-
Postów
1 656 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
3
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez Kazuo
-
Pizze z Lidla, ale to było wieeele godzin temu i jestem teraz głodny jak cholera.
-
Poprzednia kinówka była całkiem niezła (jak na Bleacha ofkors), tak więc i trójkę obejrze sobie z miłą chęcią. Napisy zapewne pojawią się na dniach.
-
Ano..., tru pro. zwłaszcza ze zranieniami Rozumiem, że ironizujesz Jak już to prawdziwym twardzielstwem jest przejście tej gry na PRO bez pomocy drugiego gracza. A z tą wersją reżyserską to Capcom po prostu leci sobie w kulki. Co jest już zresztą u nich normą.
-
Ja bym się nie doszukiwał logiki w tej mandze.
-
W sumie marka SMT chyba od zawsze była "ekskluziw" dla konsol Sony, jednak ostatnio wydany Devil Survivor daje pewne nadzieje miłośnikom innych konsol. Enyłej, ja mam na to wyebane czy będzie ex czy nie będzie, grunt żeby mój chlebak mógł w końcu pociupciać jakiegoś porządnego jRPG'a.
-
Żadnego brejka, niech robią jak najszybciej tą Personę, bo mnie już suszy jak cholera na tym PS3.
-
http://www.youtube.com/watch?v=h56QJGJW_LM Bardzo fajna aemfałka z pewnymi postaciami z pewnego mało znanego anime.
-
One Piece - fajna i lekka seria. Trochę głupawego humoru, kilka zabawnych postaci, jakaśtam fabuła, no i oczywiście mnóstwo walk. Obecnie jestem na 70 epie i nie powiem żebym był znudzony, ale jakoś strasznie wciągnięty to też nie za bardzo. Do obejrzenia pomiędzy kolejnymi odcinkami Naruto i Fullmetal. RahXephon - kalka Evangeliona, jak komuś się spodobała przygoda emo dzieci w wielkich mechach to może sprawdzić. Mi w każdym razie się nie spodobała więc i przy RahXephonie szybko wymiękłem. Persona: Trinity Soul - jestem dopiero w połowie więc trudno oceniać. Na pewno nie jest to anime zbyt podobne do gry. Postacie są maksymalnie jałowe, Persony wyglądają jak roboty, walki pojawiają się okazyjnie, a za to dużo jest gadania z którego niewiele wynika, do tego dochodzi dziwny klimat. Od połowy robi się ciekawiej, więc może coś z tego serialu jeszcze będzie.
-
Nom, nieźle się to rozkręca. Nadchodząca apokalipsa, rosnący w siłę Lucyfer, czterej jeźdźcy i cała reszta motywów biblijnych, jest miodzio. Do tego wątek skłóconych braci i starcie z aniołami, zapowiada się pełen atrakcji sezon.
-
Honey&Clover nie miał ani jednej eksplozji w ciągu tych 30 odcinków, a jakoś mi się nie nudził. TM jest po prostu słabe.
-
Szkoda czasu. Flaki z olejem jakich mało, dawno tak nie wynudziłem się przy anime. Historia rozkręca się strasznie wolno, przez większość czasu po prostu nic się nie dzieje (dosłownie, są odcinki w których potrafią pieprzyć non stop o pupie maryny), a dramatu w tym tyle co kot napłakał. W zasadzie po pierwszych dwóch odcinkach można ze spokojem przeskoczyć na końcówkę, bez obawy, że przegapiło się coś ciekawego. Mocarny początek zapowiadał porządny dramat, ale to co się dzieje później bardziej przypomina wesołą wycieczkę krajoznawczą niż smutną wędrówkę przez pogrążone w zniszczeniu miasto. Żeby nie było, co Bones to Bones i oprawa wizualna prezentuje dość wysoki poziom (przyczepić można się co najwyżej do oszczędnego wyglądu postaci), a końcowy twist daje radę (chociaż jest do przewidzenia). Można się wzruszyć. Mogę się zgodzić, że jest to najlepsze anime tego sezonu. Tylko, że ta najlepszość wynika raczej z cholernie niskiego poziomu prezentowanego przez inne serie niż z wysokiego jaki to niby miał oferować Tokyo Magnitude. 6/10 Ed: Tak jak ktoś tam u góry - polecam Honey and Clover, pomimo początkowych debilizmów wciąga i jako dramat wypada świetnie. Ponoć w podobnych klimatach (też twórców H&C) jest Nodame Cantabile.
-
Jak ktoś chce linki do Monstera to niech pisze na pm. Tak w ogóle to sam muszę się za to zabrać, bo jakimś cudem ominął mnie ten tytuł.
-
Łe, a taką ładną miałem teorie ;/ czyli chyba możemy spodziewać się jakiegoś rozwinięcia.
