A ja napiszę dość przekorny post. Byłem w kinie na seansie wczoraj wieczorem i jestem na tak.
Zdaję sobie sprawę, że film wzbudza skrajne emocje, ale po tylu negatywnych komentarzach, tak tu, jak i praktycznie wszędzie indziej, stwierdziłem, że muszę go w końcu obejrzeć, żeby wyrobić sobie własne zdanie. Nastawiony byłem co najwyżej ostrożnie i po zakupie biletu oraz największego dostępnego opakowania naczosów obawiałem się, że to właśnie naczosy będą lepszą inwestycją. Tym bardziej, że kosztowały więcej niż bilet.
Po obejrzeniu nasuwa mi się skojarzenie z czwartą częścią Rambo. Byłem na prapremierze i co mogę napisać. Mianowicie, że czwarty Rambo to odgrzewany kotlet, odcinanie kuponów, skok na kasę fanów serii, sztucznie naciągnięta fabuła itd. itp. To wszystko jest prawda, co nie zmienia faktu, że film oglądało się całkiem przyjemnie i wyszedłem z kina zadowolony.
Podobnie z czwórką Matrixa. Mam wrażenie, że [prawie] wszyscy szli na ten film w oczekiwaniu na co najmniej taki kamień milowy, jak w swoim czasie jedynka i przy okazji kandydata na całą półkę Oscarów. Nie tędy droga...
Pamiętam czasy, kiedy wyszła pierwsza część. Zachwyty ze wszystkich stron, a przez następne cztery lata wszyscy czekali z wypiekami na twarzy na dwie kolejne części, wyobrażając sobie, czego to twórcy nie wymyślą, jak się potoczy fabuła i czego to dalej nie będzie. Ja miałem to szczęście, że przegapiłem jedynkę, więc odpuściłem premiery dwójki i trójki. I wybrałem się kiedyś na nocny maraton filmowy, kiedy grali całość po paru latach. Obejrzałem ciągiem wszystkie trzy części, mając pomiędzy nimi tyle czasu na zastanowienie, co wizyta w wc i szybki dymek przed kinem (wtedy jeszcze paliłem). I co się stało? Odbieram do dziś trylogię jako spójną całość, bez marudzenia, że dwójka to, a trójka tamto.
Zatem w taki sam sposób nastawiłem się do czwórki – nie oczekiwać nie wiadomo jakich cudów, tylko obejrzeć bez ciągłego porównywania do poprzedników.
I jak to mówią – szału ni ma, d…y nie urywa, ale jakiejś strasznej tragedii też nie stwierdzam (a przynajmniej takiej, jaką można sobie wyobrazić na podstawie płynących zewsząd opinii).
A wręcz znalazłbym kilka plusów.
[SPOILER] Dla mnie bardzo fajnym pomysłem było wprowadzenie roju w miejsce agentów. Trochę mi się to skojarzyło z filmami o zombie, które to akurat lubię. Drugie skojarzenie to tryb hordy znany z gier. Zaimplementowanie tego pomysłu w Matrixie – jestem jak najbardziej na tak. Plus „kamikaze” skaczący na główkę z okien wieżowców, aby ustrzelić motor. Miodzio. [KONIEC SPOILERA]
[SPOILER 2] Moim zdaniem dowodem na to, aby filmu nie brać zbyt na poważnie, była scena walki bohaterów z wygnańcami. A dokładniej nie sama scena, tylko wprowadzenie do niej postaci Merowinga, zdegradowanego do roli bezdomnego dziada spod Centralnego, plującego się do bohaterów, jaki to los go przez nich spotkał w zupgrade’owanym Matrixie. Z jednej strony ciągłe odwoływanie się w czwórce do najbardziej kultowych motywów z trylogii, a z drugiej totalna kpina z jednej z najpotężniejszych i najbardziej charakterystycznych postaci. Samo to świadczy IMO, żeby na film spojrzeć z przymrużeniem oka. [KONIEC SPOILERA 2]
Kończąc – dla fanów jak najbardziej może być, ale bez oczekiwania na cuda. Dla osób nie znających serii nie polecam, bo jednak wypada mieć jakiś background, żeby obczajać podstawy.