek. I nie mogło zabraknąć teksańskiego klasyka czyli chilli, gęstej, długo gotowanej potrawki, w klasycznej wersji opartej tylko na wołowinie i przyprawach (bez żadnego sosu pomidorowego). W wersjach nowoczesnych podawany również z fasolą, albo w wersji white czyli w sosie na bazie zielonego chili. Bardzo dobre, odpowiednio pikantne i cieszę się, że spróbowałem w kolebce czyli Texas Chili Parlor. Podsumowując - szukasz comfort food to jedź do Teksasu. Choćby przejazdem to warto zboczyć do Austin/Dallas/Houston i spróbować zarówno czegoś z klasyków BBQ jak i kuchni tex-mex.
-
No byłem srogo zaskoczony, że naprawdę można się konkretnie najeść (i nie mówię tu o fast foodach ale o restauracjach ogólnie) w cenie jaką przychodzi zapłacić obecnie za obiad w centrum wojewódzkiego miasta w PL. A biorąc pod uwagę wielkość porcji to już w ogóle okazja. Ceny bez podatków bo tego nikt nie chce liczyć, ale w fast foodach przynajmniej o napiwki nie skomlą (dej panie dej tak z 20% bo żem bidny). A kierunek taki bo się udało do znajomego w Teksasie wybrać i spędzić tam kilka dni. Normalnie jako baza wypadowa Teksas jest średni bo żeby z niego wyjechać to trzeba 4-10 godzin poświęcić jadąc przez pustkowia, w zależności w którą stronę się uderza.
-
XD Nie no, tragedii nie ma, +2,5 kg na wadze, ale człowiek napompowany i spuchnięty tymi ich wszystkimi polepszaczami i chemią. W Polszy to jednak mamy nieziemsko zdrowe jedzenie w porównaniu z tamtą tablicą mendelejewa.
-
No ale jednak to jest straszna ramota to Salem i niezbyt dobrze znosi próbę czasu. Film nie wyszedł zbyt dobrze bo musieli mocno spłycić fabułę i jednak wampiry w 2024 rok już tak średnio grzeją. "Smętarz" jest jednak trochę ponadczasowy jakbym miał porównać ostatnie filmy. Marzy mi się ekranizacja takiej np. "Ręki mistrza" albo któregoś z opowiadań z tegorocznego zestawu ("Sen Danny'ego Coughlina" <3).
-
Takie se szczerze mówiąc. Nie wiem czemu akurat to wzięli jako film jak jest tyle innych, lepszych opowieści.
-
No dobra żarłoki, krótki i selektywny przegląd wybranych fast foodów z południowego zachodu USA. Generalnie wybór jest wręcz porażający, przeróżnych sieci jest od zajebania, zarówno krajowych jak i lokalnych, co chwila na zjazdach z autostrady są wielkie parki handlowe gdzie jest po kilka stacji benzynowych, moteli i fast foodów. Żeby móc spróbować każdego to trzeba by chyba poświęcić rok i jakieś 20 kg dodatkowej wagi. Są zarówno sieci z wieloletnią tradycją jak i nowi gracze, którzy mocno atakują jakością i wybijają się ponad przeciętność. Starałem się wybrać te, których wcześniej nie znałem. Cenowo jest bardzo różnie, jakościowo i wielkościowo niestety też. Tak koło 5-6 USD za burgera to dobra cena, 9-10 USD to już bym powiedział, że ciut przeginka, chyba że idzie za tym jakość. Zestawy między 13-18 USD. Oczywiście to co w USA jest określane jako "małe" (napój, frytki) w Polsce byłoby wersją XL, więc biorąc zestaw powiększony można wyrobić limit kalorii na 2 dni. Zdecydowany lider i faworyt to Freddy's Frozen Custard & Steakburgers, stosunkowo młoda (2002 r.) sieć z Kansas, która rozpycha się po całym USA, najwięcej lokali ma w Teksasie a specjalizuje się w świeżo smażonych