W ramach akcji poprawiania wyniku finansowego BR 2049, wyskoczyłem z 3 dych na seans imaxowy. Już w heliosie bas powodował drżenie sali kinowej, ale tutaj do macie gratisowo 4DX przez sporą część filmu z ustawicznie wibrującym fotelem Przy czym nie ma tu charakterystycznego dla imaxa efektu mocno niesłyszalnych dialogów, przydepniętych basami i schowanych za wszystkie inne odgłosy. Są trochę mniej czytelne niż w wersji z normalnym nagłośnieniem, ale nadal da się spokojnie wszystko wyłapać ze słuchu. Zgadnij czy pod spodem są spoilery.
Wrażenie po powtórce? To nie żadne haluny, ten film jest po prostu aż tak dobry Niektórymi dialogami mógłbym się nacierać. Zaskoczyło mnie, że przy 2 podejściu znacznie zyskała postać Wallace'a. Patrząc przez pryzmat całości nie wydaje się aż tak pretensjonalny i kaznodziejski, jak podczas pierwszego seansu, a że pojawia się tylko w 2 scenach, to robi odpowiednie wrażenie i znika z radaru, zanim zdąży sobą zmęczyć. Tylko to straszonko na koniec mało wyszukane i można to było sobie darować. Teraz bardziej zwracałem uwagę na modulowanie głosu Leto i naprawdę dobra robota.
Specjalnie też zwracałem uwagę na muzykę, na którą wielu marudzi. No jak ktoś chciał ripoff Vangelisa, to ma problem. Dla mnie ilustrowanie wydarzeń w tak oszczędny sposób, składający się przez długie fragmenty niemal wyłącznie z niepokojących, basowych pomruków, to strzał w dziesiątkę. Jak już wchodzi jakaś bardziej tradycyjna kompozycja, jak w czasie drugiego testu bazowego czy podczas przygotować to rukanka, to mocno podbija klimat.
Z wychwyconych głupotek, to nie wiem jakim cudem nie rzuciło mi się to za pierwszym razem, ale jest kolejny, po leceniu do pozaziemskiej kolonii specjalnie w celu torturowania Deckarda, przekomiczny przykład niekonsekwencji w przedstawianiu korporacji Wallace'a jako wszechmocnej. Otóż Wallace przygotowuje replikę Rachel, żeby wodzić Deckarda na pokuszenie i wywala się na tak banalnej sprawie, jak kolor oczu. Błąd prawie tej samej kategorii, co potknięcie się przez niezawiązane sznurowadło i rozbicie sobie łba.
Nadal nie jestem też przekonany co do zakończenia, a konkretnie tego, co się w nim dzieje z Goslingiem. No za cholerę mi się te obrażenia odniesione w starciu z Luv nie przekładają na śmiertelne rany, cokolwiek miałoby to oznaczać w przypadku replikanta najnowszej generacji. A jeśli już, to raczej nie takie, które zaczynają działać po X czasu, który upłynął od walki do poetyckiej śmierci na schodkach podczas kontemplacji płatków śniegu. Ktoś tu chyba chciał za dużo feelsów wywołać i wyszło tak sobie. Ja wiem, że sensem tego filmu nie jest zgłębianie niuansów anatomicznych replikantów, ale jeśli najnowsza generacja schodzi od dziabnięcia scyzorykiem pod żebro (czy może od tej pierwszej po wybuchu, w międzyczasie zaleczonej? Jeszcze lepiej), to gdzie ta ich cała odporność i przystosowanie do warunków oraz prac niewykonywalnych dla człowieka? Jeżeli teraz to takie leszcze na strzała, to nabiera sensu po co Łolesowi są potrzebni w tryliardach.
No i jeszcze jedno. Mackenzie Davis >>>>>> Ana de Armas
Jak komuś ten film się nie podoba to i | 3,00 zł na drogę.