Ta ostatnia informacja była nam niezbędna.
Spoilery jakby ktoś sięnie domyślił.
Żak zrobił robotę, nie dało się chyba tego lepiej nakręcić.
Ruch oporu, na który tutaj tak narzekacie, nie jest żadną podwaliną pod szmatrix owulacje, tylko sensownym, nie narzucającym się zbytnio zabiegiem fabularnym mającym na celu przekazanie protagoniście pewnej istotnej informacji.
Oszczędne wyeksponowanie antagonisty jak najbardziej na plus. Żadnego wywracania porządku świata przez jakąś niepotrzebną ułańską szarżę na jego siedzibę, żadnej epickiej konfrontacji z niemoralnym stwórcą. Pomniejszanie skali konfliktu zawsze dobrze robi kinu s-f.
Dobrze, że jest go tak mało również dlatego, że trochę za bardzo odlatuje z tymi biblijnymi alegoriami i cytatami w mocno pretensjonalne rejony.
Jako forumowy Mr.Plinkett na siłę mogę uczepić się kilku pierdół.
Jak zauważa później Luv, Agata Duda trochę za łatwo uwierzyła androidowi, który właśnie oblał test na androidztwo, że ten wykonał swoje zadanie.
Kolejna pierdółka to oczywiście pozostawienie zdychającego K, zamiast po prostu go dojechać i nie zostawiać tej 0,0000000001 % szansy, że ktoś go uratuje.
Najbardziej rozbawiło mnie to, że Wallace musi specjalnie przetransportować Deckarda do którejś z kolonii, żeby tam go przesłuchiwac i torturować, bo przecież absolutnie nie może tego robić w ziemskiej kwaterze głównej, z której da się za pomocą google glass zdalnie bombardować złomiarzy na wysypisku. Czy ta kwatera robi wyłącznie ze spa i studio paznokcia? Gdzie są takie idealne warunki do torturowania Deckarda? Może na Marsie, gdzie Jared może mu śpiewać w trzydziestosekundowych interwałach. Oczywiście jedyna poprawna odpowiedź na pytanie "po co tak?" to "bo inaczej film by się nie dokończył", ewentualnie trzeba by wtedy zrobić właśnie ten durny jednoosobowy szturm na kwaterę główną, którego na szczeście na oszczędzono. Tak czy inaczej to był jedyny moment w filmie, w którym miałem wrażenie, że wiarygodność i logika idą mocno w odstawkę po to, żeby po prostu coś mogło się stać.
Podczas finałowego starcia Luv popełnia 2 raz ten sam błąd, chociaż tym razem można to jeszcze jakoś tłumaczyć pośpiechem zważywszy na okoliczności. Przy czym nie bardzo wiadomo jak tłumaczyć lekki god mode, który się w tym momencie załączył Joemu. Niech będzie, że nie znam dokładnych szczegółów anatomii najnowszej generacji replikantów i może nie powinienem wnioskować jakie obrażenia powinny znacznie ograniczyć ich zdolności bojowe.
Z rzeczy niepowiązanych z samą fabułą niepodobało mi się chyba tylko to, jak 2 czy 3 razy potraktowano widza jak idiotę, który nie pamięta co było mówione pół godziny temu i nie kojarzy podstawowych faktów, więc trzeba mu przypomnieć przez dialogowe retrospekcje. Tak naprawdę uzasadnione było to tylko raz, kiedy K uświadamiał sobie, kim jest Ana, chociaż tę kwestię też można było załatwić jakoś bardziej subtelnie.
Mimo drobnych uchybień,100% satysfakcji i atak na srajmax w najbliższym czasie