No dobra, w końcu doszedłem do ostatniego sezonu. W sumie bez większej podjary panowie. Przede wszystkim - ktoś tu wcześniej pisał, że od zakończenia trzeciej serii to już nie ten sam Lost, wtedy masując się po sutkach dziwiłem się co to za głupie p*erdolenie. Teraz już rozumiem, a co więcej opinię tą podzielam. Z tym, że dodam jeszcze od siebie, że od tego momentu to już jest nie tylko inny, ale też zwyczajnie gorszy Lost.
Dobra, o ile czwarty sezon jeszcze jako tako się trzymał za sprawą ciekawych futurospekcji, tak piąty przedstawiający wydarzenia w Dharmie już tylko mnie nudził. Skończyło się poniekąd bieganie po lesie, odkrywanie mrocznych sekretów wyspy, podchody z Innymi, a zaczęła się denna zabawa z czasem i walka z przeznaczeniem. Khem. Swoją drogą, kompletnie nie kupuję tego "czasowego" motywu, uważam go za cholernie naciągany i wepchnięty na zasadzie "bo nie mamy już pomysłów, a głupio byłoby kończyć serial". Nowe postacie też jedynie mnie rozczarowywały, za to stare in plus - zwłaszcza "nowy" Jack, który z irytującego hiroła zamienił się niemalże w postać negatywną (olanie umierającego Bena mnie rozwaliło) oraz niebywale wredny tym razem Sayid. Jednak żeby nie było - ostatnie dwa odcinki mistrzowskie.
Natomiast w ramach rozgrzewki od razu odpaliłem sobie dwa epy sezony szóstego i...żeby nie zapeszać na razie nic nie napiszę. Idźcie sobie na razie pograć w warcaby, a ja później Wam napiszę jak mi się podobało zakończenie.