-
Postów
4 465 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
8
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez [InSaNe]
-
Kiedyś byłem wielkim fanem serii GTA. Na każdą część czekałem niecierpliwie. Vice City uważam za jedną z najlepszych gier w historii tej branży. Ta mechanika gier ala GTA (potem nazywana "sandboxami") bardzo mi się podobała i świetnie mi się w takie gry grało. Ale po jakimś czasie się tym przejadłem i zaczęły mnie takie gry nudzić. GTA IV wynudziło mnie potwornie, epizody były już o wiele lepsze, ale i tak to nie było to samo, co kiedyś. Jak usłyszałem o Sleeping Dogs, to pomyśłałem sobie - o nie! Kolejna kopia GTA i nudziarstwo, oparte na tych samych schematach. Ludzie na forach się podniecali tą grą, ale z powodów opisanych wyżej, ta podnieta mi się w żadnym stopniu nie udzieliła. SP wpadło w moje ręce trochę przypadkowo, ale cieszę się, że mogłem obcować z tym tytułem. O mechanice tej gry wiele pisać nie muszę. Jest to sandbox, w azjatyckich klimatach - konkretnie w Hong Kongu. Głównym bohaterem jest Wei Shen, tajniak, rozpracowujący od środka jeden z najgroźniejszych gangów, działających na terenie Hong Kongu. Mamy główną linię fabularną i multum zadań dodatkowych. Jak odpaliłem grę pierwszy raz i pograłem godzinę, pomyślałem - o nie... Znowu to samo. Po co to kupowałem? Ale jak się rozwinęła fabuła, doszły nowe atrakcje, to tak się wciągnąłem w klimat tej gry, że zapomniałem wnet o otaczającej rzeczywistości Fabuła bardzo wciąga i jest absorbująca. Wei to mega pozytywny gość - nie da się go nie lubić Reszta ekipy też jest ciekawa i powoduje uśmiech na twarzy. Szczególnie matka Winstona miażdży. Nie pierdzieli się kobieta z wrogami, o nie Niektóre przychlasty z triad(y) też są mega wykręceni. Fabuła nie jest tylko dodatkiem i idealnie spełnia swoje zadanie. Misje są bardzo różnorodne i to jest wielka zaleta tej gry. Nie ma praktycznie żadnej na zasadzie kopiuj/wklej. Fakt, trzeba się napierdzielać i ostro strzelać, ale jest to zawsze jeden z elementów misji (i to nie każdej). Fajne jest też to, że dzięki fabule poznajemy ten Hong Kong od każdej strony - lokacje są bardzo różnorodne i można zachwywać się architekturą tego miasta Oprócz tego mamy "przysługi" - misje od róznych ludzi, którym należy pomóc. Te są krótkie i intensywne, również pomysłowe Kolejną fajną sprawą jest działanie dla policji. Kontaktujemy się z Panią Teng i wykonujemy dla niej zlecenia, czyli np. rozwiązywanie sprawy wycinania organów, czy zniknięcie prostytutki. Przypomina to trochę śledztwa z LA Noire, choć wiadomo, że tutaj jest to dużo bardziej uproszczone. Innym fajnym dodatkiem jest rozbijanie siatki dilerów narkotykowych. Najpierw rozbijamy taką bandę, potem hakujemy kamerę w pobliżu miejsca spotkań i potem w swoim lokum obserwujemy miejsce, by w czasie transakcji narkotykowej przyskrzynić typów Dochodzę do kolejnego ŚWIETNEGO (!) rozwiązania. Mianowicie zbieractwa. Nienawidzicie zbieractwa? Ja też. Ale tutaj jest to dla mnie najlepsze rozwiązanie w tego typu grach. Zawsze mnie rozwalała głupota deweloperów: ukrywają jakieś pierdoły, których bez mapy lub solucji z sieci samemu nikt tego nie znajdzie. Po co to? Męczące, nudne, durne. A tutaj mamy świetny patent. Do zbierania mamy skrzynki z kasą, hakowanie kamer i szukanie tzw. kapliczek zdrowia. Nie dość, że ładnie je widać, to dzięki randkowaniu pokazują się na mapie. I jest ich wystarczająca ilość (nie za dużo, nie za mało), a rozmieszczone są tak, że można poznać to piękne miasto z każdej strony. Zbieranina w tej grze to czysta