-
Postów
10 902 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
48
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez Tokar
-
Róchających się kosmitek.
-
Tak, tylko weź pod uwagę, że FFX to rocznik 2001. O ile na początku ery PS2 przy ogólnym przepychu graficznym i mimo wszystko sporej liczbie lokacji, można było wybaczyć korytarzową strukturę i brak otwartej mapy świata, to jak czytam tą zapowiedź FFXIII to aż się włosy na plecach jeżą. Wielkie, zaawansowane technologicznie Cocoon sprawiające wrażenie makiety z 4 niemymi enpecami na krzyż, lokacje bez klimatu o których na dobrą sprawę nic nie wiadomo, budowanie narracji jedynie poprzez cutscnki, brak czegokolwiek do roboty poza walką, fabuła sypiąca się w połowie gry. To już są naprawdę poważne zarzuty i jeśli chociaż część z nich okaże się nie przesadzona, to oznacza, że FFXIII najzwyczajniej w świecie zawodzi. No chyba, że ktoś oczekiwał turowego Diablo, to wtedy może być to jego spełnienie marzeń (chociaż też nie do końca, bo system rozwoju postaci znajduje się podobno na liście rzeczy fajnych inaczej)
-
No bo akurat w tym konkretnym momencie stworki
-
Pandorum - ten film mógł być dobry, bo założenia fabularne choć mało oryginalne, to jednak klimatyczne. Niestety, wszystko kładzie fatalna realizacja. Wkur/wiający aktorzy (główny bohater wyglądający jak Szyc po slimfaście ma wyjątkowo irytujący ton głosu) to nic w porównaniu z beznadziejnością mających chyba straszyć stworków. Wyglądają i zachowują się jak kitowcy z power rangers, każda konfrontacja z nimi nasuwa zresztą to samo skojarzenie. Do tego kur/wa jakiś rolnik-ninja i brzydsza siostra Jovovitchowej z Resident Evil, oboje oczywiście znają kung-fu i nie zawahają się go użyć. Scena pojedynku meksyka z przywódcą stworków wywołuje niekontrolowany spazmy, no kur/wa okazuje się, że mutanty są honorowe ! :potter: Do tego jakiekolwiek próby wyaśniania sytuacji, w jakiej znaleźli się bohaterowie mocno kuleją pod względem logiki. Odpowiedź na to skąd wzięły się stworki wydaje się do przyjęcia, ale tylko do momentu, w którym dowiadujemy się ile czasu upłynęło od początku lou. To samo z komunikatem z Ziemi. Film trochę ratuje końcówka z w miarę ciekawym twistem, tylko że to i tak nie wystarczy, żeby zrównoważyć kiepskie aktorstwo (wyjątkiem aktor grający młodego Gallo), słabą reżyserię (kilka udanych ujęć co prawda jest, jak choćby te w scenie przebudzenia, ale wszelkie sceny akcji to porażka i niezamierzony efekt komiczny) oraz dziury logiczne w scenariuszu. Momentami jest nawet klimatycznie, ale co chwila jakiś motyw przypomina człowiekowi, że to jednak sci-fi klasy B. 5/10
-
Potwierdzam, reklama HR to wręcz ozdoba tego numeru. Rozkładana reklama ME2 za to wieśniacka, tak jak i okładka, no ale skoro klient chciał, będzie miał. Naprawdę w tym temacie to niepotrzebnie sensacji szukacie.
-
Ale żeś porównaniem przywalił. W konfrontacji z 2012 to nawet Ciacho ma szanse wyjść na film nadający się do oglądania. Co prawda tylko dlatego, że w 2012 Cusack nie pokazał cycków, ale zawsze.
-
Tu nie chodzi o to, w którym miejscu stopki redakcyjnej występuje teraz Koso tylko o fakt, że w obecnym numerze prawie go nie ma. No ale my tu sobie możemy wylewać gorzkie żale, a jest jak jest. W każdym razie szkoda. A co do Butchera, to fajnie ten awans wygląda w kontekście ostatnich zwierzeń o kredycie hipotecznym na karku :potter: No ale okej, Aju od dobrych paru lat istniał tylko w stopce i podobno jakiś licencjonowany stragan z grami prowadził, więc zmiana jak najbardziej na miejscu. Tejknięcie listów też może trochę odświeży ten dział.
