Są tacy, którzy przeczytali w jakimś czasopiśmie o NES'ie i kultowych grach na tę platformę. Ja do takich osób należę. Swego czasu przeczytałem, że NES to kultowa konsola i "kiedyś to się szpilało". Jakiś czas później ujrzałem u kolegi klona Famicoma. "Ej, stary, to przecież jedna z najbardziej znanych konsol!" "Weź se, to zwykły Pegasus, zresztą zepsuty!". Okazał się faktycznie zepsuty. Trudno, godziny nad nim spędzone nie pomogły. Nie będę opisywał swych przygód z konsolami później, bo nie ma to związku z tematem. Chyba, że to kogoś interesuje, to niech pisze XD. Zmierzam do tego, że przez tych parę lat wypracowałem pewną strategię postępowania. Niektórzy pomyślą "qrcze taki NES to nawet na Allegro musi kosztować...". I tu z pomocą przychodzą nam małe, żółte ludziki z kraju Mao. W jaki sposób? Otóż:
1. Udajemy się na najbliższy bazarek (w każdym mieście jest jakiś)
2. Czujnym wzrokiem śledzimy kolejne stoiska oraz swój portfel w kieszeni
3. Podchodzimy do stoiska z suszarkami, zegarkami, empetrójkami, oraz innym kradzionym badziewiem, a co najważniejsze: WSZYSTKO DLA NES'a!
4. Ważny moment. Rozglądamy się za najładniejszym, tandetnym (innych nie ma) Pegasusem. Robimy to powoli, śledzeni czujnym wzrokiem handlarza, siorbiącego Gorący Kubek, schowanego gdzieś pomiędzy kurtkami "OBIBOS".
5. Bierzemy do ręki cokolwiek.
6. Słychać stuk odstawianej szklanki, zgrzyt zębów, przekleństwo po rosyjsku, a następnie:
7. "Coś podać?!?"
8. Odpowiadamy: "Nie, tylko się rozglądam"
9. Patrzymy jeszcze przez minutę na cały "stuff" (a co! niech rusek trochę postoi!)
10. Pytamy o cenę (UWAGA!) gier telewizyjnych (pojęcie NES/PEGASUS/FAMICOM w języku handlarzy pokątnych nie istnieje).
11. Z miejsca wykluczamy "klawiaturki". Jak ktoś lubi klony, niech bierze, mój wybór padł na BS-500AS. Jest to standardowy sprzęt z dwoma padami, pistoletem, oraz za-krótkimi-kablami (AV oraz zasilacz, chincha z reguły nie ma). W konsoli spokojnie można sobie zrobić schowek na płyty CD i ulotki z burdelu, gdyż gdyż elektroniki tam jest mniej niż w Nokii 5110.
12. Targujemy się (jeśli dla kogoś 50 groszy nie jest wielkim ubytkiem, to pomiń ten krok)
13. Po uzyskaniu ceny 30-35 zł bierzemy jedno z kolorowych pudełek, zapewniających nas o tym, że odpalimy na konsoli Tomb Raidera, Tekkena 3, oraz Mulan (tak, wiem, że nie ma takiej gry, ale u mnie na pudełku była, serio!).
14. Pytamy, czy konsola na pewno jest sprawna (hahaha)
15. Handlarz nagle się ożywia, zaczyna mówić szybciej niż kałasznikow o nowości fabrycznej sprzętu, jednocześnie zasłaniając brudną ręką miejsce, w którym folia została przecięta. Lepszego egzemplarza nie znajdziemy, więc:
16. Płacimy (uwaga!) ODLICZONĄ należność.
17. Opuszczamy bazarek, uważając, by nie zostać potrąconym przez Rosjanina, pędzącego po kolejną "zupkę w 5 minut".
18. Wracamy do domu
19. Sprawdzamy, czy w środku wszystko jest oraz czy działa. Jeśli nie mamy telewizora:
a)Idziemy na bazarek...
b)Żart, hehe
20. Jeżeli coś nie działa/czegoś brakuje, wtedy:
21. Ubieramy się w dres ze znaczkiem NIKE na drugą stronę
22. Wracamy na bazar
23. Zanim podejdziemy do znajomego super-sprzedawcy oglądamy uważnie stoisko z kradzionymi nożami, gazami (tak, aby to widział nasz kochany handlarz) oraz kajdankami (byle nie tymi z różowym futerkiem).
24. Ze spojrzeniem rasowego dresiarza ruszamy w kierunku "naszego" stoiska.
25. Teraz wyjaśnię, po co dres. Otóż ten rodzaj wdzianka skraca czas pertraktacji z handlarzem do niezbędnego minimum, gdyż ten na pewno nie chce tracić klienta.
26. Wykładamy krótko problem. Rosjanin coś mruczy:
27. "10 raz... w tym tygodniu..."
28. Powinien bezproblemowo wszystko wymienić, jeśli nie, wtedy my mruczymy:
29. "idę... do mojego kumpla... jego ojciec... na komendzie..."
30. Słychać brzęk tłuczonego szkła, zupka się rozlewa, problemów dalszych brak.
31. Zadowoleni z wymiany idziemy at home.
32. BRAWO! WŁAŚNIE KUPIŁEŚ KULTOWĄ KONSOLĘ! MOŻESZ TERAZ CIESZYĆ SIĘ 9999999 GIER W 1 CARTRIDGE'U!.
Jak coś się zepsuje po paru dniach to na pewno jest to nasza wina i trzeba dokupić samemu.
W tym momencie głos zabiorą fani oryginalnego sprzętu, że to przecież tylko podróbka, że to szajs. Jak ktoś chce wywalić kupę forsy na oryginalny sprzęt, to jego sprawa, ale mi wystarcza to, że grafika jest ta sama, muzyka ta sama i klimat również ten sam. Radocha z gry niesamowita za niewielkie pieniądze.
W ten sposób rodzi się tzw. "kult tandety". To lepsze, niż oryginalny stuff. Gierka "pójdzie"/nie "pójdzie", pad działa/nie działa. Emocji więcej, niż w Dużym Lotku. Samo dobieranie gier to niesamowita frajda. Zawsze przy kupnie carta zastanawiam się, co naprawdę kryje się pod tą tandetną etykietką.
A wiecie, co jest w tym wszystkim?
To, że zawsze może tam się znaleźć Final Fantasy.
AMEN.