Shaples Like Water - trochę mało się bili, ale tak poza tym całkiem spoko film, taki przygodowy. Gdyby nie tzytzky, rukanie, krew, przemoc, uprzedzenia rasowe i seksualne, to można by powiedzieć, że wręcz familijny. Swoją drogą te wszystkie elementy sprawiały wrażenie, jakby ktoś chciał na siłę dorobić Rkę do filmu disneya i trochę gryzły się z ogólną atmosferą.
Jak już się człowiek pogodzi z kreskówkową logiką przedstawianych tu wydarzeń, to ogląda się całkiem uroczo i chyba w wywołanie takiego przyjemnego ciepełka prostymi środkami celował Del Toro. Tylko jakoś tak nie do końca czułem tą moc chemii między protagonistką i panem śledziem, który swoją drogą dostał chyba za mało czasu ekranowego. Dużo się o tym uczuciu mówi, nawet jeśli na migi, ale zabrakło chyba kilku scen, które by mogły trochę podbudować i uwiarygodnić tę relację. Chyba że przyjąć to jako jeden z elementów bajkowości tej historii i wtedy wielka, bezwarunkowa miłość od pierwszego wejrzenia do zmutowanej ryby jest jak najbardziej w porządku.
Nigdzie nie ma oficjalnego potwierdzenia, ale na 99,9% tak właśnie było