-
Postów
1 656 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
3
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez Kazuo
-
Podwinięcia na nogawkach robią wrażenie. Spodnie a'la Al Bundy. Ale zakładam, że chodzi Ci o buty. Mogą być.
-
żeby się pośmiać z Waszych gustów
-
to najlepiej wypie,rdalaj razem z nią jestem pewny, że w temacie babskich ciuchów znajdziecie wspólny język
-
No zobaczymy, ciekaw jestem tego co piszesz. Jak na razie nie mam żadnych "ale".
-
Drugi nudny odcinek z rzędu, temu serialowi powoli kończą się jaja. Mogliby w końcu dać jakiegoś madafakerskiego demona do rozwałki, a nie tylko jakieś przychlasty, aniołowie i ci debile z czarnymi oczami. Poza tym trochę irytuje mnie to, że twórcy cały czas idą na łatwiznę przedstawiając wszelakie siły wyższe pod postacią zwykłych ludzi. Założę się, że ostatni fight z Lucyferem będzie równie spektakularny co walka pudziana z nejmanem.
-
Oglądam i to dość od niedawna. Obecnie jestem gdzieś tak w okolicach 75 odcinka (Tsuna właśnie przeniósł się w przyszłość), więc trudno mi się odnieść do tego co napisałeś, chociaż jakoś nie chce mi się wierzyć w spadek śmieszności Lambo (nie było jeszcze sceny z jego udziałem w której by mnie nie zabił . Z tego co się orientuję to obecnie ukazało się ze 180 epków. Mam nadzieję, że przez ten czas zdążyli już skopać tyłki Millefiore. No i mam pytanko, czy przez te "przeciąganie" masz na myśli fillery?
-
W tasiemcowych komiksach bądź serialach anime spod gatunku shounen widzieliśmy już wiele różnych organizacji bądź ugrupowań społecznych, mniej lub bardziej odbiegających od rzeczywistości, ale zawsze przedstawionych w typowo japońskim, infantylnym, przerysowanym stylu. Mieliśmy już więc do czynienia z samurajami (Bleach, InuYasha), wojownikami ninja (Naruto), piratami (One Piece), a nawet magikami (Rave Master, obecnie także Fairy Tales) oraz egzorcystami (D-Gray.man). Wydawałoby się, że na tym granice fantazji japońskich rysowników sie kończą, jednak Akira Amano w 2004 roku za sprawą swojej mangi udowodnił, że nie ma bardziej mylnego stwierdzenia. Fabuła Kateikyoushi Hitman Reborn! skupia się na postaci młodego nastolatka o imieniu Sawada Tsunayoshi. Sawada nie cieszy się w szkole zbyt dobrą opinią; nie ma żadnych kolegów, uczy się kiepsko, jest słaby w sportach, w ogóle rzadko kiedy cokolwiek mu wychodzi, dzięki czemu zaskarbił sobie wśród równieśników przydomek "Tsuna nieudacznik". Na domiar złego dziewczyna, w której jest na zabój zakochany nie zwraca na niego większej uwagi. Sytuacja Tsuny jednak szybko zaczyna się zmieniać kiedy pod strzechami jego domu zamieszkuje tajemniczy dzieciak zwany Reborn, określający siebie mianem domowego korepetytora. W tym momencie zaczyna się właściwa historia Sawady oraz jego kariera w kierunku zostania...bossem najsilniejszej włoskiej mafii. I zaczyna się cyrk. Muszę przyznać, że niewiele jest mang i anime tak udanie łączących elementy komediowe z najlepszymi cechami gatunku shounen (czyli przede wszystkim ze spektakularnymi walkami oraz rozbudowaną stroną fabularną), choć