-
Biorąc pod uwagę, że Transformers 2 dostało "3" od niego jeżeli dobrze pamiętam, to skala katastrofy musi być większa niż na Haiti.
-
Teraz czekamy na oficjalne info od reżysera, czy to cycki Trzebiatowskiej czy dublerki.
-
Oceń okładkę PSX Extreme #150
Tokar odpowiedział(a) na Cris temat w Opinie, komentarze - forum, magazyn
No ja już swoje zdanie wyraziłem. Dla mnie to na tej okładce tylko wieśmaca brakuje. 3/10 -
Było już kilka razy mówione, że deale na zasadzie "możecie to zrecenzować jako pierwsi na świecie/w Europie/w Polsce, ale musicie dać art na okładkę" są obecnie na porządku dziennym i ok, ja to rozumiem. Tylko wydaje mi się, że albo ktoś nie pamiętał którego numeru pisma to jest okładka, albo miał jakąś wizję artystyczną, której ja nie ogarniam
-
Wszystko fajnie, zawartość zapowiada się zacnie, ale... No właśnie, czy okładka pisma, które dobija do 150 numeru nie powinna być trochę bardziej odświętna ? Ja wiem, że byznes jest byznes i że na okładce musiała wylądować ta gra, a nie inna, ale czy naprawdę nie było jakiegoś lepszego artworka ? Przecież to wygląda jak okładka dvd niskobudżetowego s-f klasy C, sprzedawanego w kiosku po 9,90 Do tego jeszcze dobór kolorów oraz czcionek mocno dyskusyjny i tym sposobem zafundowaliście najbrzydszą okładkę od dobrych kilku miesięcy, akurat na jubileusz. EA zakazało jakiegoś uwydatnienia liczby 150 ? (no tak, mogłaby zasłonić którąś ze spluw, albo co najgorsze, cycki panny, a wtedy atrakcyjność ME2 w oczach nieświadomego konsumenta spadłaby o 33,3% 8) )
-
Dawno nie udzielałem się w tematach o gierkach, więc skrobnę coś ku chwale chwilowo wypalonej pasji. Moje TOP 13, a co mi tam. 13) Psychonauts - Świetna tematyka, klimat, humor i dialogi. Mechanika i oprawa pełnią drugorzędną rolę i choć są gorsze niż w topowych produkcjach Sony (Jak, Ratchet, Sly), to właśnie dzieło Schafera jest dla mnie platformerem dekady. 12) Killer 7 - Suda 51 ma naprawdę dobrego dealera. Takiego stopnia absurdu i wykręcenia nie kojarzę z żadnej innej gry. Klimat wylewa się z każdej linijki kodu. Mam nadzieję, że kiedyś będę miał okazję zaliczyć No More Heroes. 11) GTA: San Andreas - w tej części Rockstar osiągnęło idealną równowagę między wszystkimi elementami gameplayu. Obszar działań bardzo duży, ale równie różnorodny i sensownie rozplanowany. Początkowe uczucie zagubinia i przytłoczenia ogromem terenu szybko ustępuje frajdzie z odkrywania kolejnych zakamarków fikcyjnego stanu. Do tego masa możliwości, praktycznie zero ograniczeń (w tym temacie GTA4 cofnęło się mocno w rozwoju), no i rdzeń rozgrywki w postaci różnorodnych, często jajcarskich misji. A wszystko to w konwencji wyśmiewania murzyńskiego joł joł gangsta stylu życia. R* stworzyło sandboxa idealnego, zanim to określenie w ogóle weszło do żargonu. 10) Metal Gear Solid 3 - Temat o grach z mijającej dekady, więc "jedynka" się nie łapie, w czwórkę nie grałem (chociaż wiem na tyle dużo by stwierdzić, że suty mi przy nim raczej nie stwardnieją) a co do dwójki to jej największym problemem jest nie postać Raidena (chociaż jej deasign już bardziej), a po prostu ogólne przekombinowanie i brak wyczucia obciachu u Kojimy. MGS3 to przede wszystkim świetny setting historyczny, dopasowane do tego realia i technologia oraz świetna, choć niezbyt rozbudowana fabuła. To ostatnie jak najbardziej na plus - to ma być gra, a nie wirtualna nowela. Skostniały gameplay fajnie urozmaicono systemem survivalu i kamuflażu w dżungli. No i ten pojedynek snajperski - najlepsza walka z bossem (standardowych rozmiarów ) ever. Aha, no i najlepsze w serii gadki przez codec (tu radio). 