Ja też popieram zachwyty. Rozegrałem z 8-9 godzin, parę misji wątku a przewaznie bujałem się po świecie wykonując tzw. pierdoły i normalnie czacha dymi od ogromu tej gry.
Nie chcę mi się opisywać dokładnie co mi się podoba, bo bym napisał posta na 10 akapitów. Wystarczy że zdam relacje z mojej pierwszej wyprawy po przestępcę.
Siedział on w górach na północny zachód od armadillo. Ja sobię spokojnie bujam się na koniku w tą stronę, podniecam się widokami aż tu nagle padają strzały. Zauważyli mnie ci bandyci? Nie, to dwaj szeryfowie gonią jakiegoś oprycha. Złażę z konia i podbiegam by być bliżej sytuacji. Szeryfowie killują bandziora i odchodzą w stronę Armadillo. Ja podchodzę do trupa by mu się przyjrzeć - heh, ma fajne panczo (czy tam jak się nazywa ten ubiór, co to Eastwood nakładał często w trylogii dolarowej). Przyglądam się aż tu nagle... atak pumy :o Zwaliło mnie z nóg, ja nie ogarniam, wyjmuje winchestera i rozglądam się i nie wiem gdzie ona jest, aż tu znowu wyskakuje - odpalam dead eye i headshot, a ja zdejmuje skórę z dużego kotka. Wracam do mojej podróży po kryminalistę, zauważam że to dość śmieszne górki, pełno kamieni, ogólnie to chyba z 4-5 ziomali tam sobie biega. Złażę z konia żeby mnie nie było widać, kucam i powoli idę między krzakami. Normalnie Splinter Cell jak nie lepiej. Od skały do skały, byleby mnie nie widzieli. Podszedłem wystarczająco blisko, by na jednym bullet time zabić 3 ziomków. 4 oprych był jakiś duży, potrzebowałem 3-4 strzałów by go ubić. Czas na głównego podejrzanego. Chciałem go oszczędzić i ująć żywego, ale nie wiedziałem że do tego potrzebne jest lasso. Sprzedałem dwie kule w łydki. On się czołga. W końcu wspina się na kolana i zaczyna strzelać. Wykonałem egzekucję i zabrałem dokumenty.
Widziałem też jak jeden gościu zlazł z konia...
Gra jest wielka.