Ależ miałem Grand Prix na Hockenheimie . Ledwo co się dostałem na twardych oponach do Q3 ( do 11 jakieś 0,050 różnicy ). W Q3 wyjechałem na miękkich i wpakowałem się w korek - zrobiłem jakieś jedno mizerne okrążenie i zjechałem po następny komplet miękkich. Wyjechałem za Kubicą, który skutecznie mnie blokował (znowu), jak mi się go w końcu udało wyprzedzic to pierdyknąłem moim Lotusem 3 czas . Przed wyścigiem pokazywało jakieś 52% na deszcz - po 3 kółkach zaczęło lekko kropic (byłem już na 1. miejscu), po czym przestało. Zjechałem do pitstopu po twarde gumy i za 2 okrążenia znowu lekki deszcz, który tym razem nie znikł. Postanowiłem zjechac po full deszczówki na tym samym kółku co Alonso (wyprzedził mnie w boksach). Jak wyjeżdżałem z pitlane to już myślałem, ze po wyścigu bo deszcz sie nie nasilał, po paru zakrętach rozpadało się i to porządnie. Alonso widocznie był na intermediatach bo zyskiwałem jakieś 1,5 - 2s na kółku. Jak już byłem bardzo blisko niego to spalił dohamowanie do drugiego zakrętu i pierwsze miesce było moje . Na ostatnim zakręcie ostatniego okrążenia tuż przede mną, dublowany Petrov wykręcił bączka i dosłowanie milimetry dzieliły mnie od skasowania bolidu. Sam nie wiem jak udało mi się go wyminąc - matriks . Żadne zwycięstwo nie smakowało tak zaje.biście .
Za takie wyścigi warto dac każdą kasę .