Jeszcze za czasów bety pamiętam taką akcję:
Koleś sobie klęczy na wzgórzu, kampi oczywiście ze snajperą. Wchodzę do budynku, gdzie mam na niego świetny widok, a on mnie nie widzi. Przygotowuję się, wyjmuję swoją snaiperskaye ukochaną i celuje mu w łeb. Strzeliłem mu chyba 6 headshotów (!), póki się nie połapał, że ktoś do niego w ogóle strzela. Wyjął jak gdyby nigdy nic pistolecik, pac pac i mnie nie ma. Śmierć na miejscu.
Nie wiem czego to była wina, ale chyba lagów. 6 razy dostać heda i nadal żyć? nigga plz.