Wymieniles zaledwie 2-och rezyserow, ktorzy bawia sie w takie klocki-czasem wychodzi lepiej, czasem gorzej. Zbytnia łatwizną tego nazwać nie można, trzeba sporządzić odpowiedni mix, tak jak z drinkiem - zeby przelknac z milym uczuciem i lekkim kopem ;)na latwizne ida natomiast remeake'rzy japonskich (itd) "horrorow" przerabiajac je krok po kroku, scena po scenie, aby przecietny jankes byl zadowolony (nie czepiam sie innych "zamerykanizowanych" filmow-np. infiltracja wypadla nawet nawet w stosunku do oryginalu)... Tyle na wstep. Owszem, na Tarantinowskich i Rodriguezowskich czekam z niecierpliwoscia, bo przypominaja stare dobre czasy, w ktorych ogladalo sie filmy klasy D z wypiekami na twarzy, gdzie dzisiaj takowe produkcje odswiezajac, w moim przypadku marnie by one wygladaly....a tak, jest i troche wspomnien, troche smiechu, troche dialogow - ale przynajmniej nie zawodza jak odswiezenie np. Laleczki Chucky, ktorej sie smiertelnie balem za szczyla, a dzisiaj parskam smiechem