-
Ending przegenialny, też się popłakałem. W ogóle cała gra jest rewelacyjna, począwszy od walk i systemu przez oprawę wizualną i stronę audio (dubbing nieco ssie, przynajmniej jeżeli porównać go z wersją jap., za to muzyka powala) na fabule i postaciach kończąc (Zacka zwyczajnie nie da się nie lubić). Zdecydowanie moja ulubiona gra na PSP i zarazem jedna z najlepszych w jakie w ogóle grałem. Zaciekawiła mnie scena zaraz po ostatnim bossie, kiedy przylatuje helikopter z dwoma członkami SOLDIER i zabierają Genesisa. Czyżby byli to Yazoo i Loz? Na podstawie przeprowadzonego dialogu można chyba wysunąć taką tezę. To by oznaczało, że Genesis=Kadaj, chociaż nie pokazano co się później dzieje z ciałem Genesisa (zakładam, że trafiło ono w ręce doktora Hojo) i pewnie na zawsze pozostanie to w sferze domysłów.
-
Kiedyś na pewno. Pewnie nie chcą teraz robić fillerów i czekają, aż manga bardziej wyprzedzi anime.
-
Świetne są te najnowsze fillery. Na pewno znacznie lepiej się zapowiadają od tego szajzu z kapitanem Amagaim (o Bounto już nawet nie wspomnę) czy nawet od ostatnich wydarzeń z Karakura Town (te denne walki z Arancarami już mi bokiem zaczęły wychodzić). Ciekawa intryga, w końcu pokazane prawdziwe postacie Zanpaktou no i znaczne osłabienie kapitanów co może się przełożyć na ciekawsze walki (koniec z Byakuyą masakrującym przeciwników senbon-sakurą).
-
Też nie jestem za nowym kierunkiem jaki obrała sobie seria. RE4 był jeszcze poprawny, ale to co nawymyślali przy piątce to już przesada. Tryb co-op? Cover system? Podział na misje i jakieś rankingi? Kelner, przepraszam, czy ja zamawiałem Gears of War? Zmiany zmianami, ale w granicach rozsądku. Złotym środkiem w przypadku RE6 byłoby zastosowanie obecnego systemu (kamera znad ramienia, celowniczek) przy zachowaniu najlepszych cech pierwszych części (klimat, fabuła, zombiaki). Do tego okazyjne QTE, całkowite zrezygnowanie z cover systemu i wyłącznie tryb single. Wydaje mi się, że takie rozwiązanie usatysfakcjonowałoby zarówno fanów starszych odsłon jak i miłośników nowych rozwiązań.
-
Z DDS jest ten problem, że nawet jeżeli nie chcesz za specjalnie grindować to po prostu i tak nie masz wyboru; przeciwnicy pojawiają się dosłownie co dwa kroki, a walk nie opłaca się unikać, bo próba ucieczki często kończy się zgonem drużyny (technika quick escape ssie laskę). Chcąc nie chcąc po skończeniu kolejnego przydługawego dungeona i dojściu do bossa już i tak ma się porządnie naładowane postacie, bez konieczności dodatkowego kręcenia się w kółko i zbierania expu. To chyba jedyna rzecz, która mi się w tej grze nie podoba, ponieważ cholernie zaniża poziom trudności. Jasne, zawsze można chomikować mantrę i olać kupowanie skilli, ale chyba nie w tym rzecz. Cała reszta jednak bardzo mi się podoba; oprawa A-V, system i walki, klimat, fabuła oraz postacie. Kiedy w Personie do większości z tych elementów musiałem się długo przekonywać w DDS wszystko to podeszło mi z miejsca. Do tego czysty gameplay, niezmącony jakimiś naciąganymi (niech będzie "IMO" ) chwytami w stylu sołszyl links czy innymi pierdołami stopującymi akcję. No, ale wszystko to kwestia gustu. Chyba.
-
Trudniejszy niż taki np. Abyss? Bo ten na hardzie był dziecinnie prosty. Wiadomo czy ta gra w ogóle wyjdzie na PS3?
-
Scenek anime i tak było jak na lekarstwo, a ta cała zabawa w zwiedzanie miasta i sołszyl linki władowane nieco na siłę. Najmocniejszymi punktami P3 były walki oraz fuzje person, więc jak tego nie spieprzą to będzie gut.
