COD WWII
Na wstępie nadmienię, że zawsze byłem fanem pierwszych części osadzonych w klimatach drugiej wojny światowej, do tego praktycznie każdego singla COD mam zaliczonego. W mutli/zombie praktycznie nigdy nie grałem, tym razem też się to nie zmieni. Zostańmy przy singlu. Nastawiałem się na ogromnego i śmierdzącego raka, takie podejście sugerowała krążąca po forum opinia, logo wydawcy na okładce oraz zdrowy rozsądek wynikający ze świadomości w jakim stanie obecnie jest branża gier video. W skrócie do gierki podchodziłem dość sceptycznie.
Obecnie jestem po dwóch misjach ogranych na standardowym poziomie trudności i pomimo braku zachwytu, grało mi się bardzo dobrze. Póki co dość sceptycznie podchodzę do kosmetycznych zmian w mechanice, które już zaobserwowałem. Przejście z regenerowanego życia na apteczki to zmiana na plus, lecz fakt, że dzięki umiejętności kompanów jest ich w zasadzie nieograniczona ilość, do tego dołożyć jeszcze fakt, że same apteczki są rozsiane na każdym kroku. To samo tyczy się zapasu amunicji, które można pozyskać tą samą drogą, gdy wszędzie leżą bronie poległych wrogów. Na wallhack spuszczam kurtynę milczenia. Te "zmiany" są zwyczajnie niepotrzebne, wepchane na siłę. Przynajmniej na regularnym poziomie trudności, bo na wyższych może dają one chwilę wytchnienia, przy okazji podkręcając dramaturgię i filmowość. Możliwe, nie wiem.
Po części podoba mi się to, co póki co zobaczyłem z faktu, że wygląda to jak żywcem wyjęte z serialu Kompani Braci. W porównaniu do innych next-genowych CODów postacie, które z nami biegają tutaj są dość charakterystyczne, od razu zapadają w pamięć dzięki tym drobnym "fabularnym" rozmowom. Wygląda to wszystko bardzo naturalnie, do tego (w końcu!) brutalnie.
Wstępnie 7/10. Liczę, że do końca gra utrzyma ten poziom i nie zaatakuje mnie jakimiś bardziej rażącymi idiotyzmami.