pierwsze 20 odcinków kompletnie tego nie zwiastuje. Z początku można się wręcz przerazić infantylnością KHR, typowymi do bólu postaciami, a także dziwnym humorem. Jednak już niedługo akcja nabiera tempa, a niesamowite, przepełnione patosem starcia genialnie przeplatają się z powodującymi nieschodzącego na twarzy banana luźniejszymi odcinkami. Postacie natomiast z czasem zyskują sobie sympatię widza i nawet najbardziej irytujący na początku bohaterzy, jak na przykład krówka Lambo (pierwsze skojarzenie - WTF) okazują się w dalszych odcinkach mistrzami w rozładowywaniu napięcia. Samym walkom trudno coś zarzucić. Jasne, daleko im do przemyślanych, technicznych pojedynków do jakich przyzwyczaił nas Masashi Kishimoto w Naruto, mimo wszystko jednak swoim efekciarstwem biją na głowę niejedną znaną serię (chociaż nie można powiedzieć też, że zawsze są beznadziejnie głupie, na pewno nie aż tak jak np. starcia w Bleachu). Najbardziej cieszy animacja oraz dynamika w anime, nie brakuje tutaj masy wybuchów, feeri tryskających kolorów i innych bajerów. Z Kateikyoushi Hitman Reborn! powinny zaznajomić się osoby oczekujące od anime przede wszystkim sporej dawki humoru, ciekawej i oryginalej fabuły (bo ze względu na przyjętą konwencję trudno KHR! tego odmówić) oraz oczywiście masy walk. Z kolei wszystkim kręcącym nosem na sam widok latających w powierzu bohaterów okładających się fire-ball'ami polecam odpalić TVP1 i prześledzić najnowsze wydarzenia w domu Lubiczów.
-
Kemonozume - najbrzydsze, najgłupsze i najbardziej pojebane anime jakie ostatnio oglądałem. Niektórzy mogą się spuszczać nad kreską, twierdzić że dodaje serialowi specyficznego klimatu i czyni oprawę wizualną w pewien sposób unikatową, może i by tak było, gdyby nie występowała ona w połączeniu z tragiczną animacją, przypominająca osiągnięcia polskich animatorów z lat 80. Reksio oraz Pomysłowy Dobromir graficznie biją Kemonozume na głowę. Sama historia choć z początku zapowiada się bardzo ciekawie (świat powoli opanowywany przez demony zwane shokujinki, zwalczający je ludzki klan Kifuken, kiełkujący na polu bitwy romans między przedstawicielami tych dwóch ras, który z góry skazany jest na porażkę), to jednak szybko zaczyna wpadać w banał, a im dalej w las tym bardziej wzrasta natężenie komicznych, absurdalnych czy często wręcz idiotycznych scen (finałowy fight powoduje mimowolne spazmy śmiechu). Jedyne co mi się spodobało w tym jednym wielkim niewypale to bardzo fajny utworek na endingu. Nie polecam.
-
Ich też trzeba zamknąć.
-
Zaraz wparuje tu moderacja i was wszystkich zamkną. Pik rilejted:
-
Świetne jest te 500 Days of Summer, ale trzeba być chyba Maćkiem z Klanu, żeby nazwać to (na poważnie) komedią romantyczną. Jak już to lekki dramat, z elementami komedii (albo w skrócie - obyczajówka). W sumie jeden z lepszych filmów jakie widziałem ostatnimi czasy.
-
Odcinki z Muramasą nie były aż takie złe (jak na zapychacze), to mogę przyznać, ale to co ostatnio wyprawiają to jest jakaś masakra. Dobrze, że zaraz wracają do wydarzeń mangi, bo jeszcze trochę i bym się porzygał.