przyjemność Jak na azjatyckie klimaty przystało, mamy tutaj dużo walki wręcz. System podobny trochę do tego z Batmana, dużo łamań, bloków, kontr. Oczywiście możemy użyć noży, tasaków, a nawet... napierniczać typów rybą Świetne są finishery: możemy kolesi wrzucić do pieca, maszynki do mielenia mięsa, nabić na hak itd. Atrakcji jest dużo Arsenał broni jest też bogaty i jest czym postrzelać, ale gra przede wszystkim skupia się na walce wręcz. Miasto na tle innych sandboxów wielkością nie powala, ale dla mnie to dobrze. Nie cierpię wielkich, pustych molochów, w których nie ma co robić. Hong Kong w tej grze jest piękny i różnorodny. Zachwycił mnie swoimi budynkami i lokacjami. Głosy podłożone przez znanych aktorów i aktorki - na liście płac mamy m.in. Emmę Stone, Lucy Liu, Kelly Hu, Robina Shou itd. Rzadko o tym wspominam, ale (jeśli można to tak nazwać) Wei Shen ma bardzo przyjemny głos i świetnie się gościa słucha. W każdym aucie mnóstwo radyjek do wyboru. Muzyka różna - od ostrego grania w Roadrunner Records, Sagittarius z m. in. Queen i Duran Duran, po muzykę klasyczną, czy chińskie brzdąkanie. Każdy znajdzie coś dla siebie. W czasie grania nie doświadczyłem ani razu żadnego buga. Wszystko doczytywało się szybko i bez problemów. Przeszkadzała mi zbyt mała różnorodność aut i muzyka mogłaby być jednak lepsza, bo te radyjka szału nie robiły. Reasumując - wyszła bardzo dobra gra, która doskonale rozwinęła patenty z GTA i w którą z całą pewnością warto zagrać, do czego Każdego namawiam. Ta gra nie sili się na bycie mega hitem - jest po prostu bardzo dobrą grą Ani chwili się nie nudziłem. Z czystym sumieniem daję 8/10.
-
J! J! J! J! Jaaareek Poolskęę zbaaaw!
-
Dla mnie to najnudniejsza seria, w jaką grałem na tej generacji konsol. Już dwójka przymulała i ledwo dobrnąłem do końca. Najśmieszniejsze było to, że był to prezent i żeby zrobić przyjemność mojej dziewczynie, która mi "to" sprezentowała, mówiłem, jaka ta gra jest świetna. Skutek był taki, że za rok pod choinkę otrzymałem od Niej... AC:Brotherhood Sprzedałem to od razu i kupiłem coś innego. Na szczęście się nie kapnęła Poczytałem te posty i dziwię się, że odkryliście, że to nudziarstwo dopiero przy tej części Jak zobaczyłem znowu te menusy i HUD, to aż mnie carki przeszły Dla mnie ta seria to popylina dla casuali, którą na każdym kroku reklamują, by opchnąć tego jak najwięcej. Tematyka Assasynów świetna, ale nie tym sposobem realizacji.
-
ODST jest praktycznie kalką trójki. Ten sam silnik i mechanika
-
Kampania Ady jest imo świetna - to taki miks wszystkiego. No i jak ona się prezentuje
-
Realizm w Resident Evil? Meh.
-
Świetny film i kompletne (mega pozytywne) zaskoczenie. Film się nie dłuży, jest świetnie zrobiony, w takim dość ciężkim, ponurym klimacie. Bardzo dobry scenariusz i balans pomiędzy scenami akcji, a tymi "spokojnymi". Dużo symboliki, a wprowadzenie nowych (starych) postaci też zrobione bardzo sprytnie. Javier Bardem, który zagrał głównego złego (?) też wypadł świetnie. Tragiczna postać. Polecam się wybrać nawet tym, którzy za serią z Bondem nie przepadają, bo jak napisałem wyżej, jest to świetny film Ps. Na sali popkorny śmiały się ze scen, które śmieszne wcale nie były, natomiast poza mną i może dwiema osobami nikt nie skumał żartu z czerwonym przyciskiem w gałce skrzyni biegów w Astonie Martinie. So sad =[
-
Exxact chłopie, co Ty wygadujesz za głupoty?
-
A to nie było tak, że Birkin wymknął się spod kontroli i to Umbrella nasłała swoje komando, by odebrać mu fiolki z wirusem? Ps. Ada powinna zostać "sama" w swojej kampanii.
