Skończyłem wczoraj. Jestem dużym fanem Indiany Jonesa, więc dla mnie musieli przede wszystkim zrobić idealny klimat tamtych filmów. Obawiałem się, że Machine Games nie da rady, a jednak zrobili pod tym względem wszystko perfekcyjnie. Jest to chyba najbardziej wierna oryginałowi gra jaka powstała. To z jakim szacunkiem i dbałością o detale poszli w opowiedzenie historii jest niesamowite. Tutaj wszystko się zgadza, od Indiego, po głównego złego, kończąc na historii, samych animacjach i walkach.
Sam wybór FPP to również strzał w dziesiątkę, na co naczytałem się sporo narzekań przed premierą. Gier Indiana podobnych już mielimy spoko, wszystko w tpp, a jednak zobaczyć te wszystkie "cuda świata" oczami to inny poziom immersji i jak od razu byłem zadowolony z tej decyzji, tak po jej skończeniu nie miałem żadnych wątpliwości.
Zastanawiało mnie również co właściwie dostaniemy, czy jakiegoś open worlda, czy grę liniową i wyszedł trochę taki miks, są lokacje otwarte jak powiedzmy w Dishonored i są lokacje bardziej zamknięte, gdzie po prostu lecimy jak po sznurku. Miks ten wyszedł ok, bo jakbyśmy za każdym razem otrzymywali otwarte lokacje, to trochę by się gubił wątek główny, a tak gra nie dawała nam zapomnieć jaki jest główny cel.
Pamiętam, że w Uncharted 4 lubiłem te otwarte lokacje, ale w nich prócz zdobycia pucharka do platyny, nic nie wynikało i nie było realnej potrzeby eksploracji, tutaj jest odwrotnie. Gra do tego zachęca i sami wręcz chcemy te lokacje zwiedzać, bo na końcu dostajemy nagrodę, która ma dla nas znaczenie w rozwijaniu umiejętności postaci.
Narzeka się na AI i tak, AI jest takie sobie i mocno umowne, głównie w momencie kiedy nas jeszcze nie wykryli. Możemy metr od przeciwnika, zabić łopatą jego przyjaciela, huk w słuchawkach, ale zero reakcji. Wróg musi nas zobaczyć, albo usłyszeć nasze kroki, pobliskiego zabijania nie słyszy. Jak już nas wykryją, to ciężko mi się przyczepić, bo same walki po prostu są fajne. Gra zrobiona jest pod walki na pięści, co zgrabnie udało się to Machine Games ogarnąć. Pięknie czuć każde uderzenie i fajnie reagują przeciwnicy na ciosy, do tego dochodzą przedmioty jakie możemy znaleźć dosłownie wszędzie, młotki, łopaty, gitary, miotły, wszystkim się bijemy. Przedmiotami można rzucać, ale wróg może zrobić unik, albo np. u mnie złapał lecący młotek i od razu nim, dał mi w ryj.
Mamy również broń palną, ale używałem raczej sporadycznie. Finalnie i tak dobrze się strzela, ale znani są z psów, więc raczej było pewne. Bronie mają ograniczone ammo, od przeciwników tylko jeden magazynek, a sami też możemy nosić niewiele. Zresztą, sam reload rewolweru trwa wieki, co na plus.
Co do zagadek, nic mocno trudnego to nie ma, nad niektórymi musiałem trochę posiedzieć, ale szybko człowiek ogarniał co i jak. Gra nie robi z nas debila i nie mówi nam od razu co mamy zrobić, a jak się faktycznie zawiesimy, to sami możemy wywołać pomoc aparatem.
Troy jako Indiana wypada świetnie, czasem ciężko odróżnić od Forda, ale jeszcze lepiej wypada moim zdaniem Mario Gavrilis jako Boss, idealny złoczyńca, świetnie zagrany, jak z filmów.
Ale jak z filmów to właśnie jest cała gra i jakoś ciężko mi wyłapać minusy, które z pewnością są, ale jarałem się każdą minutą. Przejście zajęło mi 41 godzin, ostało jeszcze trochę pobocznych rzeczy, więc pewnie trochę jeszcze dobiję. Dla mnie, niesamowita przygoda, ale jak pisałem na początku, jestem dużym fanem Indiany Jonesa, więc mogę patrzeć przez różowe okulary.
Kończąc, niestety uważam, że gra się nie sprzeda dobrze, jest ofc gamepass, ale nawet jakby go nie było, to nie byłby jakiś super hit. Gameplay nie jest dla każdego, strzelania jest mało, a postać Indiany Jonesa to znają już dinozaury. Mam jednak nadzieję, że Machine Games dostanie zielone światło na drugą część, a mnie pozostaje wrócić do gry aby porobić pozostałe zadania i czekać na dodatek.