zaliczyłem dziś najch.ujowszy trening w dziejach. Ciągle robię te kilometrówki, dziś miało być 7, każda nie wolniej niż 4:10/km i między nimi 1.30 min truchtu. Na początku już czułem, że coś jest nie tak, a przy piątej odcięło mnie całkowicie. Tam gdzie miałem truchtać musiałem iść, jak miałem przyśpieszać to tylko przeszedłem do biegu w ślimaczym tempie. Wszystko zawiodło, sapałem jak świnia, łydki się spompowały i czułem ból mięśni, jeszcze kolka złapała. Ostatni taki trening robiłem w środę, więc powinienem być zregenerowany. W poprzednim treningu zmieściłem się we wszystkim, tylko 1:45 truchtu, te 15 sekund na pewno nie miało aż takiego znaczenia. Nie wiem może przez pogodę taki ciężki oddech miałem bo wyszedłem w samo południe i było dosyć duszno. Może zmęczenie materiału?