-
Postów
10 902 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
48
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez Tokar
-
Kapela, której wokalista ma na imię Czester jest skazana na sukces. Czester (pipi)a, ja pier/dole Poza tym po co ten tamat ? Jest już "Pedalskie granie"
-
No ten ostatni odcinek, biorąc pod uwagę poziom poprzedniego i obecnego sezonu, to wręcz majstersztyk. I chyba właśnie po 10 odcinkach pojawił się wreszcie jakiś wątek przewodni, który będzie napędzał dalsze wydarzenia - Housowi zacznie odpier/dalać z powodu poczucia winy wobec Czejsa, którego rekonwalescencja pewnie nie będzie przebiegała zbyt pomyślnie.
-
(pipi)a naprawdę miałem szczere chęci żeby to obejrzeć, ale jak w ciągu 10 minut je/bnęli 3 bloki reklamowe to odpuściłem.
-
Na Lechu chyba wprowadzają politykę większej tolerancji dla ciemnej strony mocy. Janol coś tam kiedyś pisał, że jakiś czas temu mudzin próbował wam się kręcić po młynie.
-
Ale tu przecież nie o murawę się rozchodzi, tylko o to, że do tęgich głów jakoś przed tygodniem dotarło, że Wisła - Legia to mecz podwyższonego ryzyka. Problem polega na tym, że narodowy był ponoć budowany z myślą o "przyjaznym modelu kibicowania" i nie ma na nim odpowiednich zabezpieczeń ;D
-
Padłem na cyce jak zobaczyłem tą okładkę. To jest w ogóle oficjalny art , czy randomowy zrzut ekranu z samej gry ? Kadrowanie pierwsza klasa, myślę że byłoby jeszcze lepiej jak zza kadru wystawałby tylko łokieć Drejka.
-
Spróbuj drzeć kartki na mniejsze kawałki, wtedy starczy na dłużej.
-
W ogóle nie wiem kto odpowiada za projekt wrocławskiego stadionu, ale betonowy klocek owleczony półprzezroczystą siatką wygląda trochę jakby był niedokończony.
-
Ja tam większość meczy, jednym okiem bo jednym, ale oglądam w nadziei na coś ciekawego i wczoraj na przykład się opłacało. Gabon - Maroko to był naprawdę fajny mecz, w którym poziom sportowy tak gdzieś właśnie na poziomie naszej ex rekompensowały emocje. Najpierw długie prowadzenia Maroko, potem 2 bramki Gabonu w minutę, karny w 90 minucie dla Maroko i odpowiedź gospodarzy w 94 minucie bezpośrednio z rzutu wolnego. Do tego pokaz idealnego zabezpieczania imprezy masowej - po bramkach dla Gabonu połowa stadionu wysypuje się na bieżnię i molestuje piłkarzy. Słabo ? Ciwa, do twojej relacji wkradł się rażący błąd - Tunezja grała nie z Czadem, a z NIGEREM
-
Je/bać Tracza, teraz w "Na dobre i na złe" Żebrowski jest polskim Housem !
-
Zdecydowanie zabawniejsze jest to, że Sandomierski po pół roku wraca z podkulonym ogonem do Jagi. Napisałbym, że modelowy przykład kariery polskiego piłkarza za granicą, ale ten się trochę wyłamał, bo w miarę szybko zorientował się do czego się nadaje i jakie perspektywy się przed nim malują. Czego to człowiek nie zrobi, żeby być trzecim bramkarzem na Euro.
-
Zgłaszam wniosek o rozegranie wszystkich pozostałych spotkań PNA 2012 w trybie piłki wodnej. Te wczorajsze mecze naprawdę były fajne. Dzisiaj póki co sensacja, bo Sudan gola strzelił. Może mają obiecaną premię w postaci litra wody na całą drużynę.
-
Kolejna rewelacja, Pepe Brazylijczykiem. edyta: no jednak ja zje/bałem, zapomniałem że to farbowany portugalczyk
-
Póki co standard. Real ciśnie niemiłosiernie, a po 20 minutach skończy się para w nogach i zacznie się koszenie.
-
Ale to właśnie dzięki tej nasiąkniętej gąbce, po której biegali było tak ciekawie. Ze względu na warunki i na to, że Senegal gra niby z nożem na gardle, chyba zaryzykuję zaśnięcie w fotelu. W ogóle stawianie Senegalu w roli faworyta czegokolwiek chyba się już mocno zdezaktualizowało. Po eksplozji formy z początku ubiegłej dekady dawno nie ma już śladu, czego dobitnym przykłądem jest to, że na poprzednie PNA nie zdołali się zakwalifikować. edyta: forumek przypomniał mi, że dzisiaj kolejne gran derbi, więc jedyne na co mogą liczyć murzyny z mojej strony to zapping w chwilach zwątpienia.