-
Ja mogę każdy film o Bondzie do Goldeneye (włącznie) oglądać nieskończoną ilość razy. Od Tommorow Never Dies już mnie męczą, co prawda te z Craigiem są niezłe, ale też nie ciągnie mnie, by je oglądać więcej niż dwa razy. Roger Moore to dla mnie najlepszy Bond, choć najbardziej lubię te części z Daltonem, przede wszystkim The Living Daylights. To był pierwszy film, który widziałem i mam do niego ogromny sentyment Soundtrack nawet z USA swojego czasu sprowadzałem. Najlepsza piosenka, w wykonaniu A-Ha. Zresztą najbardziej lubię te kawałki z lat 80-tych, w wykonaniu tamtych gwiazd: Gladys Knight - License to Kill, A-Ha - Living D., Duran Duran - A View to a Kill, Sheena Easton - For Your Eyes Only itd. Adele nie trawię, ale akurat Skyfall się udał. Co do gunbarrel (wstęp z krwawą posoką) to najlepszy jest dla mnie nie ten z Goldeneye, zaraz za nim License to KIll. Pewnie w sobotę się wybiorę do kina, niech plajtująca wytwórnia MGM na mnie trochę zarobi
-
Pierwszy raz zetknąłem się z serią w 1996r. Przeczytałem recenzję gry w Secret Service i już wiedziałem, że chcę ją mieć PSX-a Ojciec kupił mi w Toruniu, a grę znaleźliśmy w Bydgoszczy. Pamiętam, jak sprzedawca mówił Ojcu, że to nie jest gra dla dzieci Ojciec jednak wierzył we mnie i wiedział, że gra nie zwichruje mi psychiki Pech jednak chciał, że gra była po niemiecku. Nic nie rozumiałem z fabuły. Pamiętam, że angielską wersję ciężko było dostać, prawie same niemieckie były na rynku. Dlatego kombinowałem jak się da, wypróbowując przedmioty w każdej lokacji, niestety wciskanie przycisków na obrazach (w pokoju z latającymi krukami) już mnie przerosło. Ruszyłem dalej dopiero, jak Oficjalny Playstation Magazyn opublikował solucję. W kolejną część zagrałem w maju 1998r., a kupiłem ją podczas eskapady do Warszawy, w Ultimie. Wcześniej przeczytałem recenzję w Neo (pamiętna okładka z zombiakiem) i też się napaliłem. Wtedy strasznie się w te gry bałem grać. Ta chora, pogrzebowa muzyka, wszystkie monstra, a przede wszystkim udzielała się moja fobia - arachnofobia. Boję się pająków jak cholera i ciągle się bałem, że zza roku gdzieś to g. wyskoczy. Pewnie pamiętacie kanały z dwójki i pokój bilardowy w jedynce. Jak wszedłem do tego pokoju i zobaczyłem to g. na suficie, natychmiast ruszyłem Jill do drzwi i przestałem dalej grać. Ubić to ścierwo musiał mi kolega I co z tego, że było to na jeden strzał z shotguna. Strach był silniejszy. Wszyscy bali się Silent Hilla, mówili, że to taka straszna gra. Ja tam zawsze bardziej bałem się Residenta, Silent Hill jakoś mnie nie ruszał. Kolejne części już tak mnie nie szokowały. Trójka była też dobra, ale robiło się to już lekko wtórne. Czwórka, która dla wielu jest genialna, też jakoś mnie nie rusza. Może dlatego, że nie lubię postaci Leona i tych gotyckich (?) klimatów. W każdym razie dla mnie jest to tylko dobra gra. Nie jestem jakimś tam ortodoksyjnym fanem serii, ale lubię gry dobre. Najważniejsze, to by gra nie nudziła i żebyś się dobrze bawił. Czwórka dla mnie przynudzała, ale już piątka bardzo mi się podobała. Wycisnąłem w niej prawie calaka, klimat, bohaterowie, głowny zły (Wesker) bardzo mi przypasowały. Przypasowało mi też to, że głównym bohaterem był mój ulubieniec, czyli Chris Redfield. Minęło parę lat, w tym roku atakuje nas już szósta część, podobno jedna z najdroższych japońskich produkcji w historii, nad którą pracowała armia ludzi, wszystko uzupełnione szeroko zakrojoną kampanią reklamową. Jak wypadła ta część? Moim zdaniem znakomicie. Trzeba jednak pamiętać, że to Resident Evil. Czyli mamy tutaj mnóstwo archaizmów, debilnych dialogów, mnóstwo uproszczeń i tzw. japońszczyzny. Czyli np. wybuchający granat pod nogami