Z cyklu "bo nie chce mi się zakładać do każdego z osobna" - tutaj możemy komentować i prowadzić luźne dyskusje na temat erpegów, które nie mają swoich tematów na forum.
Na początek lecą:
Suikoden V - pomyłka wśród jRPG, tytuł który polecałbym każdemu omijać szerokim łukiem. Pomijając obrzydliwą oprawę wizualną, od gry na kilometr wali innymi archaizmami: systemem i walkami rodem z gier na 16 bitowce, loadingami pojawiającymi się przy każdej możliwej okazji czy okrutnie schematycznymi lokacjami (jakieś biedne osady, lasy, góry, pola, straszące monotonią dungeony). Do tego należy doliczyć śmiesznie niski poziom trudności oraz irytujące random encountery (pojawiające się dosłownie co chwilę). O ile z początku do SV przyciąga jeszcze fabuła - notabene dość znacznie odbiegająca od klasycznego motywu ratowania świata - tak z czasem wyraźnie daje się we znaki zaniedbanie głównego wątku (ile można podróżować po królestwie i zbierać drużynę?) oraz praktycznie brak jakichkolwiek wzajemnych relacji między członkami zespołu. W ogóle pomysł ze 108 postaciami uważam za wielce chybiony, przez to niemal żaden bohater nie ma większego znaczenia w fabule, gdyż...pojawia się raptem na 20 min. po czym zostaje zastąpiony przez innego. I tak do końca gry. Końcówka niestety też rozczarowuje, widać jak na dłoni brak pomysłów jak by ten scenariusz dalej pociągnąć.
Reasumując - Suikoden V to jak dla mnie syf, kiła i mogiła, gra bez żadnych zalet, za to z masą poważnych błędów i niedoróbek. Do dzisiaj zachodzę w głowę jak taki doświadczony gracz i wyważony recenzent jak Zax mógł ocenić ten koszmarek tak wysoko (przypominam, ocena w PE - 9). Dla mnie nie więcej niż 6-/10.
Shin Megami Tensei: Digital Devil Saga 2 - ni mniej, ni więcej jak powtórka z rozrywki: identyczny system jak w DDS1, tyle samo taktyczne co i anemiczne walki, podobnie mroczny klimat oraz oprawa A-V na równie zadowalającym poziomie. Prawie tak samo, a jednak w moim odczuciu sequel jest nieco gorszy, głównie za sprawą dwóch rzeczy. Po pierwsze - przez piekielnie monotonne lokacje. Przysięgam z ręką na sercu - tak beznadziejnie słabych miejscówek nie widziałem dotychczas w żadnym jotRPGu (jakieś ulice, hangary, budynki, laboratoria, w dodatku każde składające się z niemalże identycznych korytarzy, od których chce się wymiotować po kilku krokach). I po drugie - przez chamskie przedłużanie czasu gry (chociaż zbyt wyżyłowany to i tak on nie jest). Przedłużanie polega oczywiście na niczym innym jak na ogromnej liczbie random encounterów (jeszcze większej niż w DDS1), w połączeniu z zakręconymi dungeonami (nie raz ma się wrażenie, że przez ten sam odcinek przechodzi się 10 razy). Kiepska sprawa generalnie, bo w pewnym momencie już dosyć mocno zaczyna wiać stęchlizną monotonii. Na szczęście podobnie jak w poprzedniczce sprawę ratuje scenariusz - w moim skromnym mniemaniu czołówka jeżeli chodzi o gatunek RPG.
W sumie jest to całkiem dobry tytuł, jednak zbyt mocno bazuje na części pierwszej, tym samym powielając kilka błędów i co gorsza - nie wprowadzając żadnych zmian. Mocna 7 i nic więcej.