Dobrze było. Durst ma charyzmę sceniczną, dzięki której dziad po pięćdziesiątce ubrany jak nastolatek, rapujący i drący mordę do gówniarskich tekstów jakimś cudem nie wypada żenująco.
Setlista bardzo w porządku. Mogli tylko sobie darować Show Me What You Got, które średnio się sprawdza na żywo. No i szkoda Nookie urwanego przed kulminacją, tyle dobrze że przeszło w Nelsona wykonywanego wspólnie z typem wyłowionym spod sceny. Gość nieźle sobie poradził, mega przeżycie dla chłopa.
Gold Cobry nie poznałem, myślałem że jakiś cover grają
Tu płynnie przechodzimy do kwestii nagłośnienia. No cóż, może nie ściana dźwięku, ale będąc na trybunie prawie centralnie naprzecieko sceny, mózg musiał czasem wypełniać luki w tym, czego nie było słychać.