Syn Szawła - not another teen holocaust movie. Mało płaczących żydów, sporo chłodnego naturalizmu. Co prawda w trakcie tej prawie pozbawionej taniego łapania za serduszko wycieczce po kulisach obozu koncentracyjnego film stara się unikać dosadności. Tu coś nieprzyjemnego dla oka dzieje się w wiecznie rozmytym tle, tutaj tuż poza kadrem. Niemniej czegoś tak naturalistycznie przedstawiającego obozowe realia raczej jeszcze nie było. Od strony formalnej wszystko się zgadza, bardzo długie ujęcia, częsta perspektywa zza ramienia bohatera, brak muzyki, oszczędne dialogi. Wszystko to służy możliwie jak najwierniejszemu oddaniu atmosfery tego miejsca i czasu. Niestety sprawa się sypie jeśli chodzi punkt wyjścia dla fabuły i samo jej prowadzenie. Nie mi oceniać co lęgnie się w głowie członka sonderkomando po kilku miesiącach obsługi całej "linii produkcyjnej" popiołu z żydów, ale wspomniane wyżej zabiegi formalne i zachowania aktorów mają sugerować, że w tych warunkach dominuje egoizm, instynkt przetrwania, obojętność i nie ma miejsca na odruchy człowieczeństwa, tym bardziej symboliczne i pozbawione realnego sensu. Tym trudniej uwierzyć w konstrukcję psychologiczną, w której
. Ja rozumiem, że nie wszystko musi być zawsze idealnie jasne i klarowne, ale ja mam jednak problem z tym, że bohater bez wyraźnej motywacji przez cały film zachowuje się skrajnie irracjonalnie. Tak jak sam punkt wyjścia dla fabuły jest już dość karkołomny, tak samo jej prowadzenie również budzi niedowierzanie. Nie trzeba być ekspertem od warunków życia obozowego żeby dostrzec, że coś za łatwo i za płynnie idzie to latanie po całym terenie obozu przy akompaniamencie szczęśliwych zbiegów okoliczności. Pomijam już to, że Szaweł próbując zrealizować swoją wydumaną ideę nieustannie naraża wszystkich dookoła, bo jego egoistyczna postawa jest celowym zabiegiem scenariusza, natomiast nie bardzo zgadza mi się ten brak wyraźnego sprzeciwu
wobec zakrawających na sabotaż wyczynów bohatera.
Oglądając miałem ciągły dysonans spowodowany rozjazdem między nastawionymi na maksymalny realizm technikaliami, a mało wiarygodnym scenariuszem. No i jeszcze kwestia emocji, czy raczej ich braku. Fajnie, że zrezygnowano z miałkich chwytów wyciskających łzy, ale właśnie obejrzałem 100 minut niemal pierwoosobowej relacji z Auschwitz, a emocje porównywalne z wizytą na kuchni w makdonaldzie. Może to tylko ja, ale niemożność zrozumienia motywacji bohatera i tego co robi przez cały film raczej nie pomogła.