odrzuca gościa na 10m, zamiast urwać mu kończynę. Zapierdzielanie na motorku, którego kule się nie imają. Upadki ze stu metrów, które postacie przeżywają, otrzepując się z kurzu. Można to mnożyć w nieskończoność i czepiać się, że nie ma to nic wspolnego z realizmem. Ale to tylko gra. Gra pt. Resident Evil W dobie panowania Call of Duty (nie przeszkadza mi to) grę trzeba dopakować maksymalnie efektownymi skryptami, wybuchami, mnóstwem QTE. Tutaj jest tego mnóstwo. Filmików, przerywników również. Pompatycznej muzy i ckliwych tekstów też nie zabraknie. Grania jest mnóstwo - mamy 4 kampanie: Leon (lub Helena), Chris (lub Piers), Jake (lub Sherry) oraz Ada (będzie podobno DLC z kompanem dla niej). Gra Leonem to ten "typowy" Resident Evil. Ja gościa nie trawię, chociaż w tej części nie jest już taką pipką, a przynajmniej friz ma w miarę normalny Mamy tutaj zapierdzielanie po mieście pełnym zombiaków, cmentarze, katedry, tajemnicze jaskinie, gotyckie klimaty itd. Kampania Chrisem to bardziej strzelanina i działanie w teamie. Bardzo mi ta kampania przypasowała, ten lekki patos, przeczesywanie pomieszczeń niczym Delta Force, ratowanie ludzi. Jake (syn Weskera, moim zdaniem skopany design gościa, ale co Kto lubi) to dużo walki wręcz oraz skradanki. Kampania Ady to mix wszystkiego, fajna z niej laska, także dobrze się grało, a widoki jak się czołga również niezapomniane Jest tutaj naprawdę dużo godzin grania, bo każdy rozdział jest długi, a w każdej kampanii jest ich pięć. Nie należy się nastawiać na jakąś grozę lub straszenie. To bardziej strzelanina w klimacie truposzy, mutantów, efektowność i niezwalniająca akcja. Capcom wpakowało contentu od cholery. Mamy tutaj wszystko - zarówno strzelanie, skradankę, ale także mnósto akcji z pojazdami. Pojeździmy furami, motocyklem, polatamy helikopterem, samolotami, popływamy łódeczką. Będziemy też uciekać przez bossami, zawalającymi się sufitami, ścianami, robiąc wślizgi pod przeszkodami. Ani przez chwilę się nie nudziłem, ciągle coś się dzieje i akcja praktycznie nigdy nie zwalnia. Wszystko można przejść w kooperacji. Szczerze mówiąc takie gry jakoś niezbyt pasują mi do kooperacji, no chyba, że za drugim lub trzecim podejściem, co by najpierw samemu wczuć się w klimat nowego Residenta i samemu dojść do tego, jak ubić bossów, czy rozwiązać pewne kwestie lub po prostu czasem podskoczyć podczas jakiegoś niespodziewanego momentu Ja do takich gier kooperacji nie potrzebuję, co więcej, uważam, że przez tę kooperację gra w pewnym sensie robi się "gorsza". Wkurzają mnie momenty przestoju, jak np. otwieranie drzwi we dwójkę, przesuwanie dźwigni itd. Dochodzi do tego, że obie postacie mają te same ruchy, skaczą na dół w ten sam sposób, obracają głowę jednoczeście i w tę samą stronę (te same animacje), co czasami budzi uśmiech politowania. Wiem, że dla niektórych kooperacja to +1 do oceny, ale ja bym akurat w tym przypadku za nią nie tęsknił Fabuła typowo Residentowa, czyli kolejny szczep wirusa infekuje glob, my ruszamy na ratunek. Losy gatunku ludzkiego zależą od +- 8 postaci Muzyka bardzo dobra, budzi emocje, zagrzewa do walki. Niezbyt za to podobała mi się grafika. Tzn. ma swój styl i może się podobać, ale ta rozdziałka jakaś taka niska i wnętrza pomieszczeń strasznie ubogie. Wydaje mi się, że wpływ na to miało właśnie postawienie na coopa. Co do polonizacji, to jest fatalna. Literówki, durne i nieadekwatne tłumaczenia. Generalnie nie polecam, lepiej już grać z angielskimi napisami, przynajmniej nie drażnią. Mi się świetnie w to grało i dla mnie na razie Resident Evil 6 łapie się do pierwszej piątki (na razie) najlepszych gier tego roku. Daję mu ocenę 8,5/10 i każdemu polecam zagrać.