burgerach i lodach. Burger był blisko perfekcji, idealnie przypieczone dwa kotlety typu smash, różowe i soczyste w środku i przypieczone po bokach, do tego lejący ser (amerykański i szwajcarski) między nimi, jalapeno, cebulka i firmowy sos a bułka stostowana od wewnątrz i miękka w środku. Jako zapychacz tater tots czyli kulki z tartych ziemniaków. Nie było się absolutnie do czego przyczepić, wzorzec amerykańskiego fast foodu. Na drugim miejscu Culver's, sieć z Wisconsin, już dość długo na rynku, ale pierwszy raz mi się udało odwiedzić. Również szczycą się świeżo smażonymi smash burgerami z dużą ilością świeżych warzyw (co było miłą odmianą). Mięso również soczyste i lekko różowe w środku a chrupiące na krańcach, miękka bułka, ser, sałata, pomidor, pikle, cebula czerwona i grillowana. Wszystko świeże, wręcz jeszcze gorące, a jako dodatek tzw. cheese curds (no bo to przecież Wisconsin) w panierce i jakiś tam shake. Bardzo wysoko jakościowe jedzenie w porównaniu do innych fast foodów, spokojna topka i można się najeść nie czując że się je śmieci. Na trzecim miejscu Whataburger, rdzennie teksańska sieć z San Antonio z lat '50 z charakterystycznymi biało-pomarańczowymi lokalami z trójkątnym dachem. Bardzo proste menu, bez udziwnień, same klasyki, przystępne cenowo i smaczne. Lokalsi polecali patty melt, czyli dwa tostowane kawałki chleba, w środku dwa kotlety, przełożone to cebulką, serem i sosem, można dodać pieczarki. Weszło jak złoto, chleb był genialny, idealnie przypieczony z zewnątrz a miękki w środku, a mięso znów soczyste. Idealna propozycja na konkretne śniadanie. Poza konkurencją mocno wyróżniam P. Terry's, ale nie wrzucę go do rankingu ogólnego bo to sieć głównie skupiona na Austin i San Antonio więc bardzo lokalna. Gdyby byli obecni w większej ilości stanów byliby spokojnie na 1. miejscu. Mimo, że działają od 2005 r. to już są lokalnym klasykiem. Budki mają tylko drive-in, stylizowane na lata '50, wszystko robią na świeżo z wołowiny angus, a cenowo są nie do pobicia - podwójny cheese za 5 USD to deal idealny. Smak genialny, znowu dużo świeżych warzyw a mięso gorące i soczyste. Jeśli ktoś będzie odwiedzał te tereny to nie można nie spróbować. Pierwszy raz spróbowałem też Arby's, sieci specjalizującej się w kanapkach z wołowiną, ale nie w formie kotletów a parzoną i ciętą na plasterki. Mają klasyczne kanapki, jak i french dipy, czy też italian beef. Nie było to złe, ale bardziej przypominało nasze kebaby wołowe cięte w paski niż taką klasyczną wołowinę w kanapkach jaką można dostać np. w Chicago. W trasie można spróbować, ale żeby jechać specjalnie to nie. Bardzo zawiodłem się na In-n-Out, bo o ile burgerek prezentował się ślicznie i na pewno trzeba pochwalić świeże warzywa i klimatyczny wystrój to smakowo jednak było bardzo przeciętnie. Mięso nijakie i zabite smakiem kwaśno-octowego sosu, do tego dość mała porcja w niemałej cenie. Niczym się ten buksik nie wyróżniał a hype na niego jest ogromny, bo wszędzie tylko widzę i słyszę ochy i achy a w samym lokalu było kilku influencerów kręcących rolki. Nie pojmuję jak można się tym podniecać mając na rynku tyle lepszych alternatyw. Nie pykło mi też w Chick-Fil-A, gdzie sam kurczak może