-
O_o Mówimy o tej samej grze, w które spędziłem kilkanaście godzin na samym grindowaniu, tylko po to aby pokonać opcjonalnych bossów, a czasem nawet i podstawowych? DDS to gra jak najbardziej dobra, ale niestety wymagająca dużej ilości sztucznego grindowania. W drugiej części wypada to dużo lepiej, ale tam przyznam już nie cackałem się z opcjonalnymi przeciwnikami (tylko anioły bodajże pokonałem). Nom, mówimy o tej samej. W Personę 3 grałem na hardzie i możliwe, że dlatego teraz DDS wydaje mi się taki łatwy (opcji zmiany stopnia trudności niestety tutaj nie uświadczyłem). Co do pakowania, rozwalam tylko tych przeciwników którzy staną mi na drodze (inna sprawa, że ci pojawiają się co 3 kroki), nie ma mowy jednak o zatrzymywaniu się na dłuższy czas w jakimś miejscu i ślęczeniu nad levelupowaniem postaci. Bossowie wydają się dużo prostsi od tych z Persony, także zwykli przeciwnicy w większości nie stanowią żadnego zagrożenia (co wynika zapewne ze słabszych ataków magicznych, np. Hama kroi tylko połowę energii). Jednak na liczniku mam dopiero 15 godzin (w fabule zaraz po zdetonowaniu okrętu) i możliwe, że jeszcze sporo się zmieni. A Lucifer's Call na pewno sobie nie odpuszczę, tylko że najpierw muszę ponadrabiać zaległości z trylogią Xenosaga oraz Shadow Hearts Remejki starszych Person też w swoim czasie obczaję, grałem kiedyś trochę w dwójkę na emulatorze i na pewno klimat znacznie bardziej mi podszedł niż przy P3.
-
Widać jeszcze się nie wkręciłeś w ideę SMT ;>. Polecam Persona 4 oraz Lucifer's Call/Nocturne i może zmienisz zdanie jeśli chodzi o system ;>. Gram w pierwszą część DDS i jak na razie (10 h na liczniku) podoba mi się znacznie bardziej niż ta cała Persona. Dobrze rozwijająca się historia, dojrzalszy klimat, ciekawsze walki, lepsza grafika i w ogóle prawie wszystko in plus względem P3. Jedynie stopień trudności ciut niski. A Personę 4 nadrobię w swoim czasie, chociaż raczej nie będzie to zbyt bliska przyszłość.
-
Błagam, nie mów, że przy takim przereklamowanym średniaku jak FFX doznałeś jakiegoś objawienia? Ok, kwestia gustu, ale w moich oczach dziesiątka nie dorasta Personie do pięt pod żadnym względem. Może co najwyżej muzycznym, ale to tylko okazyjnie.A czy Persona to hit? Także kwestia gustu, gdyż dla mnie zdecydowanie. Jest to jedna z nielicznych gier, której fabuła wywarła na mnie naprawdę mocne wrażenie, nawet potrafiąc niejednokrotnie zaskoczyć nieprzewidzianym zwrotem akcji. Bohaterów wspominam w większości pozytywnie (choć nie tak jak w Persona 4) a sam gameplay naprawdę zasługuje na uznanie pośród tej masy innych oklepanych RPG. Średniaku? Przereklamowanym? Zaraz, czy my aby na pewno piszemy o tym samym fajnalu dziesięć? Bo ten w którego ja grałem średniakiem na pewno nie był. I co to w ogóle znaczy, że nie dorasta Personie do pięt pod żadnym względem? Kwestia gustu twierdzisz, tylko że takie elementy RPG jak choćby oprawa wizualna czy system rozwoju postaci z gustem mają niewiele wspólnego, a tak się składa, że pod tymi względami Fajnal wyciera Personą podłogę. Pomimo tylu lat na karku FFX wciąż pozostaje na piedestale wśród najładniejszych gier, nie tylko w obrębie swojego gatunku, ale wśród wszystkich gier na ps2. Z kolei Sphere Grid to klasa sama w sobie, ze świecą szukać tak przemyślanego systemu rozwoju postaci (ok, w P3 mamy fuzje, ale one odpowiadają tylko za skille postaci, a nie za ich parametry). Voice-acting jest lepszy w fajnalu. Muzyka to już rzeczywiście kwestia subiektywizmu, jednak jeżeli ktoś ma choć odrobinę wysmakowany gust to nie opowie się w tym przypadku po stronie Persony. Dla mnie oprawa dźwiękowa to jeden z największych minusów tej gry (muzyczka podczas walk to chyba najbardziej denny battle theme jaki kiedykolwiek słyszałem). Fabuła rozwijana jest stopniowo, a we wspomnianej drugiej połowie dzieje się po prostu więcej. Zresztą, Persona to nie tylko ukazana historia, ale także bohaterowie, nie tylko ci główni, ale także z social-linków. Brakuje jednak większego rozmachu. Niestety, ale okienka z tekstami i rysowanymi postaciami w miejsce normalnych scenek zabiły filmowość tej