PSX Extreme swoje wierne grono czytelników zawdzięcza przede wszystkim dzięki dużej immersji między redaktorami i czytelnikami Wcześniej było tak m.in. w Top Secret i przez jakiś czas w Secret Service, ale nigdy na taką skalę, jak to było w PE, szczególnie w epoce gier na PSX-a. Zebrała się mega zwariowana ekipa, a każdy swoim charakterem wnosił do tego cyrku coś, czego w sumie się nie da opisać, ale co wywoływało mega banan na ryju
Czasami odnosiło się wrażenie, że pismo jest podzielone pół na pół - połowa treści była o grach, a połowa o życiu, perypetiach i przygodach redakcji. I to pisanie o sobie, o prywacie nigdy nie było na siłę. Czasem wręcz płakałem ze śmiechu, choćby z relacji wypadów ekipy na targi Aju jadący do Londynu Cinquecento, mycie zębów na parkingu w Londynie itd. Było tego tyle, ze elaboraty można pisać.
PE było dla mnie wyrocznią jeśli chodzi o gry. Nikt tak nie potrafił mnie zachęcić do kupna jakiegoś szpila, jak zgredy i ich recenzje. Co więcej, nawet jak po zakupie (pod wpływem dobrej recenzji z wysoką oceną) uważałem grę za shit, to po kilku dniach doceniałem jednak magię danego tytułu.
Kupuję pismo od numeru trzeciego. Czyli w sumie niedługo będzie to 15 lat, od kiedy czytam PE Dziś już nie mam takiej chęci na gry, czasu mniej, pasja trochę sie wypaliła. Jak byłem młodszy myślałem o nich bez przerwy, w pewnym momencie byłem chyba nawet trochę uzależniony, ale sam się z tego wygrzebałem - nauki nigdy nie zawaliłem Nie zmieniło się jedno - lubię o grach czytać. I to w formie papierowej. Lubię czytać tygodniki, gazety, książki. Nie żadne gówniane ebooki, nie artykuły w internecie. Prasę. Muszę przewracać strony, czuć zapach druku. Niepokoi mnie spadek sprzedaży formy drukowanej, spadek czytelnictwa i ogólne WSZYSTKIEGO upraszczanie. PE jest dla mnie jedyną ostoją tego, czego szukam w pismach o grach.
Kiedyś, jeszcze w podstawówce (lata dziewięćdziesiąte) każdy numer był dla mnie świętem Był też baaardzo trudno dostepny w moim miejscu zamieszkania. Cykl był chyba taki, że numer ukazywał się ok. 20stego, ale czasami był poślizg. Pismo kupowałem w takim zdezelowanym kiosku, 15 minut na piechotę od mojej podstawówki. Kiosk był mały, przez szybę nic nie było widać, bo np. papier toaletowy, jakies szampony były na szybie, a szyba jeszcze dodatkowo zakryta kratą Stąd zawsze musiałem pytać pani w kiosku - "Czy jest nowy PSX?". Wtedy chwila emocji, kiedy grzebała w tym swoim burdelu (musiała nurkować w tym mega stosie gazet tyle tego było) i mówiła - "Niestety nie ma" lub po prostu bez słowa kładła PE na ladzie i szukała ceny. Kuźwa nawet sobie nie wyobraźacie, jaki byłem szczęśliwy jak było nowy numer. Gorzej jak nie było - wtedy naprawdę byłem przybity Sięgając pamięcią wstecz mogę też śmiało powiedzieć, że często nowy numer PE był dla mnie ważniejszy, niż kupno samej gry. Ile razy w deszczu na przerwie szkolnej leciałem po nowy numer. Kiedyś nawet nie chciało mi się moknąć i dałem na oranżadę 2zł kumplowi, by mi pobiegł po nowy numer
Pamiętam jak byłem z rodzicami na wyjeździe w Kenii. Było fajnie, ale wcale nie było mi przykro wracać do kraju z wakacji - przecież w kiosku na Okęciu czekał już na mnie nowy numer (ten ze Spyro na okładce, 1998r.) Ojciec z matką jeszcze nie zdążyli odebrać bagaży, a ja już wysępiłem kasę i poleciałem do kiosku po PE. Zanim wróciliśmy do domu (250km od Wawy) cały numer już był przeczytany. No i ta zmiana szaty graficznej
Była kiedyś taka ankieta, jak się ją wysłało do redakcji można było wygrać jakieś nagrody. Pamiętam, że była też taka rubryka "inne", czy "co chciałbyś powiedzieć zgredom". Ja napisałem - "Mr Ściera, ale Ty masz ryj!" Widząc Ścierę w tym krótkim frizie i z wiecznie wykrzywioną mordą oraz głupawymi minami robionymi pod dyktando "Wesołych kamer" ciężko było napisać coś innego.
I ten numer o redakcji, rozkładzie pomieszczeń, codziennej pracy. Chyba był to numer z Gexem na okładce zakrywającej cycki jakiejś panience oraz z recenzją NFS 3: Hot Pursuit
To były czasy...
Życzę kolejnej dwusetki!