Czasem dobrze jest się zapoznać z fenomenem popkultury po tym, jak już opadnie kurz. Ja pier/dolę, niezłą zbiorową halucynację tu macie xD
Czegoś tak prymitywnie jadącego na nostalgii, nie mającego do zaoferowania niczego poza nią, to chyba jeszcze w swojej karierze krytyka nie widziałem. Przy tym Episode VII to jest kompletna awangarda, eksperyment wywracający uniwersum star wars i w ogóle s-f do góry nogami.
Bardzo szybko staje się jasne, że hiperkumulacja sztamp, klisz, banałów i zgranych na wszystkie możliwe sposoby motywów fabularnych jest celowym zabiegiem , który ma sprawiać, że będzie tak bardzo fajnie. Tylko że jak wszystko, co robione jest bez wyczucia i umiaru, średnio to wychodzi. W tej ciągłej napince na bycie soooooooooooooooooooooooooooo 80s i w klimacie, serial zapomina, że dobrze jest, gdy los obserwowanych postaci obchodzi widza choćby w stopniu minimalnym, a ciężko o to w przypadku postaci, których linie dialogowe i większość poczynań jest się w stanie przewidzieć ze sporym wyprzedzeniem.
Efekt jest taki, że nie można powiedzieć, że ogląda się to źle, bo tak nie jest, choćby ze względu na bardzo sprawną realizację. Ogląda się to bez bólu, ale też bez choćby odrobiny zainteresowania tą historią, a główną rozrywką robi się obserwowanie z niedowierzaniem jak scenarzyści nie znają słowa "umiar" w pompowaniu nostalgicznej lewatywy.
Dobre role dziecięce? Czy są jakieś 2 wersje tego serialu? Bez zarzutu wypada jedynie łysa, zapewne ze względu na niewielką ilość kwestii. Ekipie na rowerkach już bym skakał po głowach. Lil Rozi byłby jeszcze do zniesienia, gdyby nie wtrącał odniesień popkulturowych do każdego zdania, natomiast wiecznie fochnięty bambo jest już do kasacji. Główny gówniak to już totalny krindż, jego mimika i sposób mówienia pasowałaby do kolejnego rebootu Omenu.
Dorośli aktorzy? Fajna Łynona?
Nie posłuchała. Czasem warto trochę spuścić z tonu. Postać szeryfa, to jedna z wielu rzeczy, w które nie mogłem uwierzyć oglądając mesjasza seriali. Tutaj akurat aktor nie zawinił, po prostu to, jak napisana jest ta postać, co wyprawia, jak prowadzi śledztwo i jak przedstawione jest jego backstory, to jest jakieś grube prowo. Stosunkowo najlepiej wypada obsada licealna, im nawet udało się tchnąć trochę życia w te chodzące nośniki nostalgii, które scenariusz nazywa postaciami. Tylko nie wiem czemu patrząc na Jonathana miałem wrażenie, że to mix genetyczny Di Caprio z Del Toro. W sumie dochodzenie w tej sprawie byłoby ciekawszą osią fabularną. Main villain rodem z Dynastii też udany.
No i tak to sobie oglądasz, najpierw się zastanawiasz czy to wszystko jest takie czizi celowo, czy nie ma tu jakiegoś drugiego dna, a gdy staje się jasne, że nie ma, to zaczynasz się zastanawiać czy aby na pewno
to jest kulminacja tej dramy i czy serio nie ma tu niczego więcej. Chyba nawet się cieszę, że serial nie próbował wyjaśniać o co w tym chodzi, ale z drugiej strony trochę boję się tych wszystkich satysfakcjonujących odpowiedzi, których udzieli sezon drugi.
Pozdro z fartem dla wszystkich, których nie porwał czar tego dziwnego crossovera X-Files z Twin Peaks w wersji dla dziesięciolatków. Powyżej 4 minusów usuwam konto na netflixie