Byli jakoś pod koniec lat 90., w tym samym czasie, co pierwsze podejście BK. No ale że tak samo koślawo się do tego zabrali, to palili wrotki chyba nawet przed nimi. Dziwnych mają ludzi od badania rynku, że do tej pory nie wrócili, ale w sumie chuj z nimi.
Korzystając z dobrodziejstwa cywilizacyjnego, w postaci zawitania mcdelivery do aglomeracji łódzkiej, sprawdziłem nowego maestro
Dobra rzec. Świeże chili zamiast osranego żelopano ze słoika to miła odmiana. Całkiem sporo tego tam nawalone, więc w komplecie z bułką posypaną czilowym kamisem można się trochę spocić, o ile nie jest się frikiem lejącym kwas z akumulatora do wszystkiego. Świeża papryka w połączeniu z rukolą tworzy wrażenie lekkości, które lekko burzą niepotrzebne w tym zestawie pikle. Sosy są podobno dwa, ale żeby ta kompozycja się nie rozsypała, nie leją ich za dużo. W dodatku ten jasny jest kompletnie nie do zidentyfikowania, a pomarańczowy chyba nie jest pomidorowy tylko paprykowy. Albo przeszedł papryką. Mięso jak w każdym maestro, jak na standardy MCD to prima sort, ale do BK nadal trochę brakuje.
Dobre wrażenia dopełniły frytki z batatów, ale niestety zapomniałem już jak chemiczny jest u nich sos bbq