-
Postów
10 901 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
48
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez Tokar
-
Inteligentna krytyka pod adresem moderatorów
Tokar odpowiedział(a) na Soniak temat w Opinie, komentarze - forum, magazyn
Weź go nie drażnij, bo pistolet na wiadomoco na bank ma przyszykowany i odbezpieczony. -
Inteligentna krytyka pod adresem moderatorów
Tokar odpowiedział(a) na Soniak temat w Opinie, komentarze - forum, magazyn
Spoko, kolejne 3 warny masz jak w banku <znajomości> -
Slumdog Millionarie - Mam mieszane odczucia. Początek świetny, motyw dzieciaka ze slumsów bez szkoły, będącego w stanie wygrać milionerów dzięki wiedzy zyskiwanej przypadkowo w toku doświadczeń życiowych sam w sobie świetny. Retrospekcje początkowo to świetnie nakręcona i zmontowana brudna pocztówka z Indii, kontrastująca z lukrowymi widokówkami rodem z bollywood czy choćby z Benjamina Buttona. Niestety, wraz z rozwojem wydarzeń na pierwszy plan wysuwa się wątek miłosny, który jest jakby żywcem wyjęty właśnie z bollywoodzkich koszmarków i zamienia film z dobrze rozkręcającego się dramatu w tanią telenowelę. Naiwnie i banalnie przedstawiona miłość od pierwszego wejrzenia, która oczywiście przetrwa wszystkie przeciwności po prostu osłabia. Wątek współczesny próbuje trzymać fason, ale i tak przy końcowym pytaniu się rozjeżdża, serwując taką dawkę emocjonalnego kiczu, że aż człowiek się zastanawia jakim cudem to może być ten sam film, który tak intrygująco się zaczynał i rozkręcał. Nagła, niczym niewytłumaczona przemiana Salima była po prostu śmieszna, tak samo zresztą jak , wyglądająca jak parodia Scarface. Telefon do przyjaciela i miziu-miziu oraz czułe słówka na koniec tylko dopełniają obrazu nędzy i rozpaczy. I jak tu ocenić taki film, do połowy świetny, później staczający się w błyskawicznym tempie po stromej równi pochyłej. Scena podczas napisów końcowych niby sugeruje, że taki ukłon w stronę bollywood był celowym zabiegiem reżysera, ale to nie jest żadne wytłumaczenie. To tak, jakby Kubrick kręcąc Lśnienie stwierdził, że będzie fajnie, jak od połowy z thrillera zrobi się musical i Nicholson ganiałby z siekierą za paszczurem jednocześnie śpiewając o pogodzie i stepując.
-
Inteligentna krytyka pod adresem moderatorów
Tokar odpowiedział(a) na Soniak temat w Opinie, komentarze - forum, magazyn
Abdul, daruj sobie marne próby rozkręcenia epic thread. Na wywołanie forumowej awanturki trochę za cienki w uszach jesteś -
No Tilda zdecydowanie ukradła show i tutaj powinien być oscar za żeńską rolę drugoplanową. Nominacja dla Pitta mocno naciągana, ma na koncie o wiele ciekawsze kreacje. Tutaj zagrał po prostu poprawnie, a oscar to się raczej za charakteryzację należy.
-
Ekipa ocenic six wierzy w to, bo Ben tak powiedział, a ekipa na wyspie, bo Locke tak powiedział, a jemu z kolei powiedział Richard :potter: Odcinek słaby z kilkoma przebłyskami, przypominający pierwszą połowę 3 sezonu. Za dużo intrygi w stylu mody na sukces (LA), za dużo miałkiego romansu i zbyt częste przeskoki w czasie (wyspa). Na plus kontynuowanie wątku krwotoków z nosa i akcja z jakąś ekipą z Indii. Na końcu ładny cliffhanger wyszedł. Jakoś tak zapomniałem o tej ekspedycji Rousseau, więc było to dla mnie miłe zaskoczenie. Odnalezienie Jina wyraźnie świadczy o tym, że to nie wyspa przenosi się w czasie, a ludzie z nią związani.