i soczysty i dobrze doprawiony, ale kanapki to jakaś pomyłka. To jest po prostu kawałek kurczaka włożony w suchą bułkę, do tego plaster sera i osobno można domówić sos, którym sobie dopiero można polać kanapkę żeby nie było to suche jak pustynia. A za taką przyjemność trzeba dać prawie 8 USD co jest już mocno kontrowersyjne jak za to co dostajemy. Bieduje też Wendy's, które kiedyś może i było alternatywą dla McD, ale te burgerki są tak smutne i tak nijakie, że szkoda zachodu. Jak ktoś nigdy nie jadł to może spróbować od biedy baconatora, ale poza tym to do Wendy's chodzi się głównie na Frosty, czyli ich wersję lodo-shake'ów, które trzeba przyznać, że od lat trzymają poziom i są chyba najtańsze w branży. Osobną kategorią jest sieć stacji Buc-ee's, czyli największe stacje benzynowe na świecie, przy każdej jest blisko 100 dystrybutorów i ogromny, wielkości hipermarketu sklep, gdzie można kupić dosłownie wszystko, łącznie z ubraniami, i mają swoje własne BBQ z kanapkami, mięsem, pieczywem, ciastkami. Duży plus i naprawdę dobre jakościowo produkty, choć w nie najmniejszej cenie. Próbowałem texas steak burrito i była to tortilla wypełniona siekanym stekiem (mięciutki i rozpływający się w ustach), papryką, cebulą i serem. Comfort food w najlepszym wydaniu.
-
@iluck85 To był stricte solo trip bo podróż już zabukowana dużo wcześniej a plany się pozmieniały drugiej połowie. Generalnie to jakiś tam plan miałem, ale bardzo orientacyjny, bo jak gdzieś ktoś coś polecił albo widziałem drogowskaz to jechałem, zwiedzałem i spałem gdzie dojechałem robiąc tak 2 h wcześniej rezerwację przez Agode (wychodziło o wiele taniej niż Booking tam). Kosztowo wyszło nawet poniżej zakładanego budżetu, ~2700 USD za 12 dni, w tym 8 platnych noclegów (4 noce u znajomych), samochód na 11 dni, wyżywienie, wstępy do parków, paliwo na te 3500 mil, pamiątki, bez węża w kieszeni ale też bez szaleństw. Noclegi średnio wyszły 100 USD za noc (raz taniej raz drożej, Nowy Meksyk to nawet i za 50 znajdzie, ale już koło Wielkiego Kanionu to bez 200 nie podchodź). No i na duży plus dobry kurs USD. Bilety 4k PLN w obie strony z dużym bagażem. @iluck85 KSC to nie w tę stronę trochę Ale już mam plan na kolejny trip w stronę Luizjany, Florydy i powrót stanami od północy znów na Teksas. Może next year
-
Podczas wyjazdu każda osoba, którą spotkałem z Kaliforni albo się już stamtąd wyniosła, albo jest w trakcie. LA, Santa Monica, nawet ekskluzywne Palisades przestały być miejscami przyjaznymi do życia, ale nie tylko za sprawą bezdomnych, fentanylowców czy gangusów, ale też przez coraz częstsze kataklizmy (pożary, osuwiska, lawiny błotne). Zwiedzać parki to tak (Yosemite, Sekwoje, Redwood), ale pchać się w paszczę lwa jako biały heteroseksualny mężczyzna to krzyżyk na drogę. Co ciekawe, bo mnie też dosięgnął dysonans poznawczy, miasta najbliżej położone granicy jak San Diego w Kalifornii czy El Paso w Teksasie należą do najbezpieczniejszych w USA. Okazuje się, że mimo niepokojów na granicy i wiecznej narracji my/oni to społeczność meksykańska chce po prostu sobie grzecznie żyć i robić taco i jeść taco, więc wadzą społeczeństwu o wiele mniej niż pigmentododatnie gangi z dalszych terenów.