9) Xenosaga - zdaję sobie sprawę, że to totalna nisza, ale dla mnie duchowy następca genialnego Xenogears to po prostu kult. Stopień rozbudowania historii oraz spora grupa charyzmatycznych, dalekich od wszelkich erpegowych klisz i banałów postaci daje kawał naprawdę porządnego sci-fi. 8 ) REZ - totalna psychodelia i pełna synchronizacja z pulsującą muzyką. Mizuguchi wyczarował coś, co może być argumentem w dyskusji, że gry mogłyby być traktowane jako dziedzina sztuki. Mogłyby, gdyby gry z takim zacięciem artytycznym nie stanowiły 0,0001% całości. 7) Final Fantasy X - pierwszy Final w erze pastgenów, pierwsza duża gra z tego gatunku w erze pastgenów, pierwszy jrpg z tak rozbudowanym dubbingiem. Mimo kilku wad (przede wszystkim spore ograniczenie świata w stosunku do FF-ów z PSX-a) gra urzekała ciekawym, oryginalnym głównym wątkiem fabularnym, kilkoma naprawdę fajnie wykombinowanymi postaciami oraz przyjemnym, idealnie wyważonym systemem walki i rozwoju postaci. No i była to ostatnia wielka gra Square, jeszcze sprzed fuzji z Enixem. 6) Vagrant Story - pod koniec ery PSX-a Squaresoft poczęstował grę która pokazała, że japońska gra rpg (w tym przypadku action jrp) może mieć od początku do końca dorosły, "brudny" klimat, bez infantylnych pierdół i pseudokomediowych wstawek. Do tego świetny zabieg z zastosowaniem dialogów napisanych staroangielszyczną. 5) God of War 1&2 - gry action-adventure ze świetnie oddanym klimatem greckich mitów. Ale nie tych przerabianych w 6 klasie podstawówki, uczesanych i wykastrowanych z najlepszych fragmentów. Czysta furia w mitologicznym sosie. Własnoręczne wyrywanie skrzydeł Ikarowi - bezcenne 4) Okami - Clover Studio stworzyło grę niesamowitą. Przedstawienie tradycyjnych japońskich wierzeń w tak ciekawy, lekki i megasympatyczny sposób to objaw czystego geniuszu. Z tą grą jest jak z filmami animowanymi Disneya - niby jest infantylnie, ale osoba dorosła w ogóle nie ma problemu z tym, że biega po rysunkowym świecie rysunkowym wilkiem i rozmawia z pokracznymi ludzikami, których mowa ogranicza się do "blibliblublablibli" 3) Chrono Cross - i kolejna perełka, która pojawiła się u schyłku ery pierwszego Playstation. Kapitalnie oddany klimat przygody, ciekawe założenia fabularne, zgrabne nawiązanie SNESowego Chrono Triggera i najlepszy erpegowy soundtrack. 10 lat temu wsiąkłem w tą grę niesamowicie. 2) Shadow of the Colossus - gra, której jedynymi elementami gameplayu są podróżowanie po świecie i walka z kamiennymi gigantami. Gra, która emanuje trudnym do opisania klimatem. Podróżowanie po malowniczej, odizolowanej krainie, odkrywanie co jakiś czas pozostałości dawno wymarłej cywilizacji i w końcu epickie konfrontacje z gigantycznymi strażnikami tego świata, a wszystko w celu złamania największego tabu. Atmosfera panująca w tej grze jest tak niesamowita, że próby oddania jej słowami są z góry skazane na niepowodzenie. 1) ICO - właściwie mógłbym tu wkleić cały poprzedni akapit. Powód dla którego to ICO jest na szczycie listy jest prosty - gdyby nie ICO, nie byłoby SotC. Obie gry są równie zjawiskowe, ale to ICO zmasakrowało klimatem jako pierwsze. Ueda pozamiatał i pokazał, że przy odpowiednim nastawieniu (i wsparciu wydawcy) można tworzyć gry mocno ocierające się o artyzm. No, to teraz propsy dla tego, komu będzie się chciało to czytać Dobrze było być konsolomaniakiem w mijającej dekadzie.