-
Po pierwszej kolejce dwa mecze dało się oglądać (Maroko - Tunezja i dzisiejsze Mali - Gwinea), reszta to albo faworyt strzela jakąś szmatę i następnie przestaje w ogóle grać, a przeciwnik świadomy swojego kalectwa nawet nie próbuje wykorzystać oddanego pola, albo full pakiet czyli dwie ekipy nie wiedzące co zrobić z piłką. Mało bramek, mało emocji.
-
Myślę, że pochodnią też byłoby ciężko.
-
Mi tam się te dwa odcinki całkiem podobały. Perypetie Runkla jak zwykle koszą wszystko, ale polewka z gangsta czarnuchów też niezła. Wkur/wia oczywiście Beka i nachalny product placement srajpadów.
-
Przecież ten przewód od głowy do tułowia, wzięty przez twórców jakiegoś tam komiksu za trąbę, to najprawdopodobniej jest część jakiegoś aparatu tlenowego.
-
Ta Gwinea to jest śmiechowa ekipa farbowanych lisków, prawie jak nasza kadra. Z racji tego, że nie czują żadnego prestiżu z tytułu reprezentowania swojej ojczyzny, prezydent kraju będzie im teraz co mecz obiecywał bajońskie, jak na tamtejsze warunki, sumy, żeby tylko zechcieli trochę pobiegać
-
Pora rozpocząć co dwuletnie święto radosnego chaosu i braku taktyki Tegoroczny PNA jest o tyle ciekawy, że w eliminacjach do turnieju doszło do kilku sensacji niezłego kalibru, w efekcie czego na imprezie nie ma Kamerunu, Nigerii, RPA czy najbardziej utytułowanej ekipy na kontynencie, zwycięzcy 3 ostatnich pucharów - Egiptu. Ostatecznie grupy przedstawiają się następująco: Grupa A 1. Gwinea Równikowa 2. Senegal 3. Libia 4. Zambia Grupa B 1. Wybrzeże Kości Słoniowej 2. Sudan 3. Burkina Faso 4. Angola Grupa C 1. Gabon 2. Niger 3. Maroko. 4. Tunezja Grupa D 1. Gana 2. Botswana 3. Mali 4. Gwinea Za nami mecz otwarcia Gwinea R. - Libia i co tu dużo gadać, paraolimpiada. Oby jak najmniej takich meczy, randomowe ekipy na dużych imprezach mogą być fajne, ale pod warunkiem, że coś sobą reprezentują. Zapowiada się po raz kolejny sędziowski shitfest. Pierwszy mecz i od razu nieuznany prawidłowo zdobyty gol <potter> Za chwilę obszerny skrót z Senegal - Zambia, tutaj powinno być znacznie ciekawiej.
-
Ocho, tradycyjny sezon na żebry rozpoczęty. Daj, daj, daj, daj, daj... Dla mnie to jest niepojęte, jak ten pseudoklubik, w którym od końca lat 90-tych panuje radosna prowizorka finansowo-organizacyjna prześlizguje się z sezonu na sezon, regularnie żebrząc u władz miasta, kiedy sytuacja robi się gorąca. Ciekawe co miasto zrobi teraz, kiedy dopiero co wyszło na jaw, że miejskie zadłużenie jest tak duże, że trzeba będzie brać kolejne kredyty, żeby spłacać stare długi. Kolejna reanimacja trupa ? Pewnie tak, bo jak inaczej przeforsować budowę za ponad 200 baniek nowoczesnego stadionu dla klubu, na mecze którego chodzi 2-3 tys. osób.