gry, dramaturgia momentami totalnie leży. Zabrakło mi też klimatu, jak na grę o demonach jest jakoś tak zbyt sielankowo. Bo ja wiem czy banalny. Wielu jest wrogów, którzy nie posiadają żadnych słabości. Wręcz przeciwnie, są odporni na większość możliwych ataków a do tego posiadają olbrzymią ilość HP. Także SP to nie to samo co mana w większości RPG, którą można sobie łatwo odnowić tanią miksturką. W Personie należy dbać o zapas punktów, także kombinując ze zdolnościami specjalnymi Person (Invigorate, Cool Breeze, Victory Cry). Może i z biegiem czasu jest za łatwo, ale porównując system do większości jRPG to ciężko zarzucić Personie banalność. Przecież już wymieniony przez Ciebie FFX to totalna prostota, wymagająca od gracza przede wszystkim wciskania Attack, i nudnego zmieniania członków drużyny na bardziej upierdliwych wrogów (Lulu na magię, Wakka na latających itp.). O ostatnie zdanie nawet nie będę się wykłócał, tutaj masz rację, FFX jest cholernie banalny. A przynajmniej banalny jest główny wątek fabularny, który stanowi jakieś 60% całości. Jak by nie patrzeć to Persony = rozwój postaci, i o to właśnie chodzi. Dostajemy także tradycyjną możliwość przydzielania ekwipunku, ale poza tym wszelkie zdolności naszego bohatera mają właśnie być zależne od wykreowanej Persony. Jedyne co boli to brak możliwości wpływu na członków drużyny, ale to zostało nieco poprawione w P4, oraz prawdopodobnie zostanie wprowadzone do P3P. Motyw z brakiem kontroli nad pozostałymi członkami drużyny akurat bardzo przypadł mi do gustu, podobnie jak game over następujący po skasowaniu głównego herosa, przyjemnie zawyżyło to stopień trudności. Szkoda tylko, że nasi pomocnicy nie zostali wyekwipowani w wyższe AI. Widocznie kwestia podejścia, gdyż P3P jest obecnie jedną z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie gier. Ogólnie bardzo się wciągnąłem w uniwersum Shin Megami Tensei, przechodząc wszystkie odsłony na PS2 (oprócz nowego Devil Summoner 2) i wyczekując portu pierwszej Persony na PSP. Nie tylko fabuła, ale właśnie specyficzny system, wymagający od gracza odrobiny myślenia i kombinowania mi się tak spodobał. Jako, że Persona 3 Portable otrzyma możliwość gry dziewczyną, zmianom ulegnie także nieco fabuła oraz social-linki. Dodajmy do tego usprawniony system walk wzięty prosto z Persona 4, oraz jeszcze bardziej podniesiony poziom trudności, i ja bardzo chętnie spędzę kolejne kilkadziesiąt godzin przy przenośnej wersji gry. Ja bym do tej gry już na pewno nie wrócił. Za pierwszym razem grało się bardzo fajnie, ale wizja kolejnych 100 godzin spędzonych na okładaniu lodowymi atakami nagrzanego czajnika oraz miksowaniu kart nie wydaje mi się wystarczająco przyciągająca.
-
Coś tu się nie trzyma kupy. Parę dni temu skończyłem P3. Bawiłem się przy tej gierce wyśmienicie, spędziłem w tym świecie blisko 150 godzin (+ 30 w trybie The Answer) i nie żałuję ani minuty, ale też nie uznałbym tego tytułu za jakiegoś mega hiciora, obyło się bez większego objawienia, przynajmniej nie takiego na miarę dziesiątego Finala. I tak: - Oprawa graficzna nie zaskakuje niczym specjalnym, za to dźwiękowa irytuje dennymi utworkami muzycznymi podczas walk czy chociażby zwiedzania miasta. Voice acting poprawny - Fabuła rozkręca się dopiero w drugiej połowie The Journey (czyli gdzieś tak po 50 godzinach grania), później jest już tylko lepiej. Końcówka epizodu The Answer pozwala sapnąć cicho "o k*urwa" pod nosem. - System walk przemyślany, ale z czasem nazbyt banalny, w 90% walk wystarczy znaleźć słaby punkt przeciwnika i nawalać w niego określonym żywiołem bądź techniką. Starcia z bossami za to in plus. Z kolei bieda jeżeli idzie o rozwój postaci. Twórcy skupili się głównie na zabawie z fuzjowaniem różnorakich person i to im akurat wyszło świetnie, na mixowaniu stworków można spędzić naprawdę mnóstwo czasu odkrywając kolejne, silniejsze odmiany. Zabawy jest co niemiara. Ogólnie gra dobra, nawet bardzo, tak na 8 z plusem. Na wersję peespekową jednak za specjalnie nie czekam, zakładam że gracza który miał do czynienia z pierwowzorem z dużej konsoli raczej niczym ciekawym nie zaskoczy.