-
No ja też wracam z krótkim podsumowankiem. Prawie 2 tygodnie w USA, z czego 9 dni to typowy roadtrip. Przejechane prawie 5500 km przez 6 stanów (no dobra, Oklahoma jedynie liźnięta). Auto pożyczone przez Economy Car Rentals w Alamo/Enterprise. Teksas bardzo mi się spodobał jeśli chodzi o klimat, ludzi, zagospodarowanie przestrzeni, wszechobecną wygodę i niesamowitą kuchnię (zarówno BBQ jak i tex-mex). Odległości w Stanach to zupełnie inna kategoria niż w Europie bo jadąc z jednego końca Teksasu na drugi zrobiłem tyle co nieraz z Polszy na Chorwację. Ale jeździło się fantastycznie i mimo długich tras nie były one męczące. Miejsca na drodze jest dużo, ludzie jeżdżą płynnie, wszystko jest świetnie oznakowane, ograniczenia prędkości są rozsądnie rozplanowane, nie ma siedzenia na zderzaku, większość utrzymuje odpowiednią odległość i nie ma żadnych migających światłami wsioków. Wystarczyło, że wróciłem do Polski i przejechałem się kawałkiem A4 żeby zobaczyć jak daleko jesteśmy w lesie jeśli chodzi o kulturę jazdy i o liczbę znaków na kilometr. Starałem się w każdym stanie zobaczyć coś fajnego zarówno jeśli chodzi o parki narodowe jak i inne atrakcje, ale też i spróbować kuchni (pewno zrobię osobny wpis w innym temacie). Pech chciał, że w 2/3 trasy skręciłem kostkę i chcąc nie chcąc zostałem zmuszony do odwiedzenia Emergency Room i amerykańskiego szpitala, także ubezpieczajcie się Panie i Panowie, jak nie chcecie bulić kilku tysięcy USD za taką przyjemność. Plusem atrakcji w USA jest ich dostępność i nie ma problemu ze zwiedzaniem dla osób nie do końca sprawnych, co było akurat dla mnie wybawieniem. Kilka miejsc mi niestety tak czy inaczej przez to odpadło, ale przynamniej jest do czego wracać Najmocniejszy punkt to zdecydowanie Wielki Kanion, ta skala jest nie do opowiedzenia i żadne zdjęcia ani filmy tego nie oddadzą. Kiedyś chcę się jeszcze wybrać na wyprawę dnem kanionu żeby zobaczyć go z jeszcze innej perspektywy. Na drugim miejscu fenomenalne White Sands, biała pustynia pośrodku Nowego Meksyku, po horyzont biało, można zjeżdżać na sankach po wydmach, niebieskie niebo i chmury w oddali, jak na innej planecie. Na trzecim miejscu Monument Valley, ikoniczne wręcz miejscówki znane z filmów, do których można podjechać i oglądać je od samej podstawy podziwiając ich ogrom. Najmniej mi siadły Góry Skaliste, ale to przez to, że w Polsce człowiek jest na tyle przyzwyczajony do takich widoków, że już nie robią takiego wrażenia. Fot. part 1: Fot. part 2
-
*Nie dotyczy Amerykanów.
-
+1 Ogladałem przy okazji kątem oka jak w domu było oglądane i mam podobne zdanie. Widać faktycznie chęć złapania tortu a'la Biały Lotus, ale wyszło średnio a sam finał meh. Najlepiej zagrane postacie to detektywi, szczególnie pani detektyw, bo jako jedyni mają wyjebane, a cała reszta stara się aż za mocno.
-
Jak to kto. Managerowie wyższego szczebla, którzy jak zobaczyli, że się zrobiła wrzawa na twitterku że Agatha taka super i świetna postać itp. to chcąc doić podnieconych fanów postawili na serial o niej. A że przy okazji zapomnieli o fabule, logice, czy celowości tego zabiegu to nic nowego.
-
Faktycznie inaczej pachnie ten papier. W końcu można przeczytać pisemko w spokoju bez słuchania ględzenia nad uchem "co tak jebie?"
