Django Unchained - bardzo dużo oczekiwałem po tym filmie i tak mniej więcej pierwsza godzina bardzo mnie utwierdzała w przekonaniu, że będzie to rewlelacyjny film oscylujący pomiędzy 9, a 10. A tu pstryk! - im dalej tym gorzej. Było kilka zabawnych scen, ale też za dużo scen, które na siłę próbowały być zabawne (i zapewne były, ale dla plebsu, bo jakieś kinowe matołki co rusz podśmiechiwali się na kompletnie nieśmiesznych scenach. No cóż ludzie to debile). Im dalej tym coraz więcej głupich motywów i rozwiązań. Może jestem czepialski, ale cóż. No i końcówka bardzo słaba jak dla mnie. Nie wiem czego oczekiwałem, ale na pewno nie tego.
Zdecydowanie na plus wyróżniłbym DiCaprio, dla mnie genialna rola i wielki propsik.
Kolejny plus to przech*jgenialna piosenka z oryginalnego Django na początku. Miło było to usłyszeć, od razu lepiej nastrajało na film. Kolejny boski traczek poleciał na końcu, a dokładnie motyw z kolejnego Spaghetti Westernu, a dokładnie My Name is Trinity (swoją drogą bardzo dobry film - polecam), a więc usłyszałem w tym filmie dwie z kilku moich ulubionych śpiewanych pioseneczek z westernów
http://www.youtube.com/watch?v=4_OiUURbYlQ
http://www.youtube.com/watch?v=97_qSwsDjvw
Rozczarowała mnie rola Franco Nero, liczyłem, że będzie istotniejsza, i że będzie go więcej, a tu w sumie nic nie znacząca migawka.
Ogólnie film nie jest zły, jest dobry, a na początku nawet bardzo dobry, ba świetny, tylko im dalej w las... Mimo wszystko mam słabość do westernów i daję 8, a w sumie bardziej 8-/10.
Za jakiś czas może obejrzę w domciu by zweryfikować swój osąd.