-
Pierwszy raz zetknąłem się z serią w 1996r. Przeczytałem recenzję gry w Secret Service i już wiedziałem, że chcę ją mieć PSX-a Ojciec kupił mi w Toruniu, a grę znaleźliśmy w Bydgoszczy. Pamiętam, jak sprzedawca mówił Ojcu, że to nie jest gra dla dzieci Ojciec jednak wierzył we mnie i wiedział, że gra nie zwichruje mi psychiki Pech jednak chciał, że gra była po niemiecku. Nic nie rozumiałem z fabuły. Pamiętam, że angielską wersję ciężko było dostać, prawie same niemieckie były na rynku. Dlatego kombinowałem jak się da, wypróbowując przedmioty w każdej lokacji, niestety wciskanie przycisków na obrazach (w pokoju z latającymi krukami) już mnie przerosło. Ruszyłem dalej dopiero, jak Oficjalny Playstation Magazyn opublikował solucję. W kolejną część zagrałem w maju 1998r., a kupiłem ją podczas eskapady do Warszawy, w Ultimie. Wcześniej przeczytałem recenzję w Neo (pamiętna okładka z zombiakiem) i też się napaliłem. Wtedy strasznie się w te gry bałem grać. Ta chora, pogrzebowa muzyka, wszystkie monstra, a przede wszystkim udzielała się moja fobia - arachnofobia. Boję się pająków jak cholera i ciągle się bałem, że zza roku gdzieś to g. wyskoczy. Pewnie pamiętacie kanały z dwójki i pokój bilardowy w jedynce. Jak wszedłem do tego pokoju i zobaczyłem to g. na suficie, natychmiast ruszyłem Jill do drzwi i przestałem dalej grać. Ubić to ścierwo musiał mi kolega I co z tego, że było to na jeden strzał z shotguna. Strach był silniejszy. Wszyscy bali się Silent Hilla, mówili, że to taka straszna gra. Ja tam zawsze bardziej bałem się Residenta, Silent Hill jakoś mnie nie ruszał. Kolejne części już tak mnie nie szokowały. Trójka była też dobra, ale robiło się to już lekko wtórne. Czwórka, która dla wielu jest genialna, też jakoś mnie nie rusza. Może dlatego, że nie lubię postaci Leona i tych gotyckich (?) klimatów. W każdym razie dla mnie jest to tylko dobra gra. Nie jestem jakimś tam ortodoksyjnym fanem serii, ale lubię gry dobre. Najważniejsze, to by gra nie nudziła i żebyś się dobrze bawił. Czwórka dla mnie przynudzała, ale już piątka bardzo mi się podobała. Wycisnąłem w niej prawie calaka, klimat, bohaterowie, głowny zły (Wesker) bardzo mi przypasowały. Przypasowało mi też to, że głównym bohaterem był mój ulubieniec, czyli Chris Redfield. Minęło parę lat, w tym roku atakuje nas już szósta część, podobno jedna z najdroższych japońskich produkcji w historii, nad którą pracowała armia ludzi, wszystko uzupełnione szeroko zakrojoną kampanią reklamową. Jak wypadła ta część? Moim zdaniem znakomicie. Trzeba jednak pamiętać, że to Resident Evil. Czyli mamy tutaj mnóstwo archaizmów, debilnych dialogów, mnóstwo uproszczeń i tzw. japońszczyzny. Czyli np. wybuchający granat pod nogami odrzuca gościa na 10m, zamiast urwać mu kończynę. Zapierdzielanie na motorku, którego kule się nie imają. Upadki ze stu metrów, które postacie przeżywają, otrzepując się z kurzu. Można to mnożyć w nieskończoność i czepiać się, że nie ma to nic wspolnego z realizmem. Ale to tylko gra. Gra pt. Resident Evil W dobie panowania Call of Duty (nie przeszkadza mi to) grę trzeba dopakować maksymalnie efektownymi skryptami, wybuchami, mnóstwem QTE. Tutaj jest tego mnóstwo. Filmików, przerywników