-
No to na przyszłość spoileruj te dodatkowe informacje
-
Z wątkiem szpitalnym koncept może i dobry był, ale rzeczywiście ten motyw drażni i za bardzo kinem familijnym disneya podjeżdża. Co do podróży życia, obmywania się w Gangesie i ostatnich scen to się zgadzam - lekkie żenua, Fincher przedobrzył trochę z tymi mądrościami ludowymi na koniec. Przy czym mimo świadomości tych i innych wad filmu, nadal twierdzę ,że jest on co najmniej dobry i w sumie po statuetkach dla Crash i Infiltracji oscar dla filmu takiego jak CCoBB powinien być.
-
No mi też Benjamin kojarzył się z Forrestem właśnie, ale to chyba bardzo pozytywne skojarzenie
-
Curious Case of Benjamin Button - Fincher po porażkowym Panic Romie i takim sobie Zodiacu wreszcie sobie przypomniał jak się kręci filmy. Choć niemrawy początek trochę rozczarowuje, to tak mniej więcej od momentu wizyty w burdelu zaczyna się robić coraz ciekawiej. Co prawda momentami poziom ckliwości niebezpiecznie podskakuje, trochę tu schematów w stylu "luke, i'm yor father !!1" i można czasem odnieść wrażenie, że film był tworzony według instrukcji z podręcznika "jak nakręcić film oscarowy", ale to wszystko nieważne, bo ogląda się to świetnie i 3 godziny lecą bardzo szybko. Motywy takie jak "efekt motyla" czy żywy piorunochron są bardzo fincherowskie, a Pitt chyba jest dla reżysera tym, kim Depp dla Burtona. Aktorsko jeszcze epizod Tildy Swinton bardzo mi się podobał - jak zawsze brzydka i bardzo interesująca
-
Pewno na limitowaną edycję Cars ze złotym resorakiem starczyło.
-
Tak na dobrą sprawę nie jest powiedziane, że Ben spotyka się Hawking akurat w LA ;] A komizm ucieczki Hurleya z nieprzytomnym Sayidem jak najbardziej zamierzony i udany
-
No przecie to dymek był.
-
Raczej nie, bo nie wiem czy zauważyłeś, ale dowodzącym tej grupki był chłopak Alex, którego przecież komando ćwoki z tankowca zaciukali w poprzednim sezonie. Najwyraźniej jest to okres walk pomiędzy the others i the hostiles, ale nie w jakiejś odległej przeszłości, tylko kilka lat przed katastrofą Oceanic 815, bo koleś (jak u tam było, Josh ?) nie wgląda na specjalnie młodszego. W ogóle jeszcze odnośnie Faradaya w okresie budowy Orchidei - jeżeli to nie był skok w czasie, a skok świadomości jak u Desmonda, to stawiałoby to Dana w roli drugiej po Richardzie niestarzejącej się postaci :o No i mam nadzieję, że krwotok z nosa Charlotte to nie oklepany do granic możliwości nowotwór mózgu, tylko coś ciekawszego. W 4 sezonie była taka scena, w której Dan i Charlotte przeprowadzali ćwiczenie na pamięć. Nie pamiętam czy osobą mającą zapamiętywać był Daniel czy Charlotte, ale jeśli to ona (a raczej tak, bo przecież skarżyła się, że nie może sobie przypomnieć nazwiska panieńskiego matki), to miałoby to jakiś sens.
