Jezu jak ta gra nie szanuje mojego czasu. Nie ma to jak grać z uczuciem
Alternatywą granie z 3 tutorialami i wspomaganie się youtubem, co też mija się z celem (swoją drogą oficjalny poradnik to jakaś kpina, podsuwają tak genialne pomysły jak walka z latającym smokiem w 1-2 przy pomocy łuku i walka z Armor Spiderem również przy pomocy łuku, takie akcje to może przy NG+ mają zastosowanie).
Kolejna faza załamania to 2-2. Dwie drogi do bossa, jedna najpierw przez tunel pełen górników z kilofami (oczywiście gra pokazuje ci faka karząc ci gonić srebrną jaszczurkę w miejsce, gdzie masz przeje/bane), a później skakanie w głąb urwiska po kładkach sukcesywnie tracąc energię przy lądowaniu. Jak znalazłem się przy wejściu do tego labiryntu jaskiniowego to myślałem, że jestem w jakiejś sekretnej lokacji, no ale latam z 45 minut po tych korytarzach, jestem z siebie dumny, że zaciukałem tego lawowego ślimaka napier.dalając w niego oburącz long swordem +6 przez okrągłe 5 minut, a tu się okazuje, że takich ptysiów jest kilka i jak nie zaciukasz ich odpowiednio szybko, to uciekają. Po jakimś czasie znajduję wreszcie wyjście z jaskini i spod ziemi wylatuje jakiś czerw z otwartą mordą. Myślę sobie, że nic tu po mnie i w tył zwrot. W końcu docieram na dno urwiska widzę, że za mgłą czai się boss, więc myślę, że w sumie nie wiem gdzie prowadziła lewa odnowa tunelu na początku levelu, więc wrócę się na górę i sprawdzę. Oczywiście po drodze ginę spadając z jednej z wąskich kładek.
Drugie podejście. Idę korytarzem na lewo, wszystko w porządku do momentu wyjścia na otwartą przestrzeń, gdzie roi się od większych i mniejszych ślimaków, niektóre z nich latają. W dodatku co chwila wyskakują spod ziemi czerwia. Zadaje tym wszystkim badziewiom tak śmieszny damage, że po chwili daję sobie spokój i próbuję między nimi przebiegać. Niby jest gdzieś wskazówka, żeby atakować ich przy pomocy magii, ale:
a) gram rycerzem i inteligence mam na poziomie 11, a magic 10. Nie rozwijałem tych umiejętności po tym jak nauczyłem się jednego czaru, który daje damege tak śmieszny, że szkoda gadać. Uznałem, że dla klasy moje postaci na początku ważniejsze jest pakowanie siły i wytrzymałości. To są właśnie efekty grania na ślepo. Skąd miałem wiedzieć, że w jednej z pierwszych lokacji są wrogowie, których zwykłym melee można napieprzać do usranej śmierci ?
b) mam niby jakiś przedmiot nadający broni magicznych atrybutów, ale z tego co kojarzę, to jest to magia ogniowa, a kolor i charakterystyka ataków tych pokemonów wskazują na to, że ogniem nie zrobi się im zbyt dużej krzywdy.
W końcu robiąc slalom między przeszkadzajkami ku mojemu zaskoczeniu docieram do wylotu jaskini, gdzie poprzednio zaatakował mnie czerw, a ja spier/doliłem myśląc, że to jakiś opcjonalny boss. No dobra myślę, cofnę się jakoś tymi korytarzami i na dół do bossa. Wszystko szło jako tako (jakaś mapka choćby w formie przedmiotu do kupienia byłaby taaaaaka casualowa, co nie) do momentu, kiedy okazało się, że jeden z korytarzy prowadzących do urwiska zablokowany jest przez gigaślimaka, do którego idąc od drugiej strony dochodziłem od strony dupy i mogłem bezkarnie ciachać go przez 5 minut, tym razem jednak byłem przodem do jego mordy z której je/bany wystrzeliwuje kolec krojący połowę paska energii. Obsrany topniejącymi w zastraszającym tempie przedmiotami leczniczymi (na całym levelu ziółka upuszcza tylko ten gruby cwel w cylindrze, dobry żart) pożydziłem z leczeniem i pierwsza wtopa z timingiem oczywiście zakończyła się zgonem.
Jest w ogóle sens uczyć się heala ? Dużo energii odnawia ? Już pomijam fakt, że chyba nie mam nawet tego odpowiednika różdżki to robienia miracli, a MP mam tyle, że pewnie starczyłoby na 3 uzdrowienia...
Miał być szybki rekonesans po levelu, a uciekły mi 2,5 godziny, po których wiem, że nic nie wiem i nawet nie dane mi było skonfrontować się z bossem, którego też na pewno nie da się pyknąć za pierwszym razem. Do tego doszedł kolejny irytujący element - z powodu gęsto rozsianych po levelu minerałów wykorzystywanych do apgrejdowani broni szybko kończy się pojemność na itemy i teraz co, mam latać co chwila do nexusa zostawiać kolejne sterty kamieni u tego bolka w depozycie ?
Mam dosyć, przynajmniej na jakiś czas. Owszem, satysfakcja z przejścia do kolejnego obszaru czy pokonania bossa jest duża, ale jednak chyba nie współmierna do irytacji, czasu straconego na niczym i poczucia kompletnego zagubienia, podejmowania decyzji na zasadzie zgadywanki, bo nie ma nawet najmniejszej wskazówek co do tego jakie mogę być konsekwencje. Ta gra po prostu męczy.