również. Pompatycznej muzy i ckliwych tekstów też nie zabraknie. Grania jest mnóstwo - mamy 4 kampanie: Leon (lub Helena), Chris (lub Piers), Jake (lub Sherry) oraz Ada (będzie podobno DLC z kompanem dla niej). Gra Leonem to ten "typowy" Resident Evil. Ja gościa nie trawię, chociaż w tej części nie jest już taką pipką, a przynajmniej friz ma w miarę normalny Mamy tutaj zapierdzielanie po mieście pełnym zombiaków, cmentarze, katedry, tajemnicze jaskinie, gotyckie klimaty itd. Kampania Chrisem to bardziej strzelanina i działanie w teamie. Bardzo mi ta kampania przypasowała, ten lekki patos, przeczesywanie pomieszczeń niczym Delta Force, ratowanie ludzi. Jake (syn Weskera, moim zdaniem skopany design gościa, ale co Kto lubi) to dużo walki wręcz oraz skradanki. Kampania Ady to mix wszystkiego, fajna z niej laska, także dobrze się grało, a widoki jak się czołga również niezapomniane Jest tutaj naprawdę dużo godzin grania, bo każdy rozdział jest długi, a w każdej kampanii jest ich pięć. Nie należy się nastawiać na jakąś grozę lub straszenie. To bardziej strzelanina w klimacie truposzy, mutantów, efektowność i niezwalniająca akcja. Capcom wpakowało contentu od cholery. Mamy tutaj wszystko - zarówno strzelanie, skradankę, ale także mnósto akcji z pojazdami. Pojeździmy furami, motocyklem, polatamy helikopterem, samolotami, popływamy łódeczką. Będziemy też uciekać przez bossami, zawalającymi się sufitami, ścianami, robiąc wślizgi pod przeszkodami. Ani przez chwilę się nie nudziłem, ciągle coś się dzieje i akcja praktycznie nigdy nie zwalnia. Wszystko można przejść w kooperacji. Szczerze mówiąc takie gry jakoś niezbyt pasują mi do kooperacji, no chyba, że za drugim lub trzecim podejściem, co by najpierw samemu wczuć się w klimat nowego Residenta i samemu dojść do tego, jak ubić bossów, czy rozwiązać pewne kwestie lub po prostu czasem podskoczyć podczas jakiegoś niespodziewanego momentu Ja do takich gier kooperacji nie potrzebuję, co więcej, uważam, że przez tę kooperację gra w pewnym sensie robi się "gorsza". Wkurzają mnie momenty przestoju, jak np. otwieranie drzwi we dwójkę, przesuwanie dźwigni itd. Dochodzi do tego, że obie postacie mają te same ruchy, skaczą na dół w ten sam sposób, obracają głowę jednoczeście i w tę samą stronę (te same animacje), co czasami budzi uśmiech politowania. Wiem, że dla niektórych kooperacja to +1 do oceny, ale ja bym akurat w tym przypadku za nią nie tęsknił Fabuła typowo Residentowa, czyli kolejny szczep wirusa infekuje glob, my ruszamy na ratunek. Losy gatunku ludzkiego zależą od +- 8 postaci Muzyka bardzo dobra, budzi emocje, zagrzewa do walki. Niezbyt za to podobała mi się grafika. Tzn. ma swój styl i może się podobać, ale ta rozdziałka jakaś taka niska i wnętrza pomieszczeń strasznie ubogie. Wydaje mi się, że wpływ na to miało właśnie postawienie na coopa. Co do polonizacji, to jest fatalna. Literówki, durne i nieadekwatne tłumaczenia. Generalnie nie polecam, lepiej już grać z angielskimi napisami, przynajmniej nie drażnią. Mi się świetnie w to grało i dla mnie na razie Resident Evil 6 łapie się do pierwszej piątki (na razie) najlepszych gier tego roku. Daję mu ocenę 8,5/10 i każdemu polecam zagrać.