-
No, to ja rozumiem. Tylko szkoda, że od kolejnego odcinka najwyraźniej powrót do niańczenia Winry. Proszę, niech ją ktoś zgładzi ; / Dobrze chociaż, że Alfons będzie miał te swoje zjazdy po kwasie
-
Film łapie plusa na wstępie za brak Karolaka w obsadzie.
-
To jak Kłentin zepsuł ostatni rozdział to przechodzi ludzkie pojęcie. Gdyby nie radosny szuter nakręcony przez Rotha (na bank kręcił to na serio i z pełnym wczuciem)i bondziornoł, to byłoby wręcz żenująco. A szkoda, bo pierwszy rozdział to małe mistrzostwo i podręcznikowy przykład jak należy budować napięcie. Akcja w knajpie też mocna i w dobrym stylu. Gdyby film cały czas trzymał taki poziom, byłaby szansa na pobicie Pulpa. A jest niestety bardzo nierówno. Obok scen świetnych (czyt. praktycznie wszystkich z Waltzem na ekranie), są też momenty słabe (egzekucja w lesie, nie wiadomo po co wepchnięta dłużyzna z austinem powersem, kiepskie rozwiązanie sytuacji w kinie, nieciekawa ostatnia scena). No i za mało bękartów w bękartach. Dla mnie to akurat minus i wali mnie elo przekorne podejście "wszyscy spodziewają się filmu o oddziale żydowskich sadystów, to ja zrobię z nich postacie drugoplanowe".
-
Ja zauważyłem, że już któryś raz na tym forum spora część wiary pojęciem "kino rozrywkowe" jest w stanie usprawiedliwić wszystko. Bezdennie głupią fabułę, nieciekawe postaci i dialogi, kiepską reżyserię, słabą grę aktorską. No bo jak to tak, gdyby w filmie rozrywkowym te elementy stały chociaż na przyzwoitym poziomie, to się nie godzi. Przecież to kino rozrywkowe, więc z automatu wszystko musi być płytkie jak kałuża na Saharze. Ba, nawet jak zaczyna być nudno, to i tak można sobie wmówić, że się świetnie bawimy oglądając po raz setny "epicką" bitwę różniącą się od wszystkich poprzednich tylko czasem i miejscem akcji. Wracając jeszcze do Złotych Globów, to żyri było blisko. Avatar, scenariusz i dramat to wyrazy bliskoznaczne.
-
Złoty Glob za scenariusz :o i najlepszy dramat Bez kitu, cywilizacja zachodu chyli się ku upadkowi.
-
Zombieland - film z gatunku obejrzeć i zapomnieć, ale mimo wszystko momentami nawet udany pastisz zombie movies. Początek daje nadzieję na solidną dawkę beki i gdyby taki poziom utrzymał się przez cały film, to byłoby bardzo dobrze. A jest raz lepiej, raz gorzej, z końcówką zajeżdżającą żenadą. Propsy za epizod z Murrayem. Całościowo średniaczek, ale ma momenty. Czyli mniej więcej poziom Avatara. Tylko trochę mniej nudny. 6,5/10
-
Ciekawe kto z forum pierwszy pojedzie sobie po strunach.
-
Nie no, jak ktoś daje Avatarowi 10/10 to poważnie powinien się czym prędzej udać na zabieg prostowania gustu
-
I tak hitem pierwszej kolejki jest interwencja bramkarza Moazmbiku http://www.youtube.com/watch?v=PZ_RyNBrsv0 Powinni to puszczać na w-fie dzieciakom jako instruktarz jak robić przewrót w przód :potter:
-
Ten nowy odcinek rzeczywiście straszna bieda. Konkurs na największą matkę teresę , kur/wa.
-
@dawniej masło - a ze mną Ci się nie pomyliło ? Tak przy okazji comical relief nadal ssie brudną murzyńską bagietę. Na szczęście jest go mniej niż na początku, ale i tak często burzy klimat. Co do krytyki, to odkąd serial zaczął iść torem mangi, automatycznie wskoczył na wysoki poziom. Zastrzeżenia miałem do pierwszych ~ 20 odcinków, które w bardzo słaby, momentami wręcz karykaturalny sposób streszczały wydarzenia z pierwszej serii.