Dzisiejszą wyprawę, mimo kilku niedociągnięć i błędów po stornie gry, muszę uznać za bardzo udaną.
Świry z FPE mają to do siebie, że nie pitolą się w tańcu i zamiast na rozruszanie obadać sobie jakiś tradycyjny quest, Ci jak tylko wsiedli na statek i zobaczyli czaszkę na horyzoncie, od razu postanowili w jej kierunku popłynąć. W niczym nie przeszkadzało, że dwóch członków załogi nie zjadło jeszcze powitalnego banana, przez co nie mogli wyekwipować broni.
Po chwili każdy był gotowy i porwaliśmy się w wir walki z rozszalałą hordą oszołomów z niebieskimi klapkami na oczach:
Żeby nie było za łatwo, w momencie, gdy jechaliśmy już na oparach zasobów bananów i kul armatnich w międzyczasie odłączył się od nas jeden z członków załogi. Sama walka była bardzo długa, wymagająca i intensywna, w sumie mieliśmy się poddawać, ale jakoś udało się fort odbić. Pomoc innej ekipy byłaby tutaj mocno wskazana, jednak nie jest to coś niemożliwego dla pojedynczego galeonu.
Na dowód fotografia z zebranych łupów:
Po ich spieniężeniu udaliśmy się na dalsze podboje, lecz pewien atencyjny jegomość nas bardzo zastopował, wyciągając mnie za burtę, co widać na zdjęciu:
Ostatecznie chłopakom udało się oswobodzić statek i później już oglądaliśmy go z oddali, płynąc na następną wyspę w poszukiwaniu dalszych przygód
Rare? O kurwa jak szanuję.
Widzimy się jutro