-
Gram. Superprodukcja. Przemiazga. Hejting mnie nie obchodzi. Gra kopie dupsko i nie zawiodłem się Każdemu śmiało polecam Ps. Jak mnie bawią takie teksty, że preorderowcy chwalą, bo niby kasę wtopili i muszą robić dobrą minę do złej gry
-
Gram. Superprodukcja. Przemiazga. Hejting mnie nie obchodzi. Gra kopie dupsko i nie zawiodłem się Każdemu śmiało polecam.
-
Im większy hejting, tym dla mnie lepsza gra, także będzie megahit :potter: Jedna z najbardziej oczekiwanych przeze mnie premier tego roku. Pierwsze zetknięcie z serią miałem w 1996r., najmniej mi się podobała wychwalana przez wszystkich czwórka Tutaj hejting na całego, także pewnie będę zadowolony, tym bardziej, że demo wcale nie było złe jak to na każdym kroku piszecie. A już o sprzedaż, to się nie martwcie. To będzie najlepiej sprzedająca się gra z tej serii, choćby z uwagi na to, że Capcom pompuje mnóstwo kasy w tę produkcję (i marketing) oraz zbliża ją do casuali, choć to upraszczanie akurat mi się nie podoba.
-
Ostatnia misja ukończona. Vercingetorix padł i to na ocenę 5 Nie miałem jakichś mega dopakowanych postaci, ani ekwipunku, ale nie urywam, że luknąłem na taktyki. Załatwiłem gnoja czarem Poison. Liczenie na to, że Vanille zainfekuje go Poison i potem obrona Sentinelami. Zrobiłem też myk z Eidolonem Vanille, tzn. zatrułem stwora i w czasie Gestalt Mode nic nie robiłem. Nawet ładnie energia schodziła Co jeszcze ciekawego można w tym Finalu porobić? Kusi mnie zrobienie wszystkich misji na 5 gwiazdek, ale ta misja z dwiema Raktavijami (tymi kulkami co mają osłony) jest dla mnie niemożliwa do wykonania na 5 gwiazdek. EDIT: Ile zajmuje zrobienie calaka? Zostały mi 3 achievementy. Walki na 5 gwiazdek (obawiam się misji 62 z dwiema Raktavijami), Treasure Hunter i maksymalne levele u wszystkich postaci. Jeśli chodzi o maksymalne rozwinięcie postaci, to jest lepszy spot, niż klepanie w kółko walczącego Behemota z drugim stworem?
-
Ja polecam Deadlight.
-
Mam prośbę - może Ktoś zapodać linka do guide'a, jak ulepszyć najlepsze bronie? Zbliżam się pomału do końca Mission Hunts, zabieram się za 60-tą misję. Bardzo trudny jest przeciwnik z ostatniej misji?
-
FACEPALM MODE ON Ludzie... "Death" u Vanille przecież jest na levelu czwartym Crystarium, a nie na dziewiątym Ja tu kuźwa myślałem, że na dziewiątym, dlatego przeraziłem się tego farmienia, Wy mnie chyba źle zrozumieliście. Uff
-
Stary, masz YT, masz xboxachievements Ja podczas gry nie zauważyłem żadnego buga, także nie wiem co się dzieje.
-
Ja to biorę w preorderze, choć w demo nie grałem. Jest to dla mnie jedna z najbardziej oczekiwanych premier tego roku. Dla mnie piątka była świetna, natomiast nie rozumiem fenomenu czwórki, która mnie tak zmęczyła (jeszcze na PS2 w 2005r.), że ledwo skończyłem. A jak widziałem Adę w gameplayach, to mi kopara opadła. Jedna z lepszych lasek w grach
-
Przecież jedynka jest świetną grą, a dwójka to crapiszcze. Niech zrobią grę co najmniej tak dobrą jak część pierwsza i będzie hit. Universum jest wspaniałe
-
Po tym co mi piszecie, to tylko utwierdzam się w przekonaniu, że twórcy kompletnie nie przemyśleli mechaniki tej gry
-
Nie wierzę, że nie ma innego sposobu i chodziliście od bombek do rynny, by sie zrespawnowały i tak w kółko, by odblokować Death od Vanille Przecież poszczególne umiejętności, HP, Magic, Strength wymagają ASTRONOMICZNYCH sum CP. Za te bombki jedna walka = 7000 CP. Czyli to jest łażenie w kółko i klepanie przycisku. Zrzygać się można. Ja chcę wykonać wszystkie Mission Hunt i potrzebny mi jest ten czar. Musi być szybszy sposób na zdobycie większej ilość CP!