-
No został zauważony, ale już po fakcie. Z tego co było pokazane,
-
Alien 3 - po sporym rozczarowniu związanym z konfrontacją faktycznego obrazu Aliens z zachowanymi wspomnieniami, tutaj sytuacja jest dokładnie odwrotna - bardzo pozytywne zaskoczenie po latach. Być może wynika to z faktu, że oglądałem mocno dopasioną wersję reżyserką - ponad 30 minut nowego materiału, co czyni część trzecią najdłuższym filmem w serii. To, co było świetne już w wersji kinowej, to przede wszystkim znakomity setting - Prawie opuszczona, zawszona kolonia karna, na której pozostało kilkunastu więźniów, których łączy przynależność do pseudochrześcijańskiej sekty, nadzorowanych przez raptem trójkę personelu. To jest po prostu idealne miejsce na film o Obcym. Druga świetna rzecz to powrót do proporcji z pierwszej części. Po radosnym slashero-westernie Camerona, w którym przewijała się cała populacja xenomorphów, tutaj znowu mamy jednego drapieżnika, z którym nie ma jak walczyć i można przed nim jedynie uciekać. Nie muszę dodawać jak wpływa to na klimat. Kolejny plus tej części to postaci. Rola łysej Ripley została bardzo fajnie napisana. Główna bohaterka jest odpowiednio do sytuacji cyniczna i zdesperowana, a Weaver naprawdę dobrze to zagrała. Na duży plus również oficer medyczny, szkoda że . Częstym zarzutem wobec trójki jest mało wyrazista ekipa skazańców. Może i nie są to najbardziej charyzmatyczne postaci w historii kina, ale mając świeżo w pamięci ekipę maczodałnów z drugiej części jakoś nie narzekam. Dobrze sprawdzają się w roli osaczonej bandy lowlifeów, a kaznodzieja jest nawet całkiem wyrazisty. Do tego w wersji reżyserskiej w ciekawy sposób rozwinięto wątek obłąkanego Golica, o którym w wersji kinowej w pewnym momencie po prostu zapominano. Jednak najważniejszy atut tego filmu to Fincher za kamerą. Mimo tragikomedii, która odbywała się podczas produkcji, trzymania reżysera na krótkiej smyczy przez producentów, zmienianiu scenariusza w trakcie kręcenia zdjęć, Fincherowi udało się pokazać tą historię w mocny, klimatyczny i efektowny sposób. Tutaj dochodzimy do zalet wersji reżyserskiej. Jak sama nazwa wskazuje, pokazuje ona ostateczną wizję Finchera, która z powodu licznych utarczek oraz nacisków na przyspieszenie produkcji nie mogła ostatecznie trafić do kin. Jest to o tyle istotne, że dodane sceny to nie tylko ozdobniki (chociaż te też są i to naprawdę fajne, jak mocno wydłużona, klimatyczna scena prezentacji krajobrazów kolonii karnej), ale przede wszystkim fragmenty w istotny sposób zmieniające scenariusz, likwidując większość nieścisłości, które musiały się pojawić podczas kręcenia filmu w takich warunkach. Ponadto zostało dodane kilka dialogów i scen dodających postaciom charakteru. Jeżeli miałbym wymienić jakieś minusy trzeciego Aliena, to nawet wersja reżyserska nie jest w stanie zmienić trochę naciąganego punktu wyjścia do fabuły tej części. Co by o filmie Camerona nie mówić, to zakończenie było dość definitywne i nie pozostawiające wielkiego pola do popisu jeśli chodzi o ciąg dalszy. Decydując się na sequel postawiono na wygodny plot device każący widzowi zaakceptować fakt, że . To z kolei wiąże się z innym poważnym absurdem, który ciężko wytłumaczyć - jakim cudem żaden ze skazańców nie zauważył . Drugą rzeczą, do której mogę się przyczepić jest niekonsekwencja w przedstawianiu xenomorpha. O ile sceny z tradycyjnym gumowym modelem wypadają bardzo dobrze, tak zastosowanie w niektórych ujęciach animacji komputerowej nie było dobrym pomysłem. W 1992 roku CGI nie stało jeszcze na najwyższym poziomie, stąd wygenerowany komputerowo obcy nie wygląda i nie porusza się tak jak powinien. Podsumowując - super Alien, (pipi)o !
-
W ramach przygotowań do Prometeusza odświeżam sobie kwadrologię i to w wersjach reżyserskich, żeby mieć pełen obraz sytuacji. Dzisiaj padło na uwielbiane za dzieciaka Aliens. Co tu dużo gadać, odczucia mam bardzo podobne. To już nie jest horror/thriller sci-fi, tylko film akcji i to taki nie z najwyższej półki. Koszmarne dialogi, przerysowani do granic możliwości żałośni marines i irytująca gówniara, którą trzeba na okrągło ratować, tworzą całkiem zgrabny pakiet antyklimatyczny. Do tego Bishop, który za młodych lat wydawał się tak świetną postacią, pojawia się właściwie w 3 scenach na krzyż i jego potencjał pozostaje niewykorzystany. Żeby nie było, że wszystko na nie, to od strony technicznej film całkiem ładnie się postarzał. Kilka scen do tej pory robi naprawdę świetne wrażenie, no i pod koniec wreszcie pojawia się jakieś napięcie za sprawą odnalezienia "wiadomo czego". Generalnie nadal jest nieźle, ale film nie wytrzymuje konfrontacji z wspomnieniami, nie wspominając już o konfrontacji z poprzednikiem, który w wersji zremasterowanej mógłby śmiało mieć premierę w dzisiejszych czasach.