Polecam Jima Morrisona An American Prayer,The Lords and the New Creatures,Wilderness 3tomiki wydania pl jakie posiadam kupione po 20zl a jesli chodzi o zaqwartosc znajdziecie tam "zbuntowana" poezje
Lament
Opłakuję mojego kutasa
Obolałego ukrzyżowanego
Staram się poznać cię
Zdobyć duchową mądrość
Możesz rozsunąć kotarę tajemnicy
W burdelu
Jak zdobyć poznanie śmierci w porannym programie
Telewizyjnej śmierci wchłanianej przez dziecko
śmierciodobra tajemnica, która sprawia, że piszę
Jedzie osobowy, śmierć mojego (pipi)a jest życiodajna
Wybaczcie starym biedakom, którzy dali nam wejść
W tajemnicę boga w dziecięcym wieczornym pacierzu
Gitarzysto
Starożytny mądry satyrze
śpiewaj odę do mojego (pipi)a
Pieść jego smutek
Umocnij i prowadź nas przemarzniętych
Jak zwariowane komórki
Które poznały raka
By przemówić do serca
Wielkim podarunkiem
Słów Potęgi Transu
Ten wierny przyjaciel i zwierzęta z jego zoo
Dziewuchy z rozwianymi włosami
Kobiety kwitnące w orgazmach
Potwory odziane w skórę
Której każdy kolor łączy się
by zbudować łódź
kołyszącą wyścigiem
Czy istnieje gorsze piekło od tego
co teraz
i naprawdę ?
Przycisnąłem jej udo i śmierć uśmiechnęła się
śmierci, moja przyjaciółko
Ty i mój (pipi) jesteście światem
Wybaczam moje rany w imię Mądrości Dostatku Miłości
Zdanie po zdaniu
Słowa są kojącym lamentem
Na śmierć duszy mojego kutasa
Która nic nie znaczy wśród delikatnych płomieni
Słowa zadały mi ranę i słowa uleczą mnie
Jeśli w to uwierzysz
Przyłączcie się do mnie i opłakujcie śmierć mojego (pipi)a
Języka wiedzy w pokrytej puchem nocy
Chłopakom odbija szajba, potem cierpią
Poświęcam kutasa na ołtarzu ciszy
Amerykańska modlitwa
Wiesz co znaczy iść krok za krokiem
w cieple gwiazd ?
Wiesz, że istniejemy ?
Zapomniałeś kluczy
do Królestwa
Urodziłeś się już
i żyjesz ?
Wymyślmy na nowo bogów i
odwieczne mity
Uświęcmy symbole z głębin starych lasów
Zapomniałeś lekcji płynącej
z dawnej wojny
Trzeba nam wielkich złocistych kopulacji
Leśne drzewa chichoczą
głosami ojców
Matka umarła na morzu
Wiesz, że prowadzą nas na
rzeź nieodgadnieni admirałowie
Że grubi, ociężali generałowie oblizują się
na widok młodej krwi
Wiesz, że rządzi nami telewizja
Księżyc jest jak zastrupiałe zwierzę
Partyzanci ciągną losy
za zasłoną winorośli
gromadzą się na wojnę z niewinnymi
pasterzami, którym zagląda w oczy śmierć
O wielki stwórco bytu
daj nam jeszcze godzinę na
uprawiania rzemiosła
i samodoskonalenie
Ćmy i ateiści są po dwakroć boscy
i umierają
Żyjemy, umieramy
a śmierć nie jest kresem
Pędzimy dalej ku
Koszmarom
Trzymaj się życia
Nasz kwiatuszku męki pańskiej
Trzymaj się pizd i kutasów
rozpaczy
Przeżywamy iluminacje
dzięki rzeżączce
Krocze Kolumba
pełne zielonej śmierci
(Przycisnąłem jej udo
i śmierć uśmiechnęła się)
Zebraliśmy się w starym
opętanym kinie
By głosić naszą żądzę życia
i uciec przed bujną mądrością
ulic
Szturmują stodoły
Przy oknach warty
I tylko jeden spośród nich
Zatańczy i ocali nas
Boską ironią
słów
Muzyka rozpala temperament
(Gdy prawdziwi mordercy Króla
biegają na wolności
w państwie rodzą się
tysiące Czarowników)
Gdzie są igrzyska które nam obiecano
Gdzie jest wino
Nowe Wino
(umierające na krzewie)
wewnętrznej ironii
daj nam godzinę na czary
Nam utkanym z fioletowych rękawic
Nam utkanym z lotu szpaka
i aksamitnej godziny
Nam zrodzonym z arabskich uniesień
Nam dzieciom słonecznej kopuły i nocy
Zaufaj nam
Byśmy mogli wierzyć
Nocą pragnienia
Powierz nam
Noc
Rozdaj barwę
O stu odcieniach
pełną mandalę
Dla mnie i dla ciebie
I twego domu
w jedwabnych poduszkach
Głowa, mądrość
I łóżko
Kłopotliwy dar
Wewnętrznej ironii
ogarnął cię
Zwykliśmy wierzyć
W stare dobre czasy
Wciąż nam przynoszą
Po kawałeczku
Wyrazy Uznania
Nieokrzesana brew
zapomina i pozwala
Wiesz, że wolność istnieje
w podręcznikach historii
Wiesz, że szaleńcy
biegają po naszym więzieniu
po naszym więzieniu
w ciemnicy
w białym wolnym i protestanckim wirze
Siedzimy głowa przy głowie
na grzędzie nudy
Czekamy na śmierć
czającą się w wypalonej świecy
Walczymy o to
co już dawno mamy
Cholera, mam dość wątpliwości
Życia w świetle geograficznego
Południa
okrutnych zobowiązań
Potęga należy do sług
hyclów i ich złośliwych kobiet
naciągających nędzne kołdry
na żeglarzy
(A gdzieś był bladym świtem
Doiłeś wąsy
czy miażdżYłeś kwiat?)
Mam dość zbolałych twarzy
Wyzierających na mnie z telewizora
Wieżo, chcę sadzić róże
w ogrodowej altanie; kapujesz?
Królewscy potomkowie, rubiny
muszą zastąpić spędzone płody
Obcych w błocie
Mutantów - krwawy posiłek
dla młodej sadzonki
Czekają, by zabrać nas do
okaleczonego ogrodu
Wiesz jak blada i kapryśnie radosna
jest śmierć przychodząca świtem
nie zapowiedziana, nie zaplanowana
jak przerażający, nadzwyczaj przyjacielski gość którego
wpuściłeś do łóżka
śmierć czyni z nas anioły
i daje nam skrzydła
w miejsce ramion gładkie jak szpony
kruka
Już bez pieniędzy i bez sutych szat
Nowe Królestwo, nowy, lepszy świat
póki się nie odsłoni kazirodcza skaza
oddając posłuch roślinnemu prawu
Nie odejdę
Wolę Ucztę przyjaciół
Niż tę Wielką Rodzinę