-
Też na początku tak myślałem, ale po zastanowieniu zachowanie i reakcja Faradaya na słowa szefa ekipy od odwiertów wskazują jednak na to, że to nie jest zwykły flashback. Więc albo była to podróż w czasie na skutek jednego z błysków na wyspie (którego jeszcze nie widzieliśmy, czyli wtedy byłby to po części flash forad ), albo jazda ala Desmond po utracie "stałej". Jeżeli to drugie, to faktycznie oznaczałoby, że Faradey był obecny na wyspie w okresie początków Dharmy. Podróże w czasie to baaardzo śliski temat i mam nadzieje, że scenarzyści się w tym nie pogubią i nie porobią głupot. Jeszcze taka mała dygresja - o ile już dawno pogodziłem się z tym, że lost to serial z pogranicza mystery/s-f i absolutnie nie mam żadnej nadziei na naukowe, wiarygodne wyjaśnienie zachodzących na wyspie zjawisk, tak motyw z zakapturzoną zakonnicą wyznaczającą w podziemiach kościoła współrzędne przy pomocy magicznego wahadełka i repliki C64 to już trochę za duży odjazd jak dla mnie.
-
No a co innego ?
-
SPOILERY Hurley w roli zbiega był rewelacyjny, idealnie wpasował się w przerwę w nadawaniu prison break :> Co tu dużo gadać, serial trzyma poziom, widać że pomysł na ciągnięcie tego do przodu w sposób ciekawy i niewymuszony jak najbardziej jest. Początkowo sądziłem, że motyw podróży w czasie będzie tanim pretekstem do wskrzeszania wszystkich, którzy dali się zabić przez te 4 sezony. Niby z jednej strony za bardzo się nie pomyliłem, bo przez te 2 odcinki pojawiło się naprawdę sporo gości zza grobu, ale na szczęście Faraday jasno nakreślił, że time paradoxów choćby bardzo chcieli, to i tak nie wywołają (swoją drogą ciekawe jak to się ma do prawdziwych teorii), więc to są wszystko chwilowe występy gościnne.
-
Odcinek zerowy w ogóle został wyemitowany ? Bo jakoś nigdzie nie ma ; /
-
O, widzę że publicznie kamienujemy Halo, to ja chętnie swoją cegłę dorzucę Design wszystkiego w tej serii przyprawia mnie o pusty śmiech i wprawia zadumę jak przy tak przedstawionym świecie i postaciach ktoś może traktować ten temat na poważnie. Osławione laserki-blasterki, skrzeczące wiewiórki, bronie jak u power rangers, wszystko w konwencji space marines dla 14-latków. Założenia fabularne uniwersum Halo może i są ciekawe (gdzieś czytałem artykuł na ten temat i można by z tego wyrzeźbić naprawdę niezły kawałek wkręcającego sci-fi), ale twórcy nie potrafią odpowiednio przedstawić wymyślonej przez siebie historii. Beznadziejna reżyseria cutscenek, żenujące dialogi, postaci kompletnie bez charyzmy z zieloną konserwą na czele, patos w najgorszym możliwym wydaniu. Jeśli chodzi o pozostałe kwestie, to o ile jedynka jako pierwsza pokazała, że konsolowy fpp nie musi odstawać pod kątem technicznym od pecetowych tuzów gatunku o kilkaset lat świetlnych i bodajże jako pierwsza na konsolach dawała możliwość przechodzenia kampanii w co-ope, tak już kolejne części to po prostu zwyczajne strzelanki fpp w ciężkostrawnych klimatach. Do tego H3 jak na wybitnie ważną grę dla XO, mająca gigantyczny budżet, prezentuje się delikatnie mówiąc bardzo przeciętnie.