-
Zauważ też, że te 100 odcinkowe fillery przed Shippuudenem czemuś służyły, a jak jest w przypadku Bleacha? Mogliby zrobić teraz i z tysiąc zapychaczy, ale i tak nie ma bata, żeby manga mocniej wyprzedziła anime. Nie przy tym co odp*erdala teraz Kubo. Mogliby zrobić tak jak studio TMS ze swoim D.Gray-manem, czyli po prostu darować sobie te idiotyczne historyjki ze sword fiendsami etc. i wstrzymać się z emisją serialu na jakiś czas. Uzbierałoby się powiedzmy ze 100 odcinków i ruszyliby dalej (na oko 15 lat czekania, ale co tam). No ale wiadomo, że tego nie zrobią, bo liczy się kasa, a fani i tak są na tyle głupi, że te fillerki będą oglądać, jakie syfiaste by one nie były. Chociaż może mnie zaskoczą i oglądalność spadnie tak drastycznie, że zwyczajnie zawieszą to anime (Rurouni Kenshin anyone?).
-
Ble, nie wiem jak ludzie potrafią jeść takie rzeczy. Zwierzęta jakieś - pizzerke
-
No, w sumie Odina dałem niejako na siłę, ale chciałem przez tą krytykę pokazać niektórym specom tego tematu jak powinno się poprawnie argumentować swoje zdanie.
-
Znajdź 5 różnic
-
Poprzedni opening kosił nieziemsko, ten poza trzecim jest najgorszy. A sam odcinek zarąbisty, świetny motyw z tą armią nieśmiertelnych (brakuje tylko, żeby darły ryja "I want to eat your brain!"). Teraz pozostaje czekać na starcie Alfonsa z Pridem i Kimbleem oraz na mocne p*erdolnięcie Mustanga.
-
Niezła riposta. Tylko czemu wymyślałeś ją, aż siedem minut? No i wdarł się błąd: Dobra, dosyć o gejach. Wrzuci ktoś w końcu jakieś normalne zdjęcie do skomentowania?
-
Co do fabuły to nawet nie mam zamiaru się sprzeczać, jeżeli zaś chodzi o grafikę to nie twierdzę, że jest ona brzydka. Ona po prostu nie jest aż tak dobra jak twierdzą co poniektórzy. Design zarówno lokacji jak i postaci trzyma dość wysoki poziom, podobnie jak wszelakie efekty i inne bajery towarzyszące walkom, a soczysta kolorystka naprawdę cieszy oczy. Irytują za to i przy okazji dość skutecznie obniżają walory wizualne niektóre uproszczenia, jak na przykład niemalże identyczny wygląd wszystkich lokacji w obrębie danego levelu (co naprawdę zaczyna koleć w oczy przy n-tym odwiedzaniu takiego lasu czy podziemi) albo kiepsko wyeksponowane twarze bohaterów (na dobrą sprawę gdyby Gwendolyn i Oswald zamienili się ciuchami mógłby być problem z ich odróżnieniem), nawet jeżeli był to zabieg celowy to niekoniecznie okazał się on udany. I dla jednych to będą błahostki, a dla innych całkiem poważne niedociągnięcia. Gdybym bawił się ocenianie to za grafę maksymalnie wystawiłbym 8 z plusem. Za to całej grze góra 8 na szynach. Czyli żaden hit, żaden fenomen. - było już bodajże w Fighting Force 2, grze z roku tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego dziewiątego (wprawdzie nie FPP, ale zawsze) - można się kłócić z Time Splitters 2
-
Jakoś tak wyszło, że dopiero niedawno dorwałem ten tytuł. I w sumie nie wiem czy to był taki dobry pomysł, żeby niemal cała gra polegała tylko na rozwalaniu bossów. Pokonałem trzech kolosów, pozwiedzałem trochę tereny, szybko zrobiło mi się nudno i zrobiłem sobie przerwę.
-
Kazuo i Forebode mają rację, reszta blefuje*. *czyt: jarają się ubiorem homoseksualisty
-
Nie, w sandałach (obowiązkowo ze skarpetami). A na zimę w kaloszach.
-
Dokładnie to Yakuza II. Zadajesz.
-
- zbyt krótka marynarka + gejowsko podwinięte rękawy - równie gejowski szaliczek - pedalska bransoletka z kluczykiem (?) - nieco zbyt pedalsko obcisłe spodnie buty są ok