-
Rebel Ridge (nie ma nic wspólnego z Rebel Moon ) - wyskoczyło w polecanych na Netflixie i z braku laku włączone. A tu się okazało, że produkcja co najmniej dobra. Zadziwiająco mało ekspozycji i łopatologicznego tłumaczenia kto jest kim i dlaczego to a nie tamto, po prostu zostajemy wrzuceni od razu w wir wydarzeń a postacie zamiast opowiadać o tym co robią po prostu to robią. Miła odmiana od netflixowych produkcji dla inteligentnych inaczej. Historia o tym jak w jakimś powiatowym miasteczku na południu USA policja zatrzymuje rowerzystę i z racji jego pigmentododatniości i bycia typowymi redneckami konfiskuje mu oszczędności, które jechał wpłacić na kaucję kuzyna. Tym samym nasz bohater rozpoczyna starania o odzyskanie pieniędzy, co wcale nie jest łatwym zadaniem i będzie się działo sporo i jeszcze trochę. Aktorzy się spisali poprawnie, nie wali krindżem, scenariuszowo w kilku elementach może kreślone zbyt grubą kreską, ale mimo długości (sporo ponad 2 h) nic się nie dłużyło. Do tego bardzo realistyczne sceny walk, które też są miłą odmianą od typowych akcyjniaków 1 bohater vs 10 chłopa. Solidne 7/10.
-
Mając wszystkie TMSemici mnie to średnio grzeje, ale jakbym nie miał to bym brał, jednak klasyk przed duże K. I choć rozwiązanie historii i powrót S taki trochę naciągany, to Rządy Supermenów chyba najlepsze z tego wszystkiego. Tylko nigdy mi Bogdanove nie leżał jako rysownik no ale mówi się trudno.
-
Prenumerata i cena PSX Extreme
Rudiok odpowiedział(a) na temat w Opinie, komentarze - forum, magazyn
Czyli nie trzeba dojechać listonosza, że nie doniósł albo sąsiada, że zakosił? Napiszę maila bo wróciłem po wyjeździe i gazetki za sierpień brak. -
Anatomia upadku - nie miałem jakichś dużych oczekiwań, ale z zachwytów nad tym filmem spodziewałem się jednak czegoś więcej. Sama idea, prowadzenie akcji, "europejskość filmu", muzyka, aktorstwo(!) są naprawdę na wysokim poziomie. Same sceny na sali sądowej świetnie zrealizowane i dużo w nich emocji. Ale pod koniec gdy spodziewałem się czegoś więcej i niejako domknięcia historii i postawienia kropki nad "i" to właśnie wtedy film się wg mnie wysypuje i za dużo zostawia domysłom a nie odpowiednim zamknięciem akcji. 6.5/10 za całokształt, ale głównie chodzi mi o grę aktorską i klimat. To jest film z gatunku sztuki teatralnej, a nie wartkiej akcji. Za duży na bajki 2 - sequel totalnie nikomu niepotrzebny, zrobiony po łebkach, sceny i wydarzenia dzieją się, bo się dzieją a deus ex machina czuwa nad każdą. Aktorzy odbębniają swoje kwestie w jednostajnym rytmie, nie ma w ich działaniach za grosz ikry, nikomu tu nie ma jak kibicować. Jedynie fajne widoczki i kilka żartów, przy których można prychnąć. nie wiem po co to powstało / 10
-
Myślałem, że jestem w mniejszości bo ciągle tu spusty na Legacy, ale ledwo dokończyłem w bólach 2. sezon i raczej mnie na 3. nie ciągnie.
-
- 2 713 odpowiedzi
-
- 3
-
- biedroid
- tanie rzeczy
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Kręcą się wokół czwartego sezonu Teda Lasso https://variety.com/2024/tv/news/ted-lasso-heading-toward-season-4-greenlight-1236117291/
-
Inwestycje, kredyty na 500 lat ogolnie liczymy pieniazki
Rudiok odpowiedział(a) na michal temat w Koguty Domowe
Tylko warto sprawdzić wcześniej tabele opłat i prowizji bo sporo banków liczy prowizję za wymianę na bilon albo wpłatę w bilonie. Niektóre w ogóle nie rozmieniają. -
No tak średnio bym powiedział. Finał trochę podzielił fanów. I serial cierpi na zbytnie rozwleczenie. Obejrzane ale nie wrócę w przeciwieństwie do np. Breaking Bad.