-
HEHE, wracam dzisiaj z roboty, a tu się okazuje, że starzy pod wpływem impulsu kupili sobie w artdomie S4000 32" I teraz weź im wytłumacz, czemu niektóre kanały z analogowej kablówki wyglądają gorzej niż na ruskim rubinie i że nie ma takich cudów, żeby "kwadratowy" sygnał rozciągnięty na całą powierzchnię prostokątnego ekranu nie był zniekształcony A powiedz, o co chodzi z tym wbudowanym tunerem ? Tzn. że jakbym chciał dajmy na to cyfre plus czy tam właśnie taką pseudo platformę cyfrową z kablówki (ja mam mutimedia akurat), to nie musiałbym już w takim układzie brać od nich dekodera, tylko sam talerz ? W ogóle przeglądam sobie właśnie oferty tych wszystkich platform cyfrowych i normalnie ręce opadają. Pomijając już fakt całych 5 kanałów HD w ofercie, na których i tak gów/no leci, to ceny i dobór programów w pakietach cyfrowych przyprawia o pusty śmiech. Mam nadzieje, że na 26" i po pogrzebaniu w ustawieniach jakoś dam radę przystosować się do analogowej kablówki, bo z taką sr/aczkę jaką oferują te wszystkie enki srenki nie mam zamiaru płacić.
-
Ale V4500 zdaje się różni się tym, że zamiast 30000:1 kontrastu dynamicznego ma raptem 33000:1 plus wmontowany jakiś dekoder cyfrowej tv naziemnej, który w naszych realiach i tak się chyba nie przyda przez najbliższe 20 lat. Wczoraj widziałem oba modele na żywo i V wygląda fajnie tylko na obrazkach w necie, na żywca design bez polotu i srebrny głośnik nie pasujący kompletnie do reszty obudowy. S za to bardzo pozytywne wrażenie na mnie zrobiło, więc chyba na ten model padnie. Drobna różnica w kontraście plus gorsze wrażenia estetyczne w pakiecie nie są chyba warte dopłacania 2 stówek
-
Nie ma mowy o dołożeniu, mam tyle kasy do dyspozycji ile mam <bida> Przekątna 26", bo większy będzie mi 3/4 pokoju zajmował Dlatego prosiłbym o odpowiedź, czy S4000 i V4000 czymś istotnym się od siebie różnią ?
-
Teraz tak, czy Bravia S4000 i V4000 różnią się czymś istotnym poza designem ? Bo ja żadnych różnic w danych technicznych na stronie Sony nie mogę wychwycić. Wizualnie trochę bardziej podoba mi się V, ale nie na tyle, żeby to miało decydować o zakupie (biorąc pod uwagę różnicę w cenie).
-
Mi nie chodziło o porównanie z ostatnią częścią Rocky'ego, tylko ogólnie z serią. Parę razy był przecież taki motyw, że niby Balboa miał się już wycofywać, chciał jakoś inaczej ułożyć sobie życie, ale szybko dochodził do wniosku, że nie potrafi robić w życiu niczego poza napierdalaniem ludzi po mordach i wracał na ring. W którejś części też było tak, że coś tam się zje/bało i cała zgromadzona fortuna poszła się walić, komornik im właził na chatę itd. Także trochę analogii jednak jest Co do muzyki, to mi akurat pasowała. G n' R podczas wejściówki idealnie się wpasowało w klimat, kawałek Springsteena świetny. Generalnie muzyka, tak jak i cały film, dużo bardziej zwyczajna niż w poprzednich filmach D.A., co nie znaczy że słaba.
-
No tu bym się nie zgodził, Cage to taki specyficzny aktor, u którego na 50 gównianych filmów przypada jeden bardzo dobry. Oprócz Leaving Las Vegas świetnie wypadł też w Lord of War i The Weather Man. Także potencjał ma, szczególnie do grania ludzi zje/banych przez życie imho, a że ciągle wybiera role w filmach akcji klasy D, to większość odbiera go tak, a nie inaczej. W The Wresler pewnie zagrałby tak, że wielu by się zdziwiło Jeszcze co do samego filmu, to choć naprawdę bardzo dobry, to jednak spośród całości twórczości Darrena w moim prywatnym, jedynie słusznym rankingu jest na końcu stawki. Zbyt zwyczajny to film po prostu. Taki Rocky po solidnym tuningu stylistyczno-intelektualnym. 1. Pi = The Fountain 2. Requiem 3. The Wrestler W sumie teraz Aronofsky mógłby wziąć się w ramach eksperymentu za jakąś komedię